Pluton Głuchoniemych

Oddział był ewenementem na skalę światową. Przykładem przekraczania własnych ograniczeń.

11.08.2008

Czyta się kilka minut

Gdy nocą z 1 na 2 września 1944 r. ostatnie oddziały kanałami opuściły Starówkę, zapadła cisza. Tę ciszę, przerażającą, zapamiętali ranni, których zostawiono. Wielu Niemcy zamordowali; ocaleni trafili do obozu w Pruszkowie. Dla tych, którzy przeżyli, ta cisza jest może najsilniejszym przeżyciem z Powstania. Bo Powstanie - to także dźwięki, których trzeba było się uczyć. Elżbieta Dziembowska "Dewajtis" z "Parasola" wspominała, że na początku nie zauważała świstu kuli. Pociski brała za... natarczywe muchy.

Nowym dźwiękiem była artyleria w Śródmieściu zwana "szafą", bo wybuchy poprzedzało trzeszczenie. Na Starówce ten dźwięk kojarzył się inaczej, stąd nazwa: "krowa". W obu dzielnicach budził przerażenie: wiadomo było, że zaraz spadnie sześć pocisków, przed którymi nie ma ochrony.

Dla niektórych powstańców dźwięki nie miały znaczenia. Nie kojarzyły się ani z szafą, ani z krową. Byli głusi.

W konspirację zaangażowali się długo przed Powstaniem. W Instytucie Głuchoniemych i Ociemniałych podziemną organizację utworzył w 1941 r. nauczyciel WF-u Wiesław Jabłoński ("Łuszczyc"). Wkrótce grupa, należąca do ZWZ, a później AK liczyła ponad 20 osób. Przewozili prasę konspiracyjną. Mieli legitymacje i opaski z napisem "Taubstumm" (głuchoniemy). Chroniły przed zainteresowaniem Niemców - nie mieściło im się w głowach, że głusi mogą być w podziemiu.

Tak to wspomina pochodzący z Warki Janusz Bedyński (ps. "Sekund") w wywiadzie dla Muzeum Powstania: "Były problemy z wyjazdami z Warszawy. Zgłosiłem się do Niemców. Powiedziałem, że jestem osobą niesłyszącą i muszę jeździć do rodziny. Oni stwierdzili, że jak głuchy, to nie ma problemu. Dostałem stałą przepustkę na wyjazdy i bez kontroli przechodziłem".

Jak wszyscy w konspiracji, i oni marzyli o broni. Dostali ją dopiero w sierpniu 1944 r. Przed godziną "W" spotkali się w Instytucie na placu Trzech Krzyży. Nie wszystkim udało się dotrzeć. "Sekund" przedzierał się z Warki. "Obiecałem, że będę pierwszego w Warszawie, jestem obowiązkowy, muszę" - wspominał. Udało się: Niemcy go nie zatrzymali.

Pluton Głuchoniemych, liczący 30 mężczyzn i kobiet, wcielono do batalionu AK "Miłosz" w Śródmieściu. Budowali barykady i przejścia w piwnicach, wynosili gruz, gotowali. Pełnili też warty, choć zwykle razem ze słyszącymi kolegami. Towarzystwo słyszących było warunkiem funkcjonowania plutonu. Szybko wypracowano strategię porozumiewania się, choć inni żołnierze nie znali języka migowego.

Bywało, że głusi radzili sobie lepiej niż słyszący - huk bomb nie przerażał ich tak jak pozostałych. Nie odczuwali tak zagrożenia, choć widzieli strach innych. Nieraz szli na ochotnika tam, gdzie inni się bali.

Z czasem radzili sobie nawet lepiej. W zrealizowanym przez Discovery Historia TVN filmie "Eksplozja ciszy", opowiadającym historię plutonu, bohaterowie wspominają potężny nalot, w czasie którego uciekli w przeciwnym kierunku niż słyszący - i to oni przeżyli bombardowanie bez szwanku. Jakby mieli szósty zmysł.

Część plutonu walczyła podczas zdobywania Gimnazjum Królowej Jadwigi nocą z 6 na 7 sierpnia, a potem podczas szturmu na budynek YMCA we wrześniu. Ale powoli zbliżał się koniec Powstania. Plac Trzech Krzyży był ruiną. Tylko Instytut ocalał; Niemcy zniszczyli go po Powstaniu.

Pytani, dlaczego byli w konspiracji, odpowiadają jak wszyscy: to samo pragnienie wolności. Któryś wspomina, jak ich nauczyciel i dowódca Wiesław Jabłoński powiedział, że jeśli wygrają, będą mieć lepiej, tak jak słyszący.

Tak się nie stało. Powstanie upadło, grzebiąc także ich marzenia. Zostały wspomnienia - i emocje, które wciąż widać w ich oczach.

Nietypowy oddział był ewenementem na skalę światową. Przykładem przekraczania własnych ograniczeń, i to w sytuacji ekstremalnej. W obozie jenieckim Niemcy nie mogli uwierzyć, że mają do czynienia z głuchymi żołnierzami.

W 2007 r., w 63. rocznicę Powstania, prezydent Lech Kaczyński odznaczył żyjących jeszcze członków Plutonu Głuchoniemych.

***

Jest w filmie "Eksplozja ciszy" scena, gdy Jadwiga Stec-Smoczkiewicz (ps. "Jaskółka") w języku migowym powtarza przysięgę AK. Widać, że dźwięki nie są jej potrzebne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2008