Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kampania przed referendum dotyczącym wstąpienia Polski do Unii Europejskiej pokazała, czym można dziś straszyć Polaków. Przeciwnicy akcesji sugerowali, że integracja oznacza m.in. utratę suwerenności i Ziem Odzyskanych, bankructwo rolników i wykupienie majątku narodowego przez Niemców. Ale straszenie ma w III RP długą historię. Przypominają ją w POLITYCE (23) Mariusz Janicki i Wiesław Władyka.
U początków III RP (czyli na przełomie 1988 i 1989 r.) tkwił lęk podstawowy: czy komuniści oddadzą władzę, a przynajmniej czy się nią podzielą? Okrągły Stół zapowiadał przełom, ale tym silniejsze były wątpliwości: czy jednak PZPR dotrzyma obietnic? czy wojsko i służby MSW nie wyjdą nagle z koszar i pięknej bajki nie zamienią w dramat? Nawet opozycyjne legendy nawoływały, by nie wycinać tzw. listy krajowej, z której do kontraktowego Sejmu mieli kandydować partyjni bonzowie. Janusz Reykowski, wówczas członek władz partyjnych, wprost stwierdzał w „Trybunie Ludu”, że ustroju nie zmienia się kartką wyborczą. A Mieczysław F. Rakowski, ówczesny I sekretarz KC PZPR, wyrażał mglistą nadzieję, że „społeczeństwo w pewnym momencie może osiągnąć taki sposób zmęczenia, przy którym przestaje się interesować demokracją i chce już tylko spokoju, silnej władzy”. Społeczeństwo się nie zmęczyło. Listę krajową wycięło w pień i żadnej kary za to nie było. Lecz zaraz po czerwcowych wyborach radość ze zdobycia prawie wszystkich możliwych foteli w parlamencie mieszała się z obawą, czy PZPR i jej sojusznicy taką porażkę przełkną: czy nie powiedzą nagle, że nie tak sobie wyobrażali stabilizację? Równocześnie pojawił się strach przed „kolaboracją”, pojmowaną jako choćby minimalne „umoczenie” byłej opozycji demokratycznej w dawnym systemie - jej symbolem był wybór gen. Jaruzelskiego na prezydenta czy objęcie siłowych resortów w rządzie Mazowieckiego przez ministrów o PZPR-owskim rodowodzie.
Już w 1990 r. pojawił się strach przed Leszkiem Balcerowiczem - jako tym, który rzekomo niszczy wieloletni dorobek kraju, obala tzw. zdobycze socjalizmu i odbiera święte przywileje. Z kolei rozpętana przez Lecha Wałęsę podczas kampanii prezydenckiej 1990 r. „wojna na górze” stała się powodem alarmów o zagrożeniu demokracji (oraz jedności obozu postsolidarnościowego). Rychło jednak strachem nr 1 stał sięinny kandydat na głowę państwa, czyli Stanisław Tymiński. Prezydentura Wałęsy (1990-1995) przyniosła nasilenie obaw o au-tokratyzm i rządzenie dekretami. Wraz z powrotem do władzy w 1993 r. postkomunistów, wróciły też obawy o rządy towarzyszy Szmaciaków i wstrzymanie reform (niektórzy wieszczyli wręcz powrót cenzury i innych atrybutów przeszłego reżimu). Pierwsza połowa lat 90. to także strach przed fundamentalizmem: wraz z wprowadzeniem religii do szkół, sporem wokół zakazu aborcji, odzyskiwaniem nieruchomości i wprowadzeniem w szybkim trybie konkordatu pojawiły się głosy o zagrożeniu dominacją Kościoła katolickiego i państwem wyznaniowym. Wtedy też - w efekcie pierwszych sygnałów o wielkich aferach typu FOZZ czy Sznapsgate - zaczęto mówić o rozpadzie struktur państwa oraz tajemnym polityczno-biznesowym i wręcz mafijnym układzie, który trzęsie Polską. Nałożyły się to opinie o wszechwładzy służb specjalnych (po historii z teczkami Macierewicza, sprawie inwigilacji prawicy oraz historii z Olinem).
Silne fobie wywołała dyskusja wokół nowej konstytucji: przywoływano Targowicę, straszono Polską jako państewkiem afrykańskim, pozbawionym swobód, tradycji i odwróconym od Boga.
Wolny rynek i zmiana struktur społecznych wywołały nowe bądź na niespotykaną dotąd skalę ujawniły dotąd uśpione obawy: ciągle rośnie przecież strach przed przestępczością, korupcją, bezrobociem, przyszłością dla dzieci, po aferze Rywina - wszechwładzą i bezkarnością „towarzystwa” polityczno-biznesowego. Ostatni wzrost notowań partii skrajnych przyniósł zaś widmo triumfu populizmu oraz Polski rządzonej przez Leppera i ludzi ojca Rydzyka.
Podczas kampanii referendalnej przeciwnicy integracji podsycali strach przed Europą: władzą mitycznej Brukseli (utożsamianej nawet z dawną zależnością od Moskwy), eurobiurokracją, możliwością traktowania Polaków jako wyrobników II kategorii w bogatszych państwach UE, ekspansją homoseksualistów i feministek, wzorów antyrodzinnych i antykatolickich. Wreszcie nasiliły się wizje wykupu polskiej ziemi i przedsiębiorstw przez obcych (zwykle Niemców) - istniejące zresztą przez cały okres III RP.
Na szczęście rzeczywistość nie poszła samozwańczym prorokom na rękę. Z większości kryzysów jakoś wybrnęliśmy. Nie rozdziobały nas kruki, wrony.