Plaża zamiast pielgrzymki

Jeszcze dwie dekady temu Polacy pielgrzymowali do tureckich miejsc związanych z pierwszymi wspólnotami chrześcijańskimi. Dziś biura rezygnują z takich ofert z braku chętnych.
z Antalyi (Turcja)

27.01.2020

Czyta się kilka minut

Ruiny świątyni i amfiteatru w Arykandzie, Turcja / LKPRO / ALAMY / BEW
Ruiny świątyni i amfiteatru w Arykandzie, Turcja / LKPRO / ALAMY / BEW

Antalya, zima. Na plażach ruch mniejszy już niż latem, ale na hotelowych balkonach i tak powiewają kolorowe ręczniki. Busów z turystami wiezionymi na wycieczki przez lokalne biura podróży też jakby mniej. Większość jedzie prosto. Miną skręt na Finike i nadmorska droga D-400 doprowadzi je do Demre, gdzie mieszczą się ruiny antycznej Myry, tej samej, w której biskup Mikołaj, późniejszy święty, ratował panny bez posagu. To jeden z ważniejszych „wycieczkowych” punktów na mapie Turcji (upodobali je sobie szczególnie turyści ze Wschodu, odbudowę bazyliki imiennika wsparł sam car Mikołaj I, później zresztą Rosjanie ufundowali też figurę świętego), ale przecież nie jedyny. Wystarczyłoby zamiast mijać Finike, skręcić tam w prawo, by trafić do miejsca jeszcze ciekawszego.

By się do niego dostać, trzeba zboczyć z asfaltówki, minąć lichy domek, przed którym drobią kury, i wjechać (albo wejść) na wąską ziemną drogę, która pnie się w górę pod ostrym kątem. Za chwilę wyłaniają się szare, kamienne ruiny położone na różnych wysokościach górskiego zbocza.

To Arykanda, jedno z najstarszych miast licyjskich, w którego imponujących pozostałościach odnajdziemy ślady burzliwej historii Greków, Rzymian, chrześcijan i późniejszych mieszkańców Anatolii.

Ci bezbożni chrześcijanie!

Najstarsze budowle i przedmioty odkryte na miejscu przez archeologów datowane są na IV wiek przed Chrystusem. Czczono tu Apolla, Artemidę, Atenę czy Heliosa, w centrum zaś dawnej agory zachowały się ruiny świątyni Tyche – bogini losu, przez Rzymian zwanej Fortuną. Ale to raczej nie jej, a doskonałemu położeniu miasto zawdzięcza fakt, że zachowało się w tak dobrym stanie. Teren jest wystarczająco trudny, więc nie powstała tu żadna inna duża osada, która mogłaby ją zniszczyć lub zmienić. Jednocześnie dzięki temu trudnemu położeniu miasto uniknęło konsekwencji trzęsień ziemi, osuwisk i kaprysów pogody, a także – co ważne – złodziei, którym niewygodnie byłoby transportować materiały i artefakty z tak daleka.

Gdy już nacieszymy oczy ruinami łaźni, sklepów, teatru i stadionu, warto skoncentrować się na czym innym. Skoro, jak mówią przewodniki, Arykanda straciła status ważnego miasta dopiero w VI w. naszej ery, znaczy, że po tych, którzy modlili się do greckich i rzymskich bóstw, musieli nastąpić wyznawcy Jezusa.

– Tak było – mówi profesor Macit Tekinalp z ankarskiego uniwersytetu Hacettepe, obecny kierownik wykopalisk prowadzonych tu nieprzerwanie od lat 70. Dodaje, że Arykanda awansowała nawet w pewnym momencie na siedzibę biskupstwa (do dziś zresztą pozostaje biskupstwem tytularnym z nieobsadzonym „wakatem”). Zanim to jednak nastąpiło, chrześcijanie zdążyli zaleźć za skórę innym mieszkańcom miasta.

– Odnaleźliśmy inskrypcję będącą na to dowodem. W liście wysłanym do jednego z władców, Maksymina, w 312 r. napisali, że chrześcijanie sieją zgorszenie swoimi bezbożnymi praktykami – śmieje się profesor i przytacza tekst: „Pomyśleliśmy, że powinniśmy odwołać się do waszej nieśmiertelnej suwerenności i prosić, by chrześcijanie, którzy od dawna byli nielojalni i trwają w tej samej złośliwej intencji, zostali stłumieni, abyśmy nie musieli cierpieć za obrazę bogów z powodu jakiejkolwiek absurdalnej nowości. Ten cel najlepiej zostanie osiągnięty, jeśli na mocy waszego boskiego i wiecznego dekretu zostaną zakazane nikczemne i obrzydliwe praktyki tych ateistów, a wszyscy oni zmuszeni do oddawania kultu bogów, co przyniesie korzyść wszystkim waszym poddanym”.

Profesor zaznacza, że adresat listu nie był przypadkowy. Maksymin słynął z gorliwości i okrucieństwa w prześladowaniach chrześcijan. Nie tylko z radością ich przesiedlał, ale i wtrącał do więzień oraz mordował. Jeśli dodać do tego rozbudowaną propagandę antychrześcijańską przy jednoczesnych próbach zorganizowania kultu wielu bóstw na hierarchicznych zasadach chrześcijańskich, rysuje się nam obraz fanatyka.

– Rzecz w tym, że rok później Maksymin zmarł, a cesarz Konstantyn wprowadził równouprawnienie chrześcijan na terenie Imperium – opowiada profesor i prowadzi do ruin kościoła, w którym zachowały się kolorowe mozaiki podłogowe i baptysterium. – W drugim pomieszczeniu mozaiki zaczęto układać, ale nie skończono z powodu pożaru. Znaleźliśmy nie tylko gotowe materiały, ale też plany tego, jak miały one wyglądać – mówi. Ten kościół pochodzi z V w., ale chrześcijanie już wcześniej zaadaptowali na swoje potrzeby również inne budowle w mieście. Na cmentarzu w Arykandzie z rzymskimi inskrypcjami na cześć bogów sąsiadują krzyże wyryte na dawnych rzymskich sarkofagach.

Parafie jadą gdzie indziej

Pod krzyżami Arykandy nikt się jednak nie modli. Choć Turcja ma spore szanse wyprzedzić Grecję, która od lat dzierżyła palmę pierwszeństwa jako ulubiony kierunek wakacyjny Polaków, dotyczy to raczej plaż niż miejsc kultu. – Trzy lata temu Turcję odwiedziło 300 tys. turystów z Polski, a do listopada minionego roku prawie trzy razy tyle – mówi Kaan Ergun, dyrektor generalny polskiego oddziału biura Coral Travel, czwartego tour­operatora w Polsce. I choć spodziewa się, że ta liczba wkrótce osiągnie 1 mln, zaznacza, że zainteresowanie wyjazdami religijnymi jest znikome. O ile kilka-kilkanaście lat temu Coral organizował (najczęściej na zamówienie parafii) pielgrzymki, dziś zostały już tylko wycieczki fakultatywne tego typu. Ale i one nie mają specjalnego wzięcia. – Polacy uwielbiają zwiedzać, nie zauważyłem jednak, by szczególnie dotyczyło to miejsc związanych z chrześcijaństwem, choć i takie wycieczki są w naszej ofercie. Nie stawiamy więc na rozwój turystyki religijnej – mówi Ergun.

Słusznie. – Nie mamy żadnego zainteresowania Turcją, to nie jest kraj stricte pielgrzymkowy – mówi Sylwia Rusin prowadząca Tarnowskie Biuro Pielgrzymkowe Beskid Vision i Franciszkańskie Biuro Pielgrzymkowe z Dąbrowy Górniczej. Choć wysyła pielgrzymów do Izraela, Libanu, Egiptu, Jordanii, nie wróży Turcji pielgrzymkowej przyszłości.

Nieco inaczej widzi to Renata Kolanicka z Pallotyńskiego Biura Pielgrzymkowo-Turystycznego Peregrinus. Tu zainteresowanie było, ale minęło.

– Pielgrzymki do Turcji organizujemy od ćwierć wieku. W latach ­1997–2009 było tylu chętnych, że sezon trwał od kwietnia do października, w jednym miesiącu wyjeżdżały nawet cztery grupy po około 45 osób – opowiada. Teraz w ofercie jej biura jest tylko jeden termin w roku. Za 14-dniową „objazdówkę” śladami pierwszych chrześcijan trzeba zapłacić około 8 tys. zł. I okazuje się, że za taki wyjazd to nie jest kwota wygórowana.

– Przelot samolotem rejsowym jest kosztowny, a do Stambułu na razie nie latają czartery. Zresztą nawet gdyby latały, to organizując wakacje typu all inclusive miejsca w samolotach czy hotelach rezerwuje się z dużym wyprzedzeniem i w dużych ilościach. Z pielgrzymkami tak to nie działa. Zgłasza się zwykle niewielka grupa i nie sposób w krótkim czasie uzyskać dla niej atrakcyjnych cen – twierdzi Paweł Wrotecki, właściciel gorzowskiego biura Sun Klub. – Do tego bogaty program zwiedzania, a co za tym idzie: długa trasa przejazdu – uzupełnia Michał Gradoń ze specjalizującego się w organizowaniu pielgrzymek poznańskiego biura Misja Travel. – Dodajmy do tego opłaty typu lokalny przewodnik na miejscu, a okaże się, że pielgrzymka do Turcji jest droższa nie tylko od wyjazdu do Włoch, Francji czy Izraela, ale nawet od wczasów all ­inclusive na Riwierze Tureckiej.

Gradoń czarno widzi przyszłość turystyki religijnej do Azji Mniejszej. – Ostatnie posunięcia władz tureckich, jak podniesienie cen za wizy czy planowane wprowadzenie opłaty turystycznej dla obcokrajowców za nocleg w hotelu, prawdopodobnie przyczynią się do dalszego spadku zainteresowania tym kierunkiem. Nie pomaga też złożona sytuacja polityczna w regionie, zaangażowanie militarne w Syrii czy konflikt z Kurdami. Niektórzy ludzie po prostu boją się tam jeździć. Ubolewam, bo to tak ważny dla chrześcijaństwa kraj!

Muzułmanin też pielgrzym

– Kryzys w 2016 r. spowodowany atakami terrorystycznymi spowodował wręcz zerowe zainteresowanie pielgrzymkami w tamtym i następnym roku. Tym bardziej że trasa pielgrzymkowa w Turcji zahacza o tereny wschodnie, które były oznaczone przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych jako niebezpieczne – mówi Dorota Surekci, która prowadzi w Alanyi polskie biuro turystyczne Metin Tour. Dostrzega kilka powodów pielgrzymkowych kłopotów. – Wysoka cena związana z koniecznością kupienia drogiego biletu i duże wahania kursu liry tureckiej. W ciągu trzech lat kurs wzrósł z 4 do 6,5 lir za 1 euro. A przecież odbiorcami pielgrzymek są głównie parafie i ludzie średniozamożni – wyjaśnia i dodaje, że jedną z przyczyn może być też ogólny spadek religijności Polaków i zaufania do Kościoła.

– To nie ma nic wspólnego z religią – uważa przedstawiciel innego nastawionego na przyjazdy Polaków biura w Turcji. – Tak zwane objazdówki wszędzie wychodzą z mody. Jeździ się na nie już właściwie tylko do krajów egzotycznych jak Indie, Chiny czy Sri Lanka. Na bliskich kierunkach się nie opłacają. Taniej jest jednego roku wykupić tygodniowe wczasy w Kusadasi i odwiedzić kościół św. Jana czy sanktuarium Matki Boskiej w Meryem Ana, a za rok pojechać do Antalyi i stamtąd w rodzinne strony św. Mikołaja czy na dwudniową wycieczkę do Kapadocji, by obejrzeć skalne kościoły.

O ile w ogóle ma się ochotę. Jego zdaniem zwykły, czyli „niepielgrzymkowy” polski klient na wakacjach chce się raczej moczyć w basenie niż modlić.

Potwierdzają to analizy tureckiego Ministerstwa Kultury i Turystyki, z których wynika, że dla Polaków oprócz słońca i ciepłego morza najbardziej liczy się oferta all inclusive. Chcą zapłacić, przyjechać i nie wydać już ani grosza ekstra. Rosjanom zależy na zakupach, a Włosi wyżej niż all inclusive cenią samodzielne przemierzanie kraju.

Ale Turcy się nie zrażają i wciąż myślą o rozwijaniu turystyki religijnej. Tyle że nie stawiają już tylko na chrześcijan. W rządowym planie rozwoju turystyki na lata 2020-23 wpisano m. in. mieszczące się w Şanlıurfie jezioro Abrahama (które według muzułmańskich legend Bóg utworzył z ognia, rozpalonego przez biblijnego Nimroda – uosobienie pogaństwa – gdy ten chciał spalić Abrahama) oraz Mauzoleum Rumiego, zwanego Mevlaną (lub Maulaną), myśliciela, duchownego, założyciela zakonu wirujących derwiszy. Mają one ściągnąć do Turcji pielgrzymów-muzułmanów. W końcu początek znalezionej w Arykandzie inskrypcji brzmi: „bogowie zawsze okazują życzliwość tym, którzy szczerze wyznają swą religię”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020