Oni powstali

WOJCIECH KALWAT, historyk: Powstanie styczniowe miało kluczowe znaczenie dla dalszych losów Polski. Wtedy stworzono polityczne zręby późniejszej II RP. Dla walczących o niepodległość w czasie I wojny światowej stanowiło moralny i patriotyczny punkt odniesienia.

03.09.2023

Czyta się kilka minut

Oni powstali
Powstańcy styczniowi z oddziału żuawów śmierci 1863 roku. / WALERY RZEWUSKI / BIBLIOTEKA NARODOWA

MICHAŁ SOWIŃSKI:Czym dziś dla Polaków jest powstanie styczniowe?

WOJCIECH KALWAT: Z pewnością nie ma takiego rezonansu społecznego jak choćby powstanie warszawskie, co oczywiście wynika z upływu czasu. Powstanie styczniowe miało skomplikowany przebieg, dlatego też w historiografii od zawsze trudno było zbudować o nim prostą, powszechnie zrozumiałą opowieść. Brakuje wyrazistych, łatwo uchwytnych momentów, na których można by oprzeć linię narracji. Na przykład w powstaniu listopadowym mamy zdobycie Arsenału, a potem kolejne wydarzenia na linii frontu. Powstanie styczniowe zaś składało się przede wszystkim z bardzo wielu potyczek, głównie o znaczeniu lokalnym, które rozgrywały się na terenie całego Królestwa Polskiego i części zaboru rosyjskiego, czyli terenach dzisiejszej Litwy, Białorusi i Ukrainy.

A bohaterowie powstania?

Było ich bardzo wielu, ale brakuje postaci, które można by nazwać bohaterami uniwersalnymi.

Czyli jakimi?

Weźmy ziemię świętokrzyską, gdzie działała Anna Henryka Pustowójtówna czy Marian Langiewicz – odegrali oni niezwykle ważną rolę, lecz zapisali się przede wszystkim w pamięci lokalnej. Na terenie choćby Wileńszczyzny nie zyskali takiego uznania i rozpoznawalności, bo tam aktywne były inne postaci. Powstanie styczniowe w swojej istocie było wydarzeniem o charakterze silnie lokalnym, powiatowo-gminnym. W wielu miejscach nie tyle się szło na wojnę, co raczej wojna przychodziła do zwykłych ludzi. W niektórych regionach niemalże każda wieś, nie mówiąc o miasteczkach, została dotknięta w taki czy inny sposób przez powstanie – przede wszystkim poprzez obecność samych powstańców. Góry Świętokrzyskie, Lubelszczyzna, Podlasie – tam działania zbrojne były najintensywniejsze, tam też pamięć o powstaniu styczniowym jest najsilniejsza. Szczególnie że wzmacniana jest pamięcią rodzinną, bo zachowały się wspomnienia o przodkach, którzy wtedy poszli walczyć. Z kolei w dużych miastach powstanie było odczuwane znacznie słabiej. Przygotowując naszą wystawę, zadaliśmy sobie dużo trudu, aby dotrzeć właśnie do potomków powstańców, aby sprawdzić, jak ta pamięć wygląda dziś.

I co się okazało?

Wciąż jest bardzo silna i powszechna. Zapraszamy do odwiedzenia strony powstanie1863-64.pl, gdzie zamieściliśmy wiele rozmów z rodzinami powstańców, w tym z potomkami Traugutta czy Pustowójtówny. W naszych pracach badawczych odwoływaliśmy się oczywiście do romantycznego ducha, tego XIX-wiecznego pragnienia wolności, pchającego wówczas Polaków do walki, ale odnosimy się również do rosyjskiej agresji w Ukrainie, bo, jak się okazuje, idea wojny imperialnej wciąż jest aktualna.

W Waszej opowieści o powstaniu pojawiają się także takie miejsca jak Wrocław – dlaczego?

Wynika to ze skomplikowanej historii Polski XIX, ale i XX wieku. Niezwykle ważnym miejscem dbania o pamięć o powstaniu styczniowym był Lwów. Do Galicji zbiegło wielu powstańców, a ich potomkowie po II wojnie światowej zostali przesiedleni na Dolny Śląsk.

Z dzisiejszej perspektywy o powstaniu styczniowym mówi się, że było z góry skazane na porażkę.

W przeddzień wybuchu sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Liczono na to, że uda się zdobyć większe ilości broni. Szykowano się do innej walki, takiej, która byłaby zbieżna z romantyczną wizją bohaterstwa i pola bitwy. Szybko jednak okazało się, że rzeczywistość będzie wyglądać zupełnie inaczej. Powstanie styczniowe było wojną partyzancką, trudną i wykańczającą, brudną wręcz, bo trzeba pamiętać, że w pewnym sensie była to wojna domowa. To istotna analogia z powstaniem warszawskim. Kolejna to fakt, że w 1863 roku powstańcy przybierają pseudonimy konspiracyjne i pojawiają się zalążki państwa podziemnego – ze sprawnymi agendami cywilnymi, w tym sądownictwem i ciałami ustawodawczymi. Dziś często o tym zapominamy, ale działania z czasów II wojny światowej bazowały w wielu obszarach na doświadczeniach z powstania styczniowego.

Powstanie miało też duże znaczenie społeczne.

Wtedy zaczęły się procesy związane z uwłaszczeniem chłopów, a szerzej – z narodzinami nowoczesnego społeczeństwa. Inny ważny aspekt – powstanie nie byłoby możliwe bez zaangażowania tysięcy kobiet. Niektóre, około stu, poszły walczyć z bronią w ręku, większość odgrywała ogromnie ważną rolę na drugiej linii walk – choćby w kwestii zaopatrzenia czy pomocy medycznej. Płaciły za to olbrzymią cenę, na równi z mężczyznami. Niektóre były zsyłane na Sybir, a te, które zostawały w kraju same, bo ich mężowie ginęli albo trafiali do więzień, musiały zadbać o siebie i swoje rodziny, co znacząco przyspieszyło proces emancypacji. To w tym pokoleniu masowo pojawiają się nauczycielki, guwernantki, ale też kobiety biznesu – może nie na wielką skalę, wszystko to jednak było znaczącym przesunięciem społecznej roli kobiet. Lata 60. i 70. XIX wieku to w ogóle czas wielkich zmian, a przez to wielkich kontrastów.

Jakie inne konsekwencje miało powstanie styczniowe dla dalszych losów Polski?

Wtedy stworzono zręby późniejszej II RP. Dla żołnierzy walczących o niepodległość w czasie I wojny światowej i zaraz po niej było ono niezwykle ważnym moralnie i patriotycznie punktem odniesienia. Sam Piłsudski był wielkim piewcą powstania styczniowego – wychowany w jego kulcie, był nawet jego historykiem. Co prawda pisał o nim jako o walce straceńczej, ale jego zdaniem o Polskę walczyć należało zawsze, nawet wbrew militarnym i politycznym kalkulacjom, czego sam był najlepszym przykładem. Z jego inicjatywy w II RP zaopiekowano się – symbolicznie i materialnie – żyjącymi jeszcze weteranami powstania. Nazywano ich wręcz żywymi pomnikami.

A politycznie?

Poza walką partyzancką w czasie całego powstania styczniowego trwała również intensywna walka polityczna – rządy formowały się i upadały, ścierały się różne światopoglądy i pomysły na nową rzeczywistość. To kolejna trudność w budowaniu opowieści o tamtych wydarzeniach. Z tego chaosu potem wyłoniły się nowoczesne partie polityczne. Jedną z konsekwencji powstania były silne represje ekonomiczne, co znacząco osłabiło frakcje postulujące dalszą walkę zbrojną z zaborcami. Istnienie narodu jako pewnej wspólnoty, także interesów materialnych, zostało poważnie zagrożone. Zaraz po powstaniu krytyka tego typu działań była wszędzie niezwykle silna. Szczególnie w Krakowie – grupa Stańczyków zawiązała się właśnie w ramach sprzeciwu wobec takiej polityki, weźmy choćby słynne potępienie liberum conspiro. Twórczość Matejki, którą dziś odbieramy jako emanację patriotyzmu, również miała źródła w klęsce powstania – w wielkim rozczarowaniu i smutku po jego upadku. To piętno widać na wielu obrazach mistrza. Z kolei rozgoryczeni weterani powstania często mówili o sobie jako o „wyklętych”, na których zrzucono odpowiedzialność za upadek nadziei niepodległościowych. Jak wiemy dziś, słowo to będzie jeszcze powracać w polskiej debacie publicznej.

Z dzisiejszej perspektywy porażka powstania styczniowego była nieuchronna. A jak to wyglądało przed samym jego wybuchem?

Nastroje patriotyczne na przełomie lat 50. i 60. XIX wieku były niezwykle silne. Odbywały się liczne manifestacje, brali w nich udział przede wszystkim ludzie młodzi, ambitni, którzy nie chcieli spędzić reszty życia pod zaborem rosyjskim. Ich zapał wiązał się z tym, że często mieli niewiele do stracenia. Powszechnie wierzono też, co wydaje się naiwne z perspektywy czasu, że łatwo i w dużej ilości uda się zdobyć broń. Wielu miało nadzieję, że oficerowie rosyjscy im w tym pomogą. Do tego dochodzi olbrzymie poczucie dumy narodowej – przekonanie, że nam, Polakom, wolność się po prostu należy, że racja moralna jest po naszej stronie. Zwłaszcza że nieco wcześniej Rosja ­poniosła dotkliwą klęskę w wojnie krymskiej, co zrodziło polityczny ferment w całej Europie. Niewiele też wskazywało na to, że Włochom uda się zjednoczyć, a jednak działo się to na oczach przyszłych powstańców. No i, jak zwykle, liczono na pomoc Francji.

Zawiodły bezpośrednie przygotowania?

Struktury państwowe były świetnie zorganizowane, udało się zbudować sprawny aparat administracyjny, jednak komponent wojskowy od początku kulał. Dotkliwie brakowało broni, szczególnie na początku. Zdarzało się, że młodzi powstańcy szli do walki z gołymi rękami albo uzbrojeni w to, co im wpadło w ręce, na przykład w sztachety wyrwane z płotu.

Albo w słynne kosy osadzone na sztorc.

Kosynierom czasem udawały się rzeczy niezwykłe, jak choćby zdobycie części rosyjskiej artylerii w bitwie pod Węgrowem. To przykład niezwykłego bohaterstwa. Tak jednak było na początku walk – rzeczywistość szybko weryfikowała nadzieje walczących, którzy w obliczu olbrzymiej przewagi wroga ­rezygnowali. To kolejna charakterystyczna cecha tego powstania – olbrzymia rotacja walczących, których szeregi zasilali ochotnicy z pozostałych zaborów. Gdyby udało się ich wszystkich zmobilizować w jednym momencie, szanse na sukces byłyby całkiem spore. Niefortunna była też sama data. Środek zimy to nie najlepszy moment do zaczynania walk partyzanckich. Podsumowując – entuzjazm dla walki był olbrzymi, szczególnie wśród młodych. Widać to w licznych wspomnieniach weteranów. A jednocześnie wielu podkreślało, że ojcowie i dziadkowie byli mu przeciwni, bo nie widzieli szans na zwycięstwo. Znamy to dobrze z historii, nie tylko Polski.

O czym opowiada Wasza wystawa?

Tytuł wystawy to „Powstali 1863-64”, tak samo nazywa się film animowany, który jej towarzyszy. W ten sposób oczywiście nawiązujemy do samej nazwy – powstanie styczniowe – ale zależało nam bardzo na ludzkim komponencie – że to ktoś powstał, że oni powstali w jakimś celu. O tamtych wydarzeniach opowiadamy przez pryzmat pojedynczych biografii ludzi walczących o wartości, w które wierzyli. Wolimy unikać niepotrzebnego zadęcia i trudnego języka naukowego, bo chcemy zbudować opowieść zrozumiałą dla szerokiego odbiorcy, ale też aktualną, pokazującą, że powstanie styczniowe było jednym z kluczowych wydarzeń w historii Polski. ©

 

Wystawa POWSTALI 1863-64

Od maja można było ją oglądać kolejno w Warszawie, Łowiczu, Węgrowie, Ostrołęce, Tykocinie, Małogoszczu, Sandomierzu, Tarnowie i Zamościu.

Od 31 sierpnia do 10 września można ją oglądać w Lublinie na placu Litewskim. Wstęp wolny.

Kuratorzy wystawy:
Wojciech Kalwat, Sebastian Pawlina

Projekt plastyczny i wykonanie:
Studio projektowe Sowa-Szenk

Organizator:
Muzeum Historii Polski

Wystawa dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Darczyńca: Bank Pekao S.A.

Patroni medialni: Polskie Radio, Telewizja Polska, TVP3, Polska Press Grupa, Nasza Historia, Gość Niedzielny, Dzieje.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2023