Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zdanie to, tylko trochę żartobliwe, oddaje sens jego życia, a sensem tym była właśnie służba: Bogu, ojczyźnie i ludziom, którzy tego potrzebowali. Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, którym w minionym tygodniu uhonorował go prezydent Lech Kaczyński, jest symbolicznym zwieńczeniem odznaczeń i zaszczytów, na które po wielekroć zasłużył, choć ich nie szukał. To zresztą swego rodzaju rodzinna tradycja: jego pradziadek otrzymał z rąk Tadeusza Kościuszki order Virtuti Militari.
Dziś jest chyba jednym z ostatnich świadków XX wieku, którzy przeżyli wszystkie jego dramaty: miał siedem lat, gdy wybuchła I wojna światowa. Urodził się jako najmłodszy z dziewięciorga rodzeństwa. Księdzem chciał zostać, jak wspominał, od dzieciństwa. Nie mógł wiedzieć, że przyjdzie mu być nie tylko spowiednikiem i duszpasterzem, lecz także konspiratorem, powstańczym dowódcą, a także położnikiem (w czasie Powstania Warszawskiego organizował i prowadził powstańczy szpital przy ul. Długiej).
We wszystkim brał udział. Błogosławił małżeństwa, grzebał zabitych (nawet 40 pogrzebów dziennie), jeśli trzeba było udzielić rozgrzeszenia walczącym - szedł do nich na pierwszą linię, pod ogniem. "Jak księdza widzimy, to zaczynamy wierzyć w Boga" - mówili mu wtedy ci, którzy nie byli zbyt religijni. To on właśnie wyniósł z płonącej katedry i uratował przed zniszczeniem cudowny XVI-wieczny krucyfiks z kaplicy Baryczków. Potem z upadającej Starówki wyszedł kanałami i znalazł się znowu tam, gdzie najbardziej go potrzebowano, na walczącym jeszcze Żoliborzu.
Trzeba zaznaczyć, że ksiądz był i jest krytyczny wobec decyzji o rozpoczęciu walk: uważał, że słabo uzbrojeni powstańcy nie mają szans wobec armii niemieckiej. A jednak był do końca tam, gdzie byli walczący. Wierny wobec przegranej już sprawy. "Byłem przeciw Powstaniu z powodu braku sił, a z drugiej strony emocja tak była wielka, że ten argument materialny nie działał. Proszę to zrozumieć, na tym właśnie polega pewna zagadka, ale i wielkość nasza, siła duchowa" - tłumaczył mi ks. Karłowicz, gdy robiłam z nim wywiad dla Muzeum Powstania Warszawskiego przed dwoma laty.
Kiedy wznosił wtedy do góry zmęczone dłonie, wysoki, białowłosy - była w nim właśnie ta siła duchowa. I jest nadal.
Rozmowa z ks. Karłowiczem znajduje się . Jego obszerne wspomnienia dostępne są także na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego (w Archiwum Historii Mówionej).