Operacja „niebieski smerf”

Mam znajomą w ministerstwie. Znajoma ma dziecko. A dziecko anginę. Znajoma poszła do lekarza. Lekarz dał jej L-4. A ona dała L-4 Kadrowej. Za to Kadrowa dała jej druk ZUS Z-15. – Wypełni pani, tylko czytelnie! – pouczyła.

31.01.2015

Czyta się kilka minut

Druk ZUS Z-15 ma siedem rubryczek. W rubryczce numer 3 trzeba odpowiedzieć, czy „ojciec dziecka pracuje i czy wykonuje pracę w systemie pracy zmianowej w godzinach [i tu wpisać godziny]”. – Nic nie rozumiem! – zafrasowała się znajoma. Pani Kadrowa smutno pokiwała głową. Kiedyś, w czasach gdy panował ład i porządek, w ministerstwach nie zatrudniali tępaków. To znaczy zatrudniali, ale przynajmniej każdy był w stanie wypełnić dowolny druczek. Na tym polegała tu praca.

– Czego nie rozumie? Przecież wszystko jasne! – zaczęła Kadrowa. – No w ogóle nic! – odpowiedziała znajoma. – Dziecko ma ojca? – Ma! – dopowiedziała zgodnie z prawdą. Wiadomo, że trudno o dziecko bez ojca. – Mieszka z nią? – Mieszka! – Ślub? – Co ma ZUS do... – zmieszała się znajoma. – Nie przejmuj się, moja kochana – tym razem ze zrozumieniem pokiwała głową Kadrowa. – Chłopy takie są. Pracuje przynajmniej? – spytała z cieniem sympatii w głosie. – Pracuje, naturalnie. – A gdzie? – Co to ma za znaczenie? Prowadzi działalność gospodarczą i jest... – Eeech, chłopy takie są, nie przejmuj się dziecko. Coś na to zaradzimy... – Ale co tu radzić? Pracuje, na ZUS płaci, zdrowotne też... – Wszyscy oni tacy sami – ciągnęła Kadrowa. – A ten od Wandzi to w ogóle zniknął, ptak niebieski. Wandzia po nocach płacze, ale kocha, liczy, że wróci... Pisz kochana: „wykonuje pracę w godzinach 7 – 18”. O działalności gospodarczej nie pisz. – Ale co mam nie pisać? To zbrodnia jakaś prowadzić działalność? – No! – głos Kadrowej znów był pełen dezaprobaty. – Pouczenie jest na dole. Niech czyta, tutaj: „Zasiłek opiekuńczy przysługuje pod warunkiem, że nie ma innych domowników mogących zapewnić opiekę dziecku lub innemu choremu członkowi rodziny”. A ten twój prowadzi sobie działalność, tak? To niech sobie ją prowadzi, jak wrócisz z pracy do domu! Proste! – powiedziała, groźnie stukając świeżo zaostrzonym paznokciem w druk ZUS Z-15.

Wieczorem siedziałem z ową znajomą w knajpie. Dzieckiem z anginą opiekował się jej chłop. W końcu ma działalność gospodarczą, którą może prowadzić w jakimś innym terminie. Znajoma była przygnębiona: – Jednak byłam durna, że się z nim związałam – narzekała. – A co? Pije? – Coś ty? Kiedy on ma pić? Ja piję. Z rozpaczy – powiedziała podnosząc kieliszek do ust. – A on haruje od świtu do nocy: od kiedy w pracy powiedzieli mu, że ma iść na działalność gospodarczą, to zasuwa jak na dwóch etatach. Jeszcze od tego mi padnie! – pociągnęła nosem. – Żeby chociaż był rolnikiem! Albo pracował na nocną zmianę! Albo był niesprawny psychicznie lub fizycznie! Żeby choć odmawiał opieki nad dzieckiem! Wtedy mogłabym wziąć normalne zwolnienie! Zaopiekować się w domu dzieciną! A tak? Sam widzisz – znów podniosła kieliszek do ust.

Zastanawiałem się, ilu jest birbantów prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, co mogą żyć jak wolni ludzie. Pracować od 7 do 18 lub od 18 do 7. Albo w ogóle nie pracować, tylko leczyć dziecko z anginy i żonę z kaca. Żaden prezes im tego nie zakaże, bo przecież nie ma nad nimi żadnego prezesa. Oczywiście poza prezesem ZUS Zbigniewem Derdziukiem, bo jemu są winni miesięcznie 716 zł. Do tego doliczmy 270 na ubezpieczenie zdrowotne i 55 zł na Fundusz Pracy. Nie wspominając o księgowej i jakichś tam drobniejszych daninach na ekologię i środowisko przyrodnicze.

Jeśli pominąć tę drobną niedogodność, to żyją jak ptaki na niebie. Nie przejmują się urlopami – bo im nie przysługują urlopy. Nie muszą się zastanawiać nad trzynastą pensją, jak budżetówka, i czternastą, jak górnicy. Dodatkiem za wysługę lat, dopłatami na „wczasy pod gruszą”, motywacyjnym, funkcyjnym. Mogłaby się tym zainteresować jakaś inspekcja albo związek: zmusić takiego „jednoosoba”, żeby sobie poszedł na urlop, wypłacił „gruszę” – a następnie koncertowo zbankrutował. To byłoby bankructwo ciche – bo „jednoosoby” nie zorganizują marszu gwiaździstego na Warszawę ani demonstracji przed Kancelarią Premiera, nie zastrajkują też w czasie matur. Dlaczego? Bo będą wtedy w jakiejś robocie.

No to ilu tych birbantów? Dane są różne, ale ja wierzę wicepremierowi i ministrowi gospodarki – bo w końcu kto, jak nie on, ma się znać na przedsiębiorczości? Janusz Piechociński dokładnie rok temu ogłosił, że „obecnie mamy w Polsce 1,78 mln firm, ale aż 1,2 mln z nich to samozatrudnieni”. – Taka pielęgniarka, lekarz albo stewardesa. Pracodawca, żeby obniżyć swoje koszty, kazał im założyć firmę, więc założyli. Ale żadne z nich nie jest przedsiębiorcą. Przedsiębiorca to ktoś, kto zatrudnia ludzi – dowodził lider PSL. I należą mu się brawa za tę przenikliwość!

Żeby zachęcić birbantów do „zatrudniania ludzi”, Piechociński zaproponował program „Mój pierwszy pracownik”, który miał się składać z szeregu ulg dla wspomnianej stewardesy, gdyby zechciała zatrudnić stewardesę. Zaciekawił mnie los owego programu. Szperałem tu i ówdzie, ale wyszło mi, że Piechociński ograniczył się do zapewnienia, że program będzie. Nie mogłem uwierzyć, więc na stronie Ministerstwa Gospodarki wpisałem, co trzeba. Wyskoczył wynik „0”, a także instrukcja do wyszukiwania, którą zacytuję:

1. Sprawdź, czy słowa zostały wpisane poprawnie.

2. Jeśli użyto cudzysłowów, usunięcie ich rozszerzy zakres wyszukiwania: „niebieski smerf” oznacza fragment tekstu w postaci „niebieski smerf” i zwróci mniej wyników niż niebieski smerf.

Wpisałem „Mój pierwszy pracownik” z cudzysłowem i bez. To samo zrobiłem z „niebieskim smerfem”, ale wynik był ciągle zerowy. Zasmuciłem się. Dla pewności odwiedziłem stronę ZUS. Tam odnalazłem film nakręcony z okazji 80. urodzin Zakładu. Dowiedziałem się też, że film kosztował 278 tys. zł. Ale numer! Skoro chłop mojej znajomej płaci ZUS 716 zł miesięcznie, to znaczy, że na produkcję filmową poszły jego składki z 32 lat. Nie powiedziałem tego znajomej. Pomyślałem, że powtórzy mężowi i wtedy on się załamie. Nie dość, że żona pije, to jeszcze prezes Derdziuk kręci filmy.

I wszystko na jego koszt. © ℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2015