Panowie Leszczyńscy po latach

Z twórczością Hanny Malewskiej zetknąłem się bardzo wcześnie, bo jeszcze w latach II wojny, choć samej Autorki nigdy nie miałem szczęścia poznać osobiście. Jako badacz dziejów XVI i XVII wieku chciałbym podzielić się wrażeniami z lektury tych książek autorki „Apokryfu rodzinnego”, które dotyczyły tych właśnie stuleci.

30.03.2003

Czyta się kilka minut

Zacznę od „Listów staropolskich z epoki Wazów” (1959), o których w 1960 roku w recenzji zamieszczonej na łamach „Nowych Książek” pisałem m.in.: „Gdyby w popularyzowaniu historii wzięli także udział i literaci, byłoby to z niewątpliwym pożytkiem dla zwiększenia funkcji społecznej tej dyscypliny. Jak na razie mamy do czynienia z jeszcze ciekawszą i ambitniejszą próbą: oto utalentowana autorka wielu powieści historycznych zdobyła się na wydawnictwo źródłowe. (...) Wszystkie materiały źródłowe przeplata zaś komentarzem pełnym subtelnego humoru, oryginalnych obserwacji i rozumnie dawkowanej erudycji.

Znajdujące się w książce Malewskiej listy naświetlają przede wszystkim życie polityczne ówczesnej Rzeczypospolitej i sylwetki kierujących nim statystów. Taka jest myśl przewodnia wydawnictwa zmierzającego do ukazania pozytywnych wartości, tkwiących mimo wszystko w strukturze ustrojowej Polski epoki Wazów oraz w poczynaniach czołowych polityków tego okresu. Wnioski autorki w tym zakresie, choć sformułowane ostrożnie i z podkreślaniem także pewnych negatywnych objawów, wydają się jednak mimo wszystko brzmieć niekiedy zbyt optymistycznie”.

„Listy”: portret epoki
Po przeszło czterdziestu latach od ogłoszenia powyższej recenzji poglądy jej autora na wiek XVII w wielu miejscach i kwestiach zbliżyły się do tych, jakie Hanna Malewska zawarła była w swoich komentarzach do „Listów”. Co więcej, choć w ostatnim ćwierćwieczu ubiegłego już stulecia spojrzenia badaczy na epokę baroku stawały się coraz to cieplejsze, to jednak nikt nie zdobył się na podobną antologię zaopatrzoną w równie wnikliwy i trafiający w sedno sprawy komentarz.

Hanna Malewska wpisała się tu, trudno ocenić, w jakim stopniu świadomie, do dzieła odkrywania baroku, które rozpoczęto dopiero w XIX stuleciu. Wówczas to zaczęto wydawać, i to w masowej skali, pamiętniki i poezję, jak również traktaty polityczne XVII wieku, przykryte dotąd pyłem archiwalnym, a spoczywające w zbiorach państwowych i prywatnych. Dzięki temu postawy, przeżycia i poglądy ludzi tej epoki stały się bardziej zrozumiałe i - bliższe. Ale przecież tylko nieliczni z nich znali owe raptularze, diariusze i pamiętniki z arcydziełem Jana Chryzostoma Paska na czele.

Bez tych właśnie utworów nie powstałaby gawęda szlachecka, chluba naszej literatury XIX stulecia. Czerpał z niej całymi garściami Sienkiewicz przy pisaniu „Trylogii”. I tu się łapię na zgoła niedorzecznie brzmiącym uczuciu żalu. Jakaż szkoda, iż „Listy staropolskie w epoce Wazów” nie ukazały się w trakcie powstawania „Ogniem i mieczem” czy „Potopu”. Wiele fragmentów tekstów, które przed nami odsłoniła Hanna Malewska, bez wątpienia by się bowiem w tych powieściach znalazło.

Hanna Malewska uwzględniła w swojej miniantologii także krążące w dobie baroku pastisze przypisywane konkretnym osobom. Jeden z nich to rzekomy list Filipa Wołuckiego (zm. 1642), kasztelana rawskiego, do Zygmunta III Wazy, użalający się nad ciężką dolą monarchy, który w okresie wojny ze Szwedami (1627), zamiast w ciepłej izbie pod pierzynką z królową leżeć, drży na zimnie „jako sołtys jaki”. Drugi z pastiszy, przechodzący wyraźnie w pamflet, to rzekoma mowa kasztelana mścisławskiego, Iwana Daniłowicza Mieleszki, którą miał wygłosić na sejmie 1589 r. Głosi ona pochwałę dawnych dobrych obyczajów, zanikających pod wpływem „Niemców” (Mie-leszko nazywał tak wszystkich cudzoziemców). Oni to skłaniają poczciwą szlachtę do zastępowania punktualnie piejącego koguta przez szybko psujące się zegarki. I aż dziw bierze, iż ktoś z obecnych przeciwników naszego wejścia do Unii Europejskiej nie wykorzystał tego utworu tak silnie podszytego ksenofobią.

Jeśli z „Listów...” wybrałem te właśnie utwory, uczyniłem to z dwóch powodów. Po pierwsze zarówno Wołucki, jak i Mieleszko,po dziś dzień znajdują odbiorców, wierzących w autentyczność tych tekstów, jakże słusznie ocenionych przez Malewską. Oba jej zdaniem zostały oparte na jakichś prawdziwych, dziś nam nieznanych przekazach. Filip Wołucki istotnie napisał list do Zygmunta III („wtedy pisywało się do króla, nie do biura: nadawało to ludzkie, swoiste piętno korespondencji” - zauważa Malewska). Ponieważ kasztelan rawski nie był zbyt mądry, uśmiała się z jego epistoły monarsza kancelaria i każdy z nudzących się skrybów „coś niecoś dohaftował”. Mowa Mieleszki także „miała zalążek autentyczny”.

Drugim powodem jest chęć spłacenia długu wdzięczności, jaki przed laty wobec Hanny Malewskiej zaciągnąłem. Pastisze te zachęciły mnie bowiem do przyjrzenia się innym utworom tego typu, niekoniecznie powstałym w XVII wieku. W niedawno wydanej książce „Cudzym piórem... Falsyfikaty historyczno-literackie” (Poznań 2002) omówiłem kilkanaście z nich, w tym oczywiście teksty przypisywane panu Mieleszce i Wołuckiemu.

Tomasz More odmawia
Nasze drogi badawcze skrzyżowały się po raz drugi na gruncie powieści, formalnie biorąc historycznej, a tak naprawdę zawierającej liczne odniesienia do współczesności. Z tą tylko różnicą, iż Malewska była współtwórczynią tego gatunku, a niżej podpisany jego dziejopisem. Taki właśnie, kostiumowy i aluzyjny charakter posiada opowiadanie „Sir Tomasz More odmawia”, opublikowane w okresie stalinizmu (1951) w rychło potem zawieszonym „Znaku”, piękna opowieść o intelektualiście, który płaci głową za wierność swoim przekonaniom.Jak wynika z moich badań nad recepcją Morusa w Polsce, był on u nas znany przede wszystkim jako męczennik za wiarę, o jego „Utopii” niewiele wiedziano. I prawdę mówiąc Sarmaci się nią zbytnio nie interesowali. Równo w ćwierć wieku później Stanisław Grzybowski doszedł był do wniosków pokrywających się poniekąd z potraktowaniem Morusa przez Malewską. Jego zdaniem przyszły święty pragnął stworzyć określony wzór postępowania, dać przykład nieugiętej postawy antymonarchicznej. Kościół zaś był dla Morusa przede wszystkim sojusznikiem w walce z tyranią. Przy tej okazji chciałbym wyrazić, spóźniony niestety żal, iż pisząc dla kwartalnika „Mo-reana”, gromadzącym wszelkie informacje o przejawach zainteresowania św. Tomaszem, nie uwzględniłem w nim opowiadania Malewskiej.

Recenzja sprzed lat
Za jedno z największych osiągnięć Hanny Malewskiej na polu powieści historycznej uznałbym „Panów Leszczyńskich”. Przed wieloma laty (1961) pisałem w recenzji tej książki, iż od dawna jestem zapalonym czytelnikiem książek Hanny Malewskiej, godnych uznania nie tylko ze względu na ich formę literacką i umiejętność plastycznego odtwarzania przeszłości, ale i za dążenie do przedstawienia w zbeletryzowanej formie pewnych ogólnych koncepcji historiozoficznych. Te ostatnie są niekiedy dyskusyjne, ale zawsze głęboko przemyślane i podbudowane bogatym zasobem erudycji.

Wszystkie te uwagi dotyczą również i „Panów Leszczyńskich” stanowiących rodzaj powieściowej „monografii” rodu, nakreślonej na tle wydarzeń historycznych lat 1632-1677. Do rodu tego autorka czuła wyraźną słabość. Wysoki poziom kulturalny Leszczyńskich, ich koneksje z zachodnią Europą, umiarkowanie okazywane w rozgrywkach politycznych, wszystko to istotnie kwalifikuje panów z Leszna do „czołówki” naszej magnaterii XVII wieku. Równocześnie jednak i oni potrafili niezgorzej od innych możnowładców przyczyniać się do pogłębienia rozstroju wewnętrznego Rzeczypospolitej.

Wątpiłbym, czy istotnie byli tak bezinteresownie przywiązani do ustroju politycznego państwa i tak lubili „panów braci”, jak to miejscami sugerowała Autorka. Lubili słabość państwa, bo z niej korzystali, zdając sobie sprawę z zasadniczych braków ustroju, a zjeżdżającą na sejmiki szlachtą zapewne pogardzali. Wątpiłbym też w szczerość nawróceń Wacława czy Andrzeja Leszczyńskich, pokazanych niemal wyłącznie od strony kryzysów wewnętrznych i względów uczuciowych, a nie także i gry interesów, skłaniających tych magnatów do ugody z klerem. Nawrócenie Andrzeja zresztą to tylko fikcja literacka. Są to jednak sprawy dyskusyjne, bo dotyczące psychologicznej motywacji czynów ludzkich, które rzadko przecież znajdują odbicie w źródłach.

Jedno jest pewne: że zarówno w latach 1632-1655, jak i w okresie najazdu szwedzkiego, a także później, panowie Leszczyńscy mieli na widoku przede wszystkim własne korzyści. Wykazał to w swoich pracach Władysław Czapliński, a Alojzy Sajkowski w monografii Krzysztofa Opalińskiego skłonny jest np. poważną część winy za kapitulację pod Ujściem przypisać generałowi wielkopolskiemu Bogusławowi Leszczyńskiemu. Wszystkie te zagadnienia znalazły w powieści jedynie częściowe odbicie.

Zmarłych w protestantyzmie krewnych podawano za katolików, jak to zrobił biskup Wacław Leszczyński po śmierci Barbary z Leszczyńskich Słupeckiej, czy Leszczyńscy po śmierci Rafała (1636) i Andrzeja (1651) Leszczyńskich. Motywy rzekomego nawrócenia się Andrzeja Leszczyńskiego zostały w powieści obszernie omówione. Autorka oparła się zapewne na Niesieckim, który twierdzi, iż zmarł on „z Kościołem się pojednawszy”. Ten jezuicki heraldyk znany jest ze skwapliwego zacierania śladów róż-nowierstwa wśród szlachty polskiej. Tymczasem Andrzej Leszczyński umarł i został pochowany jako protestant, a kazanie ministra Braci Czeskich, Wojciecha Węgierskiego, wygłoszone na jego pogrzebie, było opublikowane już w roku 1657. O fakcie, iż Leszczyński zmarł nie rewokowawszy, piszą tak poważni badacze jak Stanisław Kot. Zapewne, powieściopisarz ma prawo stworzyć taką wizję przeszłości, jaka mu odpowiada, warto jednak chyba przypomnieć, co na temat niektórych elementów tej wizji mówią źródła.

Byłoby oczywiście nonsensem wymagać od powieści wyczerpania tematu i ścisłości historycznej. Pisarz może więc przesuwać pewne wydarzenia w czasie czy też wprowadzać fikcyjne osoby; jak ów Wundergast-Dobrogościcki (z jego diariuszem) i arianin Cencjusz w „Panach Leszczyńskich”. Ma też prawo cytować niedokładnie, w przeróbce i ze skrótami autentyczne źródła historyczne, jak to właśnie Hanna Malewska czyniła z dziennikiem Ogiera czy listami Szlichtyngów.

Z pedanterii, właściwej historykom, chciałbym dodać, iż nie sposób zgodzić się z charakterystyką biskupa Zadzika jako pokojowo, a nawet przyjaźnie wobec dysydentów ustosunkowanego przedstawiciela episkopatu. To, że starał się żyć dobrze z Rafałem Leszczyńskim, niczego nie dowodzi. Zadzik, zacięty wróg Braci Polskich, jeden z głównych inicjatorów zagłady Rakowa (1638) i zboru kalwińskiego w Wilnie (1639), należał do tych kontrreformacyjnych biskupów, którzy za wszelką cenę dążyli do pozbawienia protestantów i prawosławnych swobód wyznaniowych.

Dobrze się stało, pisałem dalej w recenzji z roku 1961, iż na końcu omawianej książki przedrukowano - w charakterze epilogu -opowiadanie „Spowiedź w Saint-Germain-des-Pres”. Przedśmiertna spowiedź Jana Kazimierza odbywa się przed skromnym księżyną francuskim, który z dotyczących Polski wyznań obecnego opata tytularnego, a niegdyś króla, niewiele rozumie. Daremnie więc próbuje wtłoczyć duszę penitenta w znany mu schemat grzesznika; na pytanie o piąte przykazanie otrzymuje np. pyszną odpowiedź: „Zdaje się, że powyżej stu tysięcy trupów to się już nie liczy, mon pere” oraz całkowicie dlań egzotyczną relację o bitwie pod Beresteczkiem. Cała ta nowela, nacechowana cienkim dowcipem, stanowi kolejne świadectwo wiernego oddania przez Autorkę kolorytu epoki. Nie psuje go nawet stałe powoływanie się Jana Kazimierza na drukowany pamiętnik Albrychta Stanisława Radziwiłła, który w istocie aż do r. 1839 pozostał w rękopisie mało komu znany.

Wiek XVII: wizja Malewskiej
Czytana z perspektywy czterdziestolecia recenzja robi wrażenie wyraźnej jednostronności. Skupiłem się w niej bowiem na jednym zagadnieniu, mianowicie wyznaniowych elementach nakreślonej przez Hannę Malewską wizji XVII wieku oraz ich zgodności ze źródłami, co dla przeciętnego czytelnika nie jest wcale najważniejsze. Po latach muszę dodać, iż wizja ta poprzez szerokość obrazu spełnia postulat wysunięty ongiś przez Aleksandra Brucknera, który w r. 1896 pisał, iż Sienkiewicz „w końcu może znużył czytelnika, przedstawiając przeszłość zbyt jaskrawo a jednostronnie zarazem: w ciągłym hałasie wojennym lub gwarze biesiadnym trudno uchwycić fizjognomię codziennego życia”.

Wspominam o tym, ponieważ Julian Krzyżanowski (który książki Malewskiej stawiał wyżej od dorobku Zofii Kossak-Szczuckiej) określił „Panów Leszczyńskich” jako „rzecz chronologicznie odpowiadającą »Trylogii« Sienkiewicza”, a nie dlatego, żebym uważał, iż ich Autorka talentem dorównywała panu Henrykowi. Równocześnie jednak właśnie Malewska, a nie Sienkiewicz, pokazała nam codzienność polskiego baroku, ówczesne życie polityczne, wreszcie przemiany mentalności szlacheckiej wówczas zachodzące. Zauważylito krytycy i historycy literatury. Zdaniem Małgorzaty Czermińskiej zarówno w „Panach Leszczyńskich”, jak i w „Listach staropolskich z epoki Wazów” Hanna Malewska dała własną, polemiczną wobec „Trylogii” wizję kultury polskiej XVII w., przedstawiając m.in. „formowanie się światłej myśli politycznej” wśród konfliktów tego okresu.

O ile zaś Kossak-Szczucka ukazywała w „Złotej wolności” tryumf zwartego i jednolitego Kościoła nad reformacyjnym chaosem, to Malewska na plan pierwszy wysuwała problem współistnienia różnych wyznań w tym samym kraju. Autorka sugerowała wyraźnie, iż taka koegzystencja była do czasu możliwa pod warunkiem obustronnej tolerancji i wzajemnej skłonności do ustępstw. Później niszczy ją sama historia: konsolidacja narodu w obliczu najazdu szwedzkiego usuwa poza jego nawias dysydentów.

Do takiej właśnie wizji przychyliłem się w książce na temat dziejów polskiej tolerancji („Państwo bez stosów”, 1967). Jakby zaś polemizując z zarzutami dotyczącymi stopnia wierności historycznej, Władysław Czapliński na zakończenie życiorysu Andrzeja Leszczyńskiego w „Polskim Słowniku Biograficznym” pisał, iż w miarę upływu lat stawał się on coraz to rozsądniejszym politykiem, usiłującym łagodzić antagonizmy pomiędzy królem a magnaterią, a także rozumiał konieczność przeprowadzenia reform w państwie. „Tak też - kończy Czapliński - ujęła sylwetkę Leszczyńskiego Hanna Malewska w powieści »Panowie Leszczyńscy«”.

Na koniec pragnę przytoczyć anegdotę, krążącą wśród francuskich historyków. Do jednego z nich, który słynął jako wybitny znawca XVII stulecia, zgłosił się młody adept historii z zapytaniem, co powinien przeczytać, aby lepiej poznać to stulecie (notabene w Paryżu wychodzi kwartalnik specjalnie mu poświęcony: „XVIIe siecle”). Erudyta podał w odpowiedzi długą listę podstawowych lektur, po czym nachyliwszy się do ucha pytającego szepnął: „a najlepiej wprowadzą pana w wiek XVII powieści Aleksandra Dumasa, z »Trzema muszkieterami na czele”.

Otóż gdyby do mnie zgłosił się ktoś z podobnym pytaniem dotyczącym mentalności ludzi polskiego baroku, również mógłbym mu podać długi rejestr tytułów. Po czym, niekoniecznie szeptem, dodałbym: „a przede wszystkim niech pan sobie przeczyta »Panów Leszczyńskich« oraz »Spowiedź w Saint-Germain-des-Pres« Hanny Malewskiej”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2003