Po katastrofie, przed katastrofą

Stolica regionu Lombardii to dziś znowu kruche i przygnębione miasto, w kraju równie jak ono pogrążonym w epidemicznym chaosie.

16.11.2020

Czyta się kilka minut

Camilla De Leonardis, właścicielka bistro w mediolańskiej dzielnicy Isola, jak wszyscy restauratorzy może sprzedawać kawę tylko na wynos. 6 listopada 2020 r. / LUCA BRUNO / AP / EAST NEWS
Camilla De Leonardis, właścicielka bistro w mediolańskiej dzielnicy Isola, jak wszyscy restauratorzy może sprzedawać kawę tylko na wynos. 6 listopada 2020 r. / LUCA BRUNO / AP / EAST NEWS

Dobrze jest stale mieć na oku pewne pomniki i budowle. Za każdym razem, kiedy jestem w pobliżu, wchodzę do bazyliki św. Ambrożego, żeby spojrzeć na porfirową kolumnę, na której szczycie widnieje mojżeszowy wąż. Według legendy wyrzeźbił go sam prorok. Rzeźba dotarła do Mediolanu z Konstantynopola około roku tysięcznego, przywieziona przez arcybiskupa Arnolfa. Lud wierzył, że dotknięcie węża leczy z chorób układu trawiennego. A także, że w dzień Sądu wąż odpełznie w stronę doliny Jozafata.

Kilka dni temu, kiedy tylko o piątej rano zakończyła się godzina policyjna, po męczącej nocy spędzonej na oglądaniu amerykańskich wyborów, ruszyłem przez wymarłe miasto, aż dotarłem do św. Ambrożego. Ten jeden z najstarszych kościołów miasta to dla mnie także jeden z najpięknieszych w ogóle kościołów we Włoszech – pomieszany stylistycznie, pełen ponownie wykorzystanych pogańskich rzeźb i kolumn. Zszedłem do pierwszego portyku, w którym pod koniec IV w. święty Ambroży rozmawiał i nawracał Augustyna z Hippony, i przeszedłem przez dziedziniec. Węża już nie było…

Na zewnątrz wszystko wyglądało normalnie, życie powoli się rozkręcało – na tyle, na ile może się kręcić w obecnej postaci, przypominajacej rytmem czkawkę. Bary i restauracje pozamykane na głucho, spuszczone żaluzje ma też większość sklepów. Mało ludzi, wszyscy w maseczkach.

MEDIOLAN TO DZIŚ znów kruche, przygnębione miasto, w kraju równie jak ono pogrążonym w chaosie. Znów zamknięto nas w domach, gdzie całymi dniami pracujemy, uczymy się i „socjalizujemy się” przed komputerem. A zwłaszcza jemy. Podczas poprzedniego lockdownu 54 proc. Włochów przytyło co najmniej cztery kilogramy. Według organizacji branżowej handlu spożywczego wydatki na jedzenie wzrosły o 10 mld euro. W tym na wino o 9,4 proc., na piwo o 16,2 proc., na wędliny o 10,2 proc., na sery o 12,5 proc., na jajka o 22 proc., a na mąkę aż o 59 proc. – jakby wszyscy naraz rzucili się z powrotem do pieczenia chleba.

Rząd i władze lokalne (którym należy się nieco szacunku i wyrozumiałości, mają do wypełnienia szalenie trudne zadanie, a brak im do tego narzędzi i politycznej siły przebicia) powtarzają, jakby to mogło być usprawiedliwienie, że inne kraje mają się jeszcze gorzej niż Włochy, i że jak zawsze robimy wszystko, co w naszej mocy. Najnowsze pakiety obostrzeń, których rząd ogłosił aż trzy w ciągu tygodnia, to owoc kruchego i nieskutecznego kompromisu naszpikowanego ogólnikami (wolno „przebywać w pobliżu miejsca zamieszkania”, ale należy „pozostawać w zamknięciu w najwyższym możliwym stopniu”), które pozwalają na najrozmaitsze interpretacje – zależnie od tego, co komu wygodnie.

Po katastrofie, która spotkała nas między marcem a majem, zrobiono zbyt mało, żeby poprawić sytuację przed przewidywaną jesienną falą. Należało znaleźć i zatrudnić 81 tys. lekarzy, pielęgniarzy i innych pracowników służby zdrowia, ale do października pojawiło się ich w systemie niecałe 34 tys. Lekarze domagali się utworzenia dodatkowych 3500 łóżek na oddziałach intensywnej terapii i 4200 na subintensywnej [dla pacjentów w stanie średnio ciężkim – red.], ale powstało ich w sumie tylko 1300. Brakuje 1600 respiratorów, a także szczepionek na grypę i zestawów do testowania.

COVID DZIAŁA TAK, że nie tylko ujawnia nasze słabości, ale jeszcze mocniej je pogłębia. To dotyczy nie tylko osób z „chorobami współistniejącymi”, lecz także relacji rodzinnych i społecznych, które nie wytrzymały próby wymuszonej izolacji – lub przeciwnie, wymuszonego mieszkania razem. A także gospodarek, ledwo zipiących od lat – w tym gospodarki włoskiej, która od lat 80. XX w. nie notuje istotnego wzrostu. W równym stopniu również systemów opieki zdrowotnej, w których od dawna postawiono na rozwój sektora prywatnego kosztem publicznego. Trzeszczy oświata, która mimo wysiłków grupy ofiarnych nauczycieli już od lat przestała zapewniać wykształcenie na tyle dobre, aby mogło niwelować nierówności społeczne.

Stosunki międzyludzkie uległy wyjałowieniu. Trudno dać wiarę tym, którzy w telewizji zapewniają, że „potem będzie lepiej”. Coraz bardziej widać wszechogarniające przeciążenie psychiczne. W opiniotwórczym serwisie Doppiozero filozof Rocco Ronchi zwracał niedawno uwagę na ważną i ciekawą różnicę: „Pierwsza fala koronawirusa wzbudzała zwierzęcy strach, horyzontem naszych doznań było wówczas zaskoczenie i brak przygotowania. Druga niesie głuchy lęk, bo po pierwszej już byliśmy przygotowani na jej nadejście, ale dalej nie jesteśmy w stanie »ująć« jej w żadną ludzką miarę. Jedna z teorii psychoanalitycznych uczy, że pośród ludzkich emocji tylko lęk nas »nie oszukuje«, bo daje nam styczność z wymiarem istnienia, którego nie da się sprowadzić do kategorii, jakie na co dzień możemy przetrawić. Wszystkie inne uczucia okłamują, bo są sposobem obrony przed inwazją rzeczywistości. Tylko lęk przemawia do nas jasno. Na co nas wystawia przeżywanie pełnego lęku oczekiwania? Najprostsza odpowiedź: na czystą niepewność, przygodność istnienia”.

JAKIEKOLWIEK BY SNUĆ TEORIE, psychoterapeuci mają pełne ręce roboty i pracując zdalnie, przy pomocy komputera i telefonu, spędzają o wiele więcej godzin ze swoimi pacjentami. Apteki sprzedają więcej leków psychotropowych, uspokajających i nasennych niż leków na kaszel czy ból gardła. Wzrosła też znacznie sprzedaż produktów kosmetycznych – zgodnie z wolą rządu perfumerie są nadal otwarte. Zauważyłem, że w trakcie spotkań i zebrań przez internet kobiety pojawiają się na ekranie aplikacji nienagannie zadbane (dlatego przynajmniej w początkowej fazie obecnego lockdownu pozwolono – w przeciwieństwie do marca – działać fryzjerom).

Jednym z powodów tego, jak bardzo posypało się życie w Mediolanie, jest fakt, że ekspansja miasta przez ostatnie 30 lat była zbudowana na triumfie pozorów, zewnętrzności. Mediolan uważał się za „stolicę” mody, nikomu niepotrzebnego dizajnu, budynków tworzonych przez gwiazdy architektury. Stolicę efektywności raczej pozornej niż realnej, dobrobytu i radości życia ograniczonych do centrum, popołudniowego rytuału aperitifu w gwarnych barach i dumnej z siebie samotności. Dramatyczna sytuacja sanitarna tylko wyostrza te sprzeczności.

KONTAKTY FIZYCZNE wszelkiego rodzaju są dziś widziane jako niebezpieczne i budzą grozę. Niedawno toczyłem po niemal wymarłym chodniku koło domu wózek z zakupami. Z drugiej strony pędził chłopczyk w śmiesznej pomarańczowej czapeczce. Nie dało się powiedzieć, żeby biegł sprawnie. Jego ruchy były chaotyczne, machał ramionami jak niezdarna kaczka, która uczy się, jak podnieść się do lotu. Potem potknął się, nie zdążył wystawić rąk i padł prosto na buzię, parę metrów przede mną. Zaczął się wydzierać wniebogłosy. Daleko za nim szła matka, pisząc coś w telefonie, ale jednocześnie obserwując dziecko.

On spojrzał na mnie oczyma pełnymi łez jak grochy, szukał pomocy i wsparcia. Szybko się do niego zbliżyłem, kątem oka dostrzegłem, że i matka przyspieszyła kroku. Pomyślałem sobie, że nie mogę zbliżać się do dziecka – chłopiec nie miał maseczki – i dotknąć go, aby pomóc mu wstać. Cofnąłem się więc nieco, w tym czasie nadeszła matka. Podniosła go szorstko, zrugała za to, że upadł, zwłaszcza teraz, kiedy wszędzie jest tyle paskudnych bakterii i wirusów.

Szedłem w swoją stronę, podczas gdy ona próbowała przetrzeć mu zakrwawione kolana pomiętą chusteczką. Pociągając nosem, chłopiec patrzył na mnie spode łba, jakby chciał powiedzieć, że uważa mnie za „zdrajcę”. Wybełkotałem tonem usprawiedliwienia: „Przepraszam, ale w tych czasach lepiej się nie dotykać”. Matka, ledwo na mnie patrząc i ciągnąc syna za sobą, zrugała mnie: „Nigdy nie dotyka się cudzych dzieci!”.

CAŁA TA SYTUACJA, w której się znaleźliśmy, chaotyczna i ponura, zagraża już nie tylko naszemu zdrowiu cielesnemu i umysłowemu oraz gospodarce – stanowi też głęboką ranę dla współżycia społecznego i dla demokracji. Tak, pandemia nie tylko we Włoszech skraca oddech naszej demokracji. I tylko my możemy temu zapobiec – pamiętając, żeby jutro odbić sobie w dwójnasób dzisiejsze wyrzeczenia. ©

 

Przełożył PB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2020