Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Sięganie do historii życia to nie tylko wspominanie, ale także przekazywanie ważnych rzeczy tym, którzy nas słuchają” – napisał Franciszek w zakończeniu książki „Życie. Moja historia w Historii”, która w ubiegłym tygodniu trafiła do księgarń w kilkunastu krajach (premierę polskiej wersji zapowiedziano na 10 kwietnia).
– To pierwsza autobiografia papieża – mówi „Tygodnikowi” Fabio Marchese Ragona, włoski dziennikarz telewizyjny, współautor. – Franciszek dyktował mi swoją historię, ja nagrywałem, spisywałem, redagowałem i wysyłałem mu gotowy rozdział. On oddzwaniał i mówił, co chciałby zmienić albo dodać.
Trudno się dziwić, że autobiografię 88-letniego człowieka traktuje się jak pożegnanie i testament, nawet jeśli autor zapewnia, że nie ma zamiaru abdykować ani umierać, bo zdrowie mu dopisuje. Sam papież nie ukrywa, że opowieść o życiu jest dla niego okazją, kto wie, czy nie ostatnią, opowiedzenia o wszystkim, co najważniejsze.
Osią konstrukcyjną książki jest trzynaście wydarzeń – od wybuchu II wojny światowej po pandemię COVID-19 – wokół których Franciszek buduje narrację biograficzną, jednocześnie przekazując własną wizję świata, społeczeństwa, polityki, Kościoła. Połączenie bogatej w szczegóły historii osobistej z refleksją na najważniejsze tematy nie zawsze jest udane – raz brzmi naturalnie (jak w rozdziałach o wojnie, Holokauście czy wyścigu zbrojeń), to znów łamie się pod ciężarem dokładanych na siłę wątków (pretekstem do rozważań o aborcji, in vitro czy macierzyństwie zastępczym jest lądowanie człowieka na Księżycu).
Nie ma w książce informacji o życiu papieża, których byśmy nie znali (może poza kilkoma drobnymi a smacznymi szczegółami). Nie ma też wypowiedzi czy opinii, które by nas zaskoczyły. Ważne jest zatem nie tyle to, co papież mówi (lub co skrzętnie pomija), ale sposób, w jaki buduje swoją opowieść.
Franciszek nie jest teologiem ani filozofem. Jego domeną nie jest refleksja – nie niesie go myśl, jak Benedykta XVI, ani słowo, jak Jana Pawła II. Jest praktykiem – szybko zmierza do puenty, morału, apelu o działanie. Jego wspomnienia oparte są na twarzach napotkanych ludzi i malujących się na nich uczuciach. Są historią emocji, doświadczonych lub dostrzeżonych – radości, żalu, czułości, delikatności, troski. Bo emocje – mówi papież – zmieniają ludzi. Tak jak zmieniały jego.