Paradoksy podwójnej lojalności

Mimo apeli Papieża i ofensywy dyplomatycznej jego najbliższych współpracowników nie wszyscy katolicy podzielają stanowisko Watykanu w sprawie interwencji w Iraku. Widać to przede wszystkim w Ameryce, gdzie tysiące wyznawców Kościoła rzymskiego stoi przed dramatycznym pytaniem: czy, nie narażając się na konflikt sumienia, można popierać wojnę?

06.04.2003

Czyta się kilka minut

Ten konflikt pokazuje, że intelektualne i moralne podstawy kościelnej teorii „wojny sprawiedliwej”, budzą sporo wątpliwości. Niektórzy mówią wręcz, że po 11 września nauczanie Kościoła w tej kwestii należy odesłać do lamusa, a w najlepszym przypadku poddać poważnej rekonstrukcji. Czy na pewno?

„Chcesz pokoju, przygotuj go”

Konflikty zbrojne zawsze wpisane były w krajobraz stosunków międzynarodowych. Kościół był świadom, że wojny nie sposób wyeliminować z życia człowieka i narodów. Szukając teoretycznych wyjaśnień, salomonowe rozwiązanie - jeśli w przypadku wojny o takim można mówić - zaproponował św. Tomasz z Akwinu, idąc śladami św. Augustyna: wprowadził do nauczania społecznego Kościoła koncepcję tzw. „wojny sprawiedliwej”. Św. Tomasz twierdzi, że - używając współczesnego języka - przystąpienie do wojny może być usprawiedliwione jedynie w przypadku zbrojnej napaści, a więc wyłącznie w celach obronnych: ochrony przed agresorem własnego terytorium, własnego jestestwa narodowego, mienia państwowego i dóbr kulturalnych. Na podstawie tych ogólnych przesłanek Akwinata sformułował trzy warunki, które pozwoliły mu mówić o „wojnie sprawiedliwej”. Zbrojna akcj a obronna może być uznana za słuszną, jeśli podejmuje j ą prawowita władza, poparta przez naród. Po drugie, jeśli motywy podjęcia walki nie wykraczają poza pragnienie ochrony zagrożonych dóbr. Po trzecie wreszcie, jeśli sposób walki oraz środki do niej użyte są adekwatne do sytuacji i będą zmierzać do konkretnego celu - do pokoju. Jeśli dziś Jan Paweł II apeluje o pokój, to wierzy, że nic z przyjętych przez Kościół ustaleń św. Tomasza nie straciło na znaczeniu.

Ale istnieje też inny powód, dla którego Papież mówi „nie”. Europa przeżyła tragedię II wojny światowej i prawie 40-letni podział na dwa zwalczające się bloki. Te negatywne doświadczenia sprawiły, że Stolica Apostolska w najnowszej historii zawsze opowiadała się za pokojowymi rozwiązaniami, zyskując tym samym międzynarodowy autorytet. Doskonale tę strategię Watykanu wyraził Paweł VI, który w 1977 roku starą maksymę: „Jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny” określił mianem „rozpaczliwego i katastrofalnego aksjomatu” i zaproponował, aby zastąpić ją inną: „Chcesz pokoju, przygotuj go”. Obecny Papież jest przekonany, że w kwestii irackiej nie zrobiono wszystkiego, by chronić pokój.

Niepokorni apologeci

Ale nie wszyscy podzielają przekonanie Jana Pawła II. Michael Novak, politolog i filozof, doradca prezydentów Forda, Cartera i Reagana oraz ceniony popularyzator społecznej myśli Jan Pawła II, kilka tygodni temu przyjechał do Rzymu, by przekonywać hierarchów i dyplomatów, że atak na Irak mieści się w ramach tradycyjnej wykładni Kościoła na temat „wojny sprawiedliwej”.
Amerykański intelektualista użył pojęcia „asymetria przeciwników wojennych”. Przejawia się ona w tym, że 11 września Ameryka została zaatakowana przez terrorystów, za którymi nie stał konkretny rząd ani tym bardziej regularna armia. A to, zdaniem Novaka, wymusza nowy sposób działania. Polega on na tym, że USA przystąpią do wojny wszędzie i z każdym, by bronić swych obywateli, a także w obronie wszystkich innych potencjalnych ofiar podobnych ataków w przeszłości. Oznacza to, że wojna iracka jest moralnie usprawiedliwiona (cały wywód Novaka drukowaliśmy w „TP” nr 10/2003).

Ta argumentacja jest naciągana. Przede wszystkim dlatego, że Novak nie udowodnił związku między atakami 11 września a reżimem Saddama. Nie przedstawił również przekonujących dowodów, że Husajn posiada broń masowej zagłady i że może jej użyć, atakując obywateli USA. Niektórzy uważają, że Novak zbył milczeniem rzecz najważniejszą: kontekst kulturowo-religijny, jaki w dużym stopniu wyznacza sytuację na Bliskim Wschodzie. Na co z kolei nie może sobie pozwolić Stolica Apostolska.

Zbliżone stanowisko, już po rozpoczęciu amerykańskiej inwazji, prezentował w poprzednim numerze „TP” George Weigel, autor monumentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei”, tworzący wraz z No-vakiem konserwatywne pismo „First Things”. „Próba dalszego obłaskawiania morderczego reżimu jest moralnie wstrętna i zwiększa zagrożenie dla pokoju. Rozbrojenie Iraku siłą to obowiązek nałożony na Amerykę przez ludzi, którzy myślą poważnie o działaniu prawa międzynarodowego” - mówi Weigel. Czyżby stanowisko Papieża było niepoważne lub anachroniczne? Amerykański intelektualista zdaje się być tego zdania, skoro poważne myślenie o stosunkach międzynarodowych wiąże się, jegozdaniem, z koniecznością „zmodyfikowania podstawowych kryteriów wojny sprawiedliwej”.

„Wojna przeciwko pokojowi”

Ale dylematy, j akie budzi wśród wierzących wojna z Irakiem, nie dotyczą tylko kilku intelektualistów. Trzeba pamiętać, że prawie 20 proc. amerykańskiego społeczeństwa to katolicy, z których ponad połowa popiera interwencję w Iraku.

Kłopot w tym, że amerykańscy biskupi jasno dali do zrozumienia, iż obecna wojna „nie była i nigdy nie będzie stać w zgodzie z ostrymi warunkami katolickiego nauczania na temat użycia siły militarnej”. Kard. Pio Laghi, któremu nie udało się przekonać Busha, by powstrzymał się od interwencji, powiedział, że amerykański atak „jest wojną przeciwko pokojowi”. Amerykańscy katolicy stanęli więc przed wyborem: albo opowiedzieć się za pokojową logiką rozwiązywania konfliktów, której uosobieniem jest Jan Paweł II, albo poprzeć prezydenta i jego administrację, przekonanych, że jedynym sposobem zapewnienia Ameryce bezpieczeństwa jest siłowe rozbrojenie Saddama.

Intrygujące, że wielu amerykańskich katolików na pytanie reportera brytyj skiego tygodnika „The Tablet”, jak godzą wierność nauczaniu Stolicy Apostolskiej z aprobatą działań w Iraku, nie ma kłopotów z odpowiedzią. Papież, jak twierdzą, jest pacyfistą, który ma prawo i obowiązek apelować o pokój. Jak wyjaśnia w tygodniku „National Catholic Reporter” przewodnicząca Demokratów w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi „jako ludzie obdarzeni wolną wolą przez Boga mamy prawo postępować zgodnie z własnym rozeznaniem i sumieniem”.

Analogiczny sposób myślenia prezentuje Weigel. Jego zdaniem, „Jan Paweł II robi to, co na jego miejscu powinien zrobić każdy papież: apeluje o pokojowe rozwiązanie konfliktu zarówno do Stanów Zjednoczonych, jak i do Saddama Husajna”. Pytany, czy to nie rodzi konfliktu sumienia, odpowiada: „nie, gdyż Katechizm Kościoła Katolickiego pozostawia ocenę kryteriów uprawniających do podjęcia wojny roztropnemu osądowi osób odpowiedzialnych za dobro wspólne”. Problem w tym, że stanowisko Jana Pawła II w kwestii wojny jest tak samo klarowne, jak np. w ocenie środków antykoncepcyjnych. O ile w pierwszej sprawie Weigel nie zgadza się z Papieżem,o tyle w drugiej stoi za nim murem. Czyżby czołowy interpretator papieskiego nauczania traktował je wybiórczo?

Bez błogosławieństwa Kościoła

Jan Paweł II stwierdził tuż po rozpoczęciu amerykańskiej inwazji: „Kiedy wojna z Irakiem zagraża losom ludzkości, trzeba bezzwłocznie, głośno i zdecydowanie powtarzać, że tylko pokój prowadzi do budowy sprawiedliwego i solidarnego społeczeństwa. Nigdy problemów ludzi nie uda się rozwiązać za pomocą przemocy i broni”. Skąd bierze się stanowczość Papieża?

Być może Jan Paweł II przeczuwa, iż to dopiero początek urządzania świata przezAmerykę: po Iraku przyjdzie kolej na rozbrojenie dwóch kolejnych państw, Iranu i Korei Północnej, które - wedle koncepcji Busha - tworzą „oś zła”. A taka logika, zdaje się sądzić Papież, nieuchronnie prowadzi do nakręcania spirali wojennej, która nigdy nie była i zapewne nie będzie skutecznym środkiem do osiągnięcia nadrzędnego celu, jakim był i zawsze będzie pokój.

Nie można więc oczekiwać, że Kościół poprze interwencję zbrojną, która ewidentnie ma charakter „wojny prewencyjnej”. Łatwo też nie udzieli „rozgrzeszenia” tym spośród wiernych, którzy bez wahania popierają wojenne krucjaty. Na luksus błogosławieństwa papieskiego dla swych poczynań nie może liczyć nawet tak bogobojny chrześcijanin, jakim z pewnością jest George W. Bush.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2003