Ostatnia podróż Marszałka

Uwagę przyciąga głównie dziwaczna trumna, jasnym pasmem dzieląca mrok pomieszczenia. Zabiera mnie w zupełnie inne podróże niż te wymarzone przez budowniczych mitu Marszałka.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Najpierw o widzialnym. Starszy mężczyzna w dziwacznej trumnie (dziwacznej, bo metalowej, nitowanej, z okienkiem). Wąsaty, trochę sztuczny, ewidentnie poddany licznym zabiegom, po pośmiertnej wizycie u fryzjera, mocno umalowany (zajął się nim ordynans? ktoś z teatru? z branży filmowej?). Zdjęcie nie jest opisane; znalazło się w którymś z antykwariatów.

To Józef Piłsudski. Źródła mówią: 12 maja 1935 roku Piłsudski umiera na raka w Warszawie. Długo trwają pertraktacje dotyczące miejsca pochówku, nie ma pewności, czy mu się należy miejsce na Wawelu. Jednak arcybiskup Sapieha wydaje w końcu pozwolenie, z Warszawy rusza pociąg pancerny z ciałem; za trumną idzie na Wawel ćwierć miliona ludzi. Zwłoki zabalsamowano, bo przeznaczone są na wieczne oglądanie, wydane na spojrzenia publiczności - te zwłoki to narodowa relikwia. Zostają pochowane i niepochowane jednocześnie: bo choć trumna, to przecież okienko i balsamowanie; bo choć pochówek, to przyzwolenie, wręcz narodowy obowiązek ich oglądania.

Mózg Piłsudskiego wyjęto z ciała i przekazano do zbadania na Uniwersytecie Wileńskim (ukazał się nawet album przedstawiający jego zdjęcia). Trudno nie dostrzec podobieństw, tak boleśnie są uderzające; mózgiem Lenina także zajął się specjalny komitet - Komitet Unieśmiertelnienia Pamięci W. I. Uljanowa (Lenina), zaś jego ciało, na fali fascynacji po odkryciu mumii Tutenchamona, zabalsamowano wbrew wyraźnemu życzeniu zmarłego. Mao Zedong też skończył zabalsamowany.

W przypadku Piłsudskiego lekarze balsamiści nie najlepiej się spisali, ciało zaczyna gnić i co rusz konieczne są poprawki. Technika podtrzymywania pozorów życia w martwych tkankach zatraciła się gdzieś po drodze, między starożytnym Egiptem a naszymi dniami.

Wiele było tych ostatnich zdjęć Marszałka. Ich autorzy wyobrażali sobie zapewne, że przedstawiają Historię. To głównie uwznioślające obrazki, przedstawiające lawetę z trumną, góry wieńców, szalone tłumy na pogrzebie (pseudodokumenty, bo służące budowie mitu, będące elementem hagiografii, kierujące się własnym, politycznym programem). Obrazki, które łatwo towarzyszyły podniosłym artykułom.

Ale znam również jedno ujęcie uderzające. To zdjęcie wykonane z profilu; Dziadek spoczywa na śmiertelnym łożu, jeszcze w Warszawie, jeszcze przed pośmiertnym fryzjerem. Widać sflaczałą skórę, kilkudniowy, siwy zarost, rozczochrane wąsiska. Kosmyk niezbyt zadbanych włosów spada na ucho - to ciało, które jest dopiero materiałem wyjściowym dla wszystkich tych upiększaczy, od których zawsze i wszędzie się roiło. Wystarczy spojrzeć na pośmiertny odlew opuchniętej twarzy Mickiewicza, który nie wszedł do kanonu jego przedstawień, bo pokazuje twarz mężczyzny nieodwołalnie martwego; trupa, nie wieszcza. Wystarczy porównać pierwszy odlew twarzy martwego Chopina z kolejnymi, zanim wzięli go na warsztat rzeźbiarze balsamiści, utrwalacze legend. Uwznioślili go po swojemu i nadali gładki rys nijakości. Hagiografowie Piłsudskiego piszą: "JP I, jak niekiedy nazywa się Marszałka, i JPII stanowią opokę XX-wiecznych dziejów Polski" (to cytat z opublikowanej w zeszłym roku książki o Marszałku). Narodowy bohater nie umiera nieogolony. U wieszcza nie uchodzą bezzębne usta.

Jest więc trumna Józefa Piłsudskiego, wystawiona w krypcie św. Leonarda na Wawelu. Do jednego z dwóch uchwytów przypasano szarfę. W tle widać zarys kolumny, schodki i poręcz. Uwagę przyciąga jednak głównie ta dziwaczna trumna, jasnym pasmem dzieląca mrok pomieszczenia; a także oświetlona twarz ufryzowanego trupa w ciemnej ramie bulaja. Ta trumna zabiera mnie, patrzącego, w zupełnie inne podróże niż te wymarzone przez budowniczych mitu Marszałka. W inne strony, niż wymarzył dla niej nieznany autor zdjęcia.

Bo z jednej strony jest tu całkowita - już niezależna od woli głównego uczestnika wydarzeń - martwota i upozowanie. Z drugiej zaś strony kłuje w oczy ta niby-trumna jak batyskaf, jakaś verne’owska machina do podróży w czasie i przestrzeni, zanurzona w sekretnej piwnicy szalonego wynalazcy. Więc choć ta głowa należy do narodowej świętości, to jej widok w solidnie opancerzonym okienku każe mi się zastanowić, czy do ciała nie podłączono przypadkiem tysięcy splątanych rurek. A może ciała w ogóle tam nie ma, tylko ta głowa, podtrzymywana przy życiu przez skomplikowaną maszynerię? A może ciało jednak jest, zszyte grubym ściegiem z niedopasowanych, wykradzionych w prosektoriach fragmentów? Jest w tym ujęciu klasyczny spokój i rozbuchane szaleństwo; mam przed oczami niedorzeczną scenę, pozbawioną smutku, obowiązkowo przypisanego tego rodzaju przedstawieniom.

Do tego stopnia, że znika gdzieś to potworne zakłopotanie, panika na widok śmierci. Nie wpatruję się w martwą powłokę człowieka. To nie człowiek-który-był, jak na zdjęciu przedstawiającym martwego, zarośniętego Marcela Prousta w białej pościeli; czy kobieta o oczach pokrytych łuską monet, sfotografowana w otoczeniu rodziny przez Josefa Koudelkę. To dziwna, futurystyczna maszyna. Dlatego Józefowi Piłsudskiemu wystawionemu na wieczne trwanie najbliżej do pewnego zdjęcia, wykonanego przez Weegee’go (rozchwytywanego w latach 30. fotografa morderstw, pożarów i wypadków): przedstawia ono Człowieka-Kulę Armatnią, w chwili, kiedy w kłębach dymu i iskier wylatuje z wielkiej lufy, prosto w przestrzeń jarmarcznej budy.

Skąd się to bierze, że fotografia wprawdzie bez zarzutu - piękna odbitka, o niemal cielesnych tonach i świetnej kompozycji (głowa Marszałka znajduje się na przecięciu ciemnej połaci ściany z ciemną masą schodów) - ale przecież nie narzucająca nowych sposobów widzenia, czyni taki mętlik w mojej głowie? Czemu wywołuje podejrzaną skłonność do najbardziej szaleńczych asocjacji? Pewnie (ale nie na pewno, nie u wszystkich, bo nie o pewnikach tu mowa, lecz o intymnym obcowaniu) wynika to z jej dziwnego charakteru, i z owego Barthesowskiego "to-co-było", które poświadcza. Fotografia to "swoista maszyna do widzenia" (Rouillé, "Fotografia. Między dokumentem a sztuką współczesną"); jako maszyna jest obiektywna, a więc niezdolna do oszukańczych gier. To dlatego jej dziwaczny przekaz smaga mnie ze zdwojoną siłą: wydaje mi się, że jest prawdziwy. Na rysunek przedstawiający tę sytuację najpewniej w ogóle nie zwróciłbym uwagi.

Jest w "Dantonie" Wajdy scena, w której Robespierre każe Davidowi usunąć jedną z postaci z obrazu, ze znanej "Przysięgi w sali do gry w piłkę". "Jego tam nie było!", krzyczy. Portret Marszałka w trumnie to namacalny dowód, że ten obraz rodem z "Metropolis" rzeczywiście zaistniał. Łapię się na odruchu całkowitej obojętności wobec kadru, sensu działania fotografującego, artysty, nieważne, jak go nazwać. Istnieje tylko to, co widzę. "To było".

Susan Sontag pisze o podpisach towarzyszących zdjęciom: w ostatecznym rozrachunku odrzucam informacje, którymi otoczone jest zdjęcie, by stanąć wobec jego urody. W imię prawdy odrzucam, a nie wchłaniam historyczną wiedzę.

Prawda budzi się na pograniczu ciemnych wizji, widzeń, skojarzeń. Marszałek Józef Piłsudski spływa w dół rzeki w swej stalowej łodzi, jak truposz w filmie Jarmuscha.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, publicysta, krytyk kulinarny i kurator wystaw fotograficznych. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Jego teksty z lat 2008-2010 publikowane w „Tygodniku Powszechnym” zostały wydane w zbiorze „Dno oka” (2010, finał nagrody Nike). Opublikował… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2008