Polskie plemiona

Kiedy Antoni Macierewicz ogłasza "bez cienia wątpliwości", że w śledztwie smoleńskim mieliśmy do czynienia z fałszerstwami i świadomym okłamywaniem społeczeństwa, nawet dla ludzi najbardziej obojętnych sprawa musi się stać bardzo ważna.

25.01.2011

Czyta się kilka minut

Co czuje zwykły obywatel, kiedy zapoznaje się z przebiegiem "wojny smoleńskiej"? Mimo poświęconego jej w obfitości czasu antenowego i mnogości artykułów jest chyba nieco zagubiony. Z jednej strony słyszy (od Jarosława Kaczyńskiego), że nie mamy istotnych dla ustalenia prawdy narzędzi i dokumentów, z drugiej (właściwie również od lidera PiS) otrzymuje werdykt o winie Rosjan i polskiego premiera. Dociera do niego zapewnienie, że premier stanie przed Trybunałem Stanu, gdy tymczasem premier wyjaśnia, że raport MAK dotyczy ustalenia przyczyn katastrofy, a nie - wskazania winnych. Celem pracy Rosjan było zbadanie przyczyn w celu zapobieżenia podobnym katastrofom w przyszłości; raport MAK ma posłużyć Rosjanom, Polsce zaś będzie służył analogiczny dokument, którego jeszcze nie ma.

Obywatel słyszy, że MAK nie wziął pod uwagę, co się działo w wieży kontrolnej na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Jednocześnie z licznych cytowań można wnosić, że w gruncie rzeczy wiemy, co się tam działo: znamy treść rozmów telefonicznych, wiemy o szukaniu wsparcia w Moskwie przy podejmowaniu decyzji co do lądowania samolotu wiozącego polskiego Prezydenta. Obywatel słyszy wreszcie, że raport MAK jest policzkiem wymierzonym Polsce, upokorzeniem itd. Z tym, że raport zawiera poważne braki, wszyscy się zgadzają.

Zakładam, że wszystkie strony sporu dysponują tym samym materiałem dowodowym. Różnica ich interpretacji jest oczywiście uprawniona. Ważne, by interpretacja była racjonalna i oparta na stwierdzonych z całą pewnością faktach, podczas gdy - jak można wnosić z tego, co dociera do naszej wiadomości - pewności co do najważniejszej kwestii wciąż nie ma. Dlaczego piloci prezydenckiego samolotu mimo gęstej mgły podjęli próbę lądowania? I dlaczego, choć w ostatniej chwili próbowali to lądowanie przerwać, nie udało im się poderwać maszyny? Może śledztwo prokuratury to wyjaśni.

Trudno też zwykłemu obywatelowi wyrobić sobie zdanie na temat wybranej przez premiera procedury śledztwa. Prezes Kaczyński i jego strona twierdzi, że wybór konwencji chicagowskiej był co najmniej błędem, jeśli nie przestępstwem (utrudniania śledztwa). Tymczasem prof. Zbigniew Ćwiąkalski, który nie ma powodów, by obdarzać premiera nadmiernie ciepłymi uczuciami, stwierdza: "Nie ma żadnych wątpliwości, że jedyną możliwością prowadzenia badania przyczyn katastrofy była i jest konwencja chicagowska, której sygnatariuszem są i Polska, i Rosja. Nie ma też wątpliwości, że przywoływane przez opozycję porozumienie z Rosją z 1993 r. zupełnie nie nadaje się do badania tej katastrofy. Porozumienie to dotyczy lotów wojskowych, tj. takich, w których wypadkowi ulega samolot transportujący żołnierzy na ćwiczenia etc. Lot TU 154M do Smoleńska takim lotem nie był. Rząd Polski nie miał więc wyboru co do bazy prawnej w wyjaśnianiu katastrofy. Konwencja chicagowska jednoznacznie też rozstrzyga, kto prowadzi śledztwo: kraj, na terenie którego doszło do katastrofy".

Siłę głosu eksperta (w tym przypadku w dziedzinie prawa) nieco osłabia oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego, że gdyby to od niego zależało, to wszystkich ekspertów poddałby dokładnym badaniom przez wiadome służby.

Dla wielu Polaków debata wokół tragicznej katastrofy prawdopodobnie nie jest ani sprawą centralną, ani najważniejszą. Dla wszystkich jednak ważne jest, kto kieruje krajem, i kiedy szef parlamentarnego zespołu ds. badania przyczyn katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz ogłasza, "bez cienia wątpliwości", że w śledztwie smoleńskim mieliśmy do czynienia z fałszerstwami, mataczeniem i świadomym okłamywaniem społeczeństwa przez członków polskiego rządu, a następnie zarzuca premierowi Donaldowi Tuskowi zdradę stanu, nawet dla najbardziej obojętnego obywatela sprawa musi się stać bardzo ważna.

Różnice w interpretowaniu faktów mnie nie niepokoją, lecz przeraża mnie klimat narastającej nienawiści. Płynie z góry i powoli ogarnia społeczeństwo, które zaczyna się dzielić na dwa plemiona. Na plemię Hutu i na plemię Tutsi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2011