Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niepewność, z jaką kończyła się wyborcza niedziela, jest ważnym przypomnieniem, że w odróżnieniu od meczu wygranego z Macedonią Północną, polityka jest grą z wieloma uczestnikami (owszem, był to plebiscyt PiS vs. nie-PiS, ale ta druga strona była złożona z co najmniej trzech podmiotów), a wyniki rozgrywek nie są dostępne natychmiast i nie służą tylko poprawie nastroju na jeden wieczór. Z perspektywy czterech lat następnej kadencji Sejmu te kilkanaście godzin, które dzieli nas od poznania definitywnego układu mandatów, i być może kilkanaście dni, które przyjdzie poczekać na stworzenie faktycznej większości, są ledwie chwilką i nie warto próbować przeskakiwania ich na skróty.
Bez uskrzydlającej narracji
Co jednak wiadomo już teraz? Wyniki sondażu exit poll biura badawczego Ipsos były przekładane w telewizjach na 239 mandatów dla PiS. Według wyliczeń prof. Jarosława Flisa mandatów w takim układzie partia Jarosława Kaczyńskiego może dostać tylko 227 (podane ok. 6 rano przez PKW wyniki cząstkowe nie są jeszcze miarodajne i nie pozwalają coś sądzić o faktycznej większości w Sejmie, bowiem nie obejmują wielkich miast). Nawet jeśli przyjmiemy „górny” wariant i będziemy pamiętać, że sondażownia ta w maju nie doszacowała PiS, za to przeszacowała Konfederację – a zatem że do popołudnia poparcie dla partii rządzącej może podskoczyć na tyle, iż przestanie się ona martwić o przebicie kluczowego pułapu 230 mandatów w nowym Sejmie – to i tak widać, jak daleko jesteśmy od zakładanej w śmiałych, ale wcale nie absurdalnych oczekiwaniach liczby 270 mandatów (co byłoby większością pozwalającą odrzucać prezydenckie weto). Krótko mówiąc, PiS uderzył w sufit. Owszem, zawieszony wysoko, ale widać, że jego potencjał poszerzania bazy jest ograniczony.
WYBORY PARLAMENTARNE 2019 – ZOBACZ SERWIS SPECJALNY >>>
Co ważniejsze – w sufit ten uderzył przy dobrej koniunkturze, z licznymi prezentami dla elektoratu, wsparciem propagandowym mediów publicznych oraz niezborną opozycją. Wszystko to nie pozwoliło jednak partii Jarosława Kaczyńskiego poprawić wyniku sprzed czterech lat. A zatem, nawet jeśli PiS utworzy w najbliższych dniach samodzielny rząd, to nie będzie miał za sobą uskrzydlającej narracji o fenomenalnym wzmocnieniu swojego mandatu do radykalnych kroków i dalszej przebudowy całego życia publicznego. Po prostu, jak pisaliśmy niedawno na tych łamach, będzie to dalsze rządzenie za przyzwoleniem elektoratu, a nie na fali nie wiadomo jakiego wzmożenia.
Znacznie wyższa frekwencja, poza tym, że jest dobrym zjawiskiem sama w sobie, pokazuje też, że w warunkach podgrzania politycznego sporu dochodzi do mobilizacji po obu stronach i że „przebudzenie” obywatelskie nie jest ani zasługą władzy, która zbiera profity ze swej polityki godnościowej, ani też wyłącznie podsyconym przez opozycję buntem przeciwko złym rządom.
Długie trwanie i podskórne zmiany
Paradoksalnym skutkiem większego zaangażowania wyborców, które jest efektem stylu rządów PiS-u, stało się wyraźne wzmocnienie lewicy – impuls do zjednoczenia na jednej liście na razie posłużył jako sposób na pokonanie progu wyborczego, ale dobry wynik bloku może być początkiem konsolidowania się trzech środowisk startujących pod wspólnym szyldem.
Jeśli wynik exit poll dla Konfederacji się utrzyma, to przy frekwencji 60 proc. oznacza on, że na tę listę zagłosowało ponad 1,1 mln osób. Czyli znacznie więcej od dotychczasowych 600 tysięcy, które zwykle w kolejnych wyborach zbierały podobnie skrajne nacjonalistyczne partie. I to jest rzecz, którą warto dalej obserwować. Nawet jeśli ewentualni posłowie Konfederacji nie wezmą żadnego udziału w układzie rządowym i zostaną w Sejmie w oślej opozycyjnej ławce.
Przy zasadniczym podziale elektoratu na pół bardzo ciekawe będą szczegółowe analizy, jak się on rozkłada terytorialnie i społecznie, i czy nastąpiły tu jakieś przesunięcia. Bo sytuacja jest dynamiczna i znacznie ciekawsza, niż by sugerował prostacki podział na „niebieskie” i „żółte” województwa. Warto pamiętać, że dojrzałe życie polityczne cechują z jednej strony stabilność i długie trwanie pewnych układów sił, z drugiej zaś podskórne zmiany, których wychwycenie jest warunkiem przetrwania dłużej niż kilkanaście lat.
To zwłaszcza ważne w odniesieniu do Platformy Obywatelskiej. Jej rozczarowujący wynik (Koalicja Obywatelska ma mniej niż PO i Nowoczesna cztery lata temu) każe poważnie pytać o żywotność liczącego już 19 lat „projektu”. Na dziś wygląda on, jakby nadal był na etapie poszukiwania nowych wyborców. A może nowego lidera.