Ponad granicami

Jeden z najbardziej wpływowych - obok Chicka Corei i Herbie Hancocka - pianistów współczesnego jazzu. Jego wszechstronna, wypełniona sukcesami działalność trwa już od trzydziestu lat. Tym, co wyróżnia go spośród innych, jest brzmienie - przymglony, romantyczny klimat fortepianu Jarretta rozpozna nawet najmniej wyrobiony fan.

27.04.2003

Czyta się kilka minut

Jak każdy wybitny artysta Jarrett jest postacią kontrowersyjną - zarówno jako muzyk, jak i człowiek; obok olśniewających koncertów i wspaniałych albumów zdarzają mu się ewidentne potknięcia, chimeryczna i egocentryczna natura zaś nie przysparza mu dobrej sławy. Ma zatem gorących wielbicieli, którzy uważają go za guru, twórcę nowego, kontemplacyjno-mistycznego stylu w jazzie, ale i spore grono sceptyków, wytykających mu eklektyzm, stylistyczne lawiranctwo, a nawet manipulowanie emocjami słuchaczy.

Wszyscy są jednak zgodni co do jednego: Jarrett to wielka indywidualność, wybitny instrumentalista, genialny improwi-zator, pianista o nienagannej technice, erudycji muzycznej i niewyczerpanym wprost potencjale twórczym.

Droga do Milesa

Urodził się 8 maja 1945 roku w Allentown w Pensylwanii. Od wczesnego dzieciństwa zdradzał nieprzeciętne uzdolnienia muzyczne; w wieku trzech lat rozpoczął naukę gry na fortepianie, jako siedmiolatek zaś dał pierwszy publiczny koncert. Wcześnie zaczął komponować i jeździć w trasy koncertowe; nie mając ukończonych 11 lat podróżował już z zespołem Freda Waringa, zadziwiając publiczność poziomem gry i dojrzałością własnych utworów.

Nadal doskonalił się jako muzyk. Studiował najpierw w klasie kompozycji Nadii Boulanger, a następnie przez rok w słynnej Berklee School of Music w Bostonie; tam też założył swój pierwszy zespół. W 1964 roku wyjechał do Nowego Jorku; grał w zespole Tony'ego Scotta i Rolanda Kirka, a w grudniu 1965 został członkiem Jazz Messengers Arta Blakeya, w którym odbył solidny staż.

Po trzech miesiącach odszedł z zespołu, by związać się na dłużej (1966-69) z kwartetem saksofonisty Charlesa Lloyda - moment ten uważa się za prawdziwy początek światowej kariery Jarretta. Zespół wykonywał nowoczesną muzykę, która wyraźnie wykraczała poza schematy jazzu środka, tworząc podstawy kierunku nazwanego później fusion albo jazz-rockiem.

Jarrett świetnie sprawdzał się w tej stylistyce; podczas koncertów olśniewał słuchaczy nieskazitelną techniką, pełnymiinwencji improwizacjami, głębokim zaangażowaniem w wykonywaną muzykę. Grupa Lloyda nagrała kilka bardzo dobrych albumów (m.in. „Forest Flower”) i koncertowała niemal na całym świecie (Europa, ZSRR, Daleki Wschód); starsi fani pamiętają zapewne jej występ podczas Jazz Jamboree 1967.

Współpraca Jarretta z Lloydem, a potem koncerty z własnym triem, nie uszły uwadze samego Milesa Davisa, który wkrótce ściągnął go do swego zespołu (grali tam wówczas m.in. Wayne Shorter, Joe Zawinul, Chick Corea, John McLaughlin). Podczas gdy zelektryfikowana formacja Milesa (z organami i fortepianem Fendera) odnosiła spektakularne sukcesy, pianista wciąż odczuwał potrzebę realizowania własnej wizji muzyki opartej na brzmieniach akustycznych.

W przerwach pomiędzy koncertami i sesjami z Davisem, zaczął kompletować nowy zespół, w którym znaleźli się Charlie Haden, Paul Motian oraz saksofonista Dewey Redman. Kwartet Jarretta, działający w tym składzie do 1976 roku, był jedną z najlepszych grup akustycznych lat 70., zespołem poruszającym się po szerokich obszarach jazzu, otwartym na nowe trendy i brzmienia. Za najciekawsze albumy tego okresu uznaje się m.in. „Expectations” (1971) oraz „The Survivor's Suite” (1976), zawierający doskonale napisaną i bogatą kolorystycznie muzykę (Jarrett grał tam również na saksofonie sopranowym, fletach, instrumentach perkusyjnych i czeleście).

Słuchać w transie

Lata 70. były chyba najlepszym, najbardziej twórczym okresem w karierze pianisty. Największą popularność przyniosły mu występy solowe. W pierwszej połowie dekady był bodaj jedynym pianistą jazzowym, który grając bez wsparcia tradycyjnej sekcji rytmicznej potrafił ściągnąć na swe koncerty tłumy słuchaczy.

Recitale Jarretta polegały, mówiąc w dużym uproszczeniu, na wykonaniu przeważnie dwóch rozbudowanych (30-45-minutowych) improwizacji, których forma, charakter, starannie stopniowana dramaturgia oraz dosłownie fizyczne wgłębianie się pianisty w kreowane dźwięki, wprowadzały słuchaczy w hipnotyczny trans. Podobne emocje musiały towarzyszyć dziewiętnastowiecznej publiczności podczas popisów Paganiniego czy Liszta.

Jednym z pierwszych albumów solowych Jarretta był „Facing You” (1971), w którym elementy klasyki i rdzennej muzyki amerykańskiej ujawniły pod palcami pianisty wiele wspólnych cech. Potem ukazał się jeszcze: „Solo Concerts: Bremen and Lau-sanne” (1973), a w 1975 „The Koln Concert”, który został entuzjastycznie przyjęty zarówno przez fanów jazzu, jak i miłośników rocka. Niemiecki krytyk J.E. Berendt napisał, że Jarrettowi udało się uduchowić rockowe riffy za pośrednictwem języka jazzu. Warto dodać, że album ten był pierwszym jazzowym krążkiem, który wydano wraz z nastaniem epoki nagrań cyfrowych; jest on też do dziś najlepiej sprzedającą się płytą Jarretta.

W kolejnych latach pianista kontynuował działalność solową, choć jego występy i albumy nie miały już świeżości i temperatury pierwszych płyt. Po „The Koln Concert” ukazały się jeszcze m.in. „Sun Bear Concerts” (1976), „Invocations” (1979-80), „Spirits” (1985), „Vienna Concert” (1991), „La Scala” (1997).

Romantyczna natura

W połowie lat 70. Jarrett założył kolejny zespół, angażując tym razem muzyków europejskich: Jana Garbarka, Pallego Danielssona i Jona Christensena. W 1974 roku grupa nagrała „Belonging”, który nadal uchodzi za jeden z najlepszych zespołowych albumów w całej karierze Jarretta; oprócz lidera, bohaterem płyty jest Jan Garbarek, którego słowiańskie korzenie idealnie przy stają do romantycznej natury pianisty.

Kwartet dokonał wielu świetnych nagrań, wśród których wyróżniają się „My Song” (1977), „Nude Ants” (1979), a zwłaszcza „PersonalMountains” (1979). Trzeba wyraźnie podkreślić, że do sukcesów Jarretta w tym czasie (i później) przyczyniła się w dużej mierze niemiecka wytwórnia ECM (artysta związał się z nią na początku lat 70.) i jej szef Manfred Eicher, który nie tylko współtworzył poetycką stylistykę muzyki Jarretta, ale dbał też o cały jego wizerunek artystyczny.

Ważną rolę w karierze pianisty odegrał kolejny zespół z Garym Peacockiem i Jackiem DeJohnette, który powstał na początku lat 80. Nowe trio zasłynęło przede wszystkim z niezwykle oryginalnych interpretacji standardów jazzowych. Muzycy nie rozpoczynali utworu od eksponowania całego tematu; ich metoda polegała na wykorzystaniu jedynie początkowego motywu, jakiegoś charakterystycznego zwrotu lub pochodu akordów, wokół których budowali skomplikowaną, wielowarstwową strukturę odbiegającą daleko od pierwowzoru.

Album „Standards” ukazał się w 1983 roku i wywołał głębokie poruszenie w świecie jazzowym; Jarrett udowodnił, że standardy są nadal żywą muzyką o wielkim potencjale. Nagrania tria spowodowały powstanie mody na standardy, której ulegli zarówno debiutanci, jak i doświadczeni muzycy.

Najsłynniejszym „standardowym” albumem okazał się „Standards Live”, zarejestrowany podczas paryskiego koncertu w 1985 roku. Wkrótce potem Jarrett zagrał podobny program na Jazz Jamboree - było to najważniejsze wydarzenie tego festiwalu. Do standardów Jarrett, Peacock i DeJohnette wracali jeszcze wielokrotnie - ostatnio w roku 2000 (album „Whisper Not”).

Na przełomie lat 80. i 90. Jarrett zwrócił się także w kierunku muzyki poważnej. Nagrał „Das Wohltemperierte Klavier”, „Suity Francuskie” i „Wariacje Goldbergowskie” Bacha, wykonywał koncert fortepianowy Barbera, komponował utwory na składy kameralne i orkiestrę symfoniczną, eksperymentował z organami kościelnymi.

Niezwykle intensywna i różnorodna działalność stała się w 1996 przyczyną wyczerpania fizycznego i nerwowego. Jednak trzy lata później pianista powrócił do koncertów i nagrań w towarzystwie sprawdzonych partnerów - Peacocka i DeJohnette'a; z muzykami tymi wystąpi 30 kwietnia w Warszawie.

Jak dawni mistrzowie

Na czym polega fenomen Jarretta? Czy jego działalność można jednoznacznie zdefiniować i poddać całościowej ocenie?
Na pewno nie jest to artysta, którego sztukę powinno się rozpatrywać w ramach jednej kategorii, nawet tak szerokiej jak jazz. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że Jarrett jest muzykiem jazzowym; wywodzi się wszak ze szkoły Billa Evansa, jest jego najwybitniejszym kontynuatorem, w swej sztuce najsprawniej posługuje się językiem tej właśnie muzyki.

Natomiast cały jego obszerny i zróżnicowany dorobek świadczy o tym, że artysta ten dawno przekroczył granice jazzu w tradycyjnym znaczeniu tego terminu. Niektórzy widzą w nim jazzowego romantyka nawiązującego do sztuki dawnych mistrzów. Pianista dba zresztą o to, by nawiązania te były mniej lub bardziej czytelne; w swej muzyce chętnie wykorzystuje barokową polifonię, motorykę i melodyczną klarowność klasycyzmu, wirtuozerię i egzaltowaną uczuciowość romantyzmu (Schumann, Chopin), postromantyczną i impresjonistyczną harmonikę (Skriabin, Debussy). Osobowość Jarretta odpowiada powszechnemu wizerunkowi romantyka.

Jazz, tradycja europejska i wreszcie muzyka świata - Jarrett nie uznaje podziałów. To właśnie śmiałość i łatwość przekraczania granic muzyki, swoboda w poruszaniu się po całym dźwiękowym uniwersum stanowi chyba istotę jego sztuki. Zasługi Jarretta doceniła Królewska Szwedzka Akademia Muzyki przyznając mu prestiżową nagrodę Polar Music Prize, którą artysta odbierze z rąk króla Szwecji w maju tego roku.

BOGDAN CHMURA jest muzykologiem, autorem haseł jazzowych do encyklopedii muzycznej PWM. Współpracuje z magazynem ,,Jazz Forum”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Jazz w Tygodniku (17/2003)