Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O nominacji Michała Probierza na selekcjonera reprezentacji Polski powiedziano już naprawdę wszystko, w tonie najczęściej – takie czasy, taki PZPN – sarkastycznym. Mnożyć memów nie ma sensu, powtarzać się nie ma sensu, nie ma sensu rozdzierać szat nad brakiem odpowiedzi na pytanie, dlaczego jeśli już Polak, to nie Marek Papszun, ubiegłoroczny mistrz Polski z Rakowem, a Probierz, którego jedynymi sukcesami w trakcie kilkunastoletniej kariery były dwa Puchary i dwa Superpuchary Polski z Jagiellonią i Cracovią, ale który (oddajmy jedyną sprawiedliwość tej decyzji) dowiedział się czegoś o pracy selekcjonera pracując z reprezentacją młodzieżową. Nie ma sensu przypominać konfliktów, jakie nowy selekcjoner wywoływał w klubach, które zatrudniały go w przeszłości. Murów, jakie wznosił. Tyrad na konferencjach prasowych. Decyzji personalnych, które z pewnością były odważne, gorzej z merytorycznością. Jest natomiast sens powiedzieć, że to kolejny wybór mający na celu tylko i wyłącznie dojutrkowanie.
PODKAST TYGODNIKA POWSZECHNEGO
Polski futbol jest jak polskie państwo [Tematy Tygodnika]
O tym, że sprawy polskiego futbolu kojarzą mi się ze sprawami kraju, pisałem w bieżącym numerze „Tygodnika Powszechnego”. Wspominałem tam, że jednym z przekleństw polskiej polityki jest niemyślenie w kategoriach przekraczających horyzont jednej kadencji Sejmu – a najczęściej po prostu najbliższych wyborów. Przekładając to na decyzje władz PZPN: ich horyzont nie przekracza najbliższych kilku meczów, w których nowy selekcjoner ma uratować awans – zapewne przez baraże – do najbliższych mistrzostw Europy. Liczy się tylko wynik i doraźny efekt, nie liczy się styl, program i myślenie o przyszłości. O planowaniu w dalszej perspektywie, budowaniu reprezentacji, która mogłaby coś osiągnąć w kolejnym mundialu, o rewolucji kulturowej, która odpowiadałaby i wymaganiom nowoczesnego futbolu, i aspiracjom kolejnych pokoleń grających w piłkę młodych Polaków, nie ma mowy.
Dlaczego? Ano dlatego, że piłkarskie rewolucje zwykle wymagają czasu. W świetnej „Polskiej myśli szkoleniowej” Michał Zachodny przypomina, że zanim reprezentacja Niemiec wykorzystała nową jakość inaczej wychowywanych i myślących zawodników, ponosiła klęski w trakcie Euro 2004 i w serii meczów towarzyskich. Podobnie mozolili się Hiszpanie, zanim korzystając z dobrodziejstw tiki-taki nauczyli się podbijać Europę i świat, a następnie Włosi. Czasu wymaga zbudowanie ośrodków twórczego fermentu, jakimi są Coverciano czy Clarefontaine, gdzie uczą się trenerzy i pracują reprezentacje Włoch czy Francji. Czasu wymaga opracowanie spójnego programu szkolenia młodzieży, a potem obserwowanie, jak wchodzi w życie.
Tego straconego czasu szkoda dziś najbardziej. Czasu wyznaczonego przez Euro 2024, po którym zapewne znów będziemy zaczynać od nowa. Czasu, który już upłynął od mundialu w Katarze, w którym i awantura o premie, i styl gry zweryfikowały negatywnie trenera Czesława Michniewicza – również zatrudnionego na zasadzie dojutrkowania po rejteradzie Paulo Sousy. Wybierając Fernando Santosa Cezary Kulesza także zresztą dojutrkował – wizerunek utytułowanego szkoleniowca z zagranicy głaskał nasze ego i uspokajał nastroje, ale trenerski styl Portugalczyka i jego podejście do obowiązków w Polsce rewolucji nie wróżyły, a szansa, by – dzięki powiększeniu liczby uczestników Euro i łatwym losowaniu grupy eliminacyjnej – potraktować tę kampanię jako przetarcie przed ważniejszymi celami, została zmarnowana.
Napisałem, że szkoda straconego czasu. Szkoda oczywiście kibiców i piłkarzy – tyle że kiedy wspominam tych ostatnich, to szkoda już nie tylko najstarszych, jak Robert Lewandowski czy Wojciech Szczęsny, których będzie trzeba uznać za przedstawicieli kolejnego w polskiej piłce reprezentacyjnej straconego pokolenia. O tym, że zmarnują się młodsi o dekadę Szymański, Kiwior, Kamiński czy Kozłowski, albo że zmarnują się chłopcy, którzy tak pięknie grali podczas tegorocznych mistrzostw Europy do lat 17 na Węgrzech, Cezary Kulesza pomyśli jutro.