Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To nie jest kwestia sympatii partyjnych. Nie była po katastrofie smoleńskiej, kiedy analizowaliśmy zaniedbania państwa rządzonego wówczas przez PO, popełnione zwłaszcza w odpowiedzialnym za przeloty VIP-ów 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Nie jest teraz, kiedy – jak wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej” – lekceważenie procedur, a nawet elementarnego zdrowego rozsądku, doprowadziło kilkanaście dni temu do wypadku prezydenckiej limuzyny. Oponę, która pękła na autostradzie A4, założono na koło, mimo iż wcześniej była przeznaczona do utylizacji; kierowca miał zlekceważyć również sygnały z komputera pokładowego o spadającym ciśnieniu. Seria błędów podobnej rangi w kwietniu 2011 r. doprowadziła do tragedii; choć dziś tragedii udało się uniknąć, trudno nie być przerażonym, że urzędnicy i funkcjonariusze polskiego państwa aż do tego stopnia nie uczą się na błędach.
Chyba że nie z urzędnikami i funkcjonariuszami państwa mamy do czynienia, tylko z działaczami partyjnymi. Kiedy się słucha szefa MON Antoniego Macierewicza – na posiedzeniu sejmowej komisji obrony wygłaszającego swoje rewelacje na temat tupolewa, który rozpadł się w powietrzu, a podczas wykładu na uczelni o. Rydzyka mówiącego w kontekście Smoleńska o Polsce jako o pierwszej wielkiej ofierze terroryzmu, a także o rzekomych testach broni elektromagnetycznej – nie sposób wytłumaczyć uczynienia kogoś takiego odpowiedzialnym za obronność kraju inaczej niż logiką partyjnych zobowiązań. Podobnie jak działań BOR-u, które po doniesieniach „Rz” złożyło do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu narażenia życia prezydenta w związku z zaniedbaniami… poprzedniego kierownictwa Biura.
Zamiast prób ustalania prawdy i wyciągania konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych, widzimy próby dołożenia politycznemu przeciwnikowi, zemstę po latach (czy choćby po miesiącach – jak w przypadku rozgrywki w BOR) i zakrzykiwanie rzeczywistości w coraz brutalniej podporządkowywanych mediach publicznych. O stan państwa i jego służb nikt tu nie pyta. ©℗