Oligarchia trzyma się mocno

Wtedy nadzieje i oczekiwania były ogromne – dziś niewiele pozostało z ówczesnej atmosfery. Jak wygląda Ukraina pięć lat po rewolucji godności?

18.02.2019

Czyta się kilka minut

Miejsce pamięci poległych pięć lat temu na Majdanie. Kijów, 6 lutego 2019 r. / SERGEI SUPINSKY / AFP / EAST NEWS
Miejsce pamięci poległych pięć lat temu na Majdanie. Kijów, 6 lutego 2019 r. / SERGEI SUPINSKY / AFP / EAST NEWS

W lutym 2014 r. prezydent Wiktor Janukowycz opuścił Kijów. Jego reżim rozsypał się jak domek z kart. Rewolucja godności zwyciężyła. Oczekiwania jej zwolenników (tak na Ukrainie, jak i poza nią) były ogromne. Niektórzy liczyli nawet na przyjęcie kraju do Unii Europejskiej w ciągu kilku lat. Tym większe było rozczarowanie, gdy okazało się, że rewolucja zmieniła znacznie mniej, niż oczekiwano. A także mniej, niż było możliwe.

To prawda, że rewolucje nigdy nie spełniają wszystkich swych zapowiedzi (często nie spełniają żadnych). Prawdą jest też, że zanim Ukraina mogła przejść do w miarę systematycznego reformowania państwa, narzucono jej wojnę. Ale rozczarowanie jest zrozumiałe. Bo mimo wojny można było zrobić więcej.

Największym sukcesem ostatniego ­pięciolecia jest to, że Ukraina przetrwała. Jako państwo niepodległe, zdolne do definiowania i obrony swych interesów. Jako system gospodarczy i społeczny zdolny do odpowiadania na kolejne wyzwania.

Z Majdanu na front

18 lutego 2014 r., po prawie trzech miesiącach okupacji centralnego placu Kijowa, grupy Samoobrony Majdanu ruszyły na gmach parlamentu. Wywiązały się starcia, po obu stronach padli zabici. Tego dnia przewagę zyskały lepiej uzbrojone i dowodzone formacje rządowe. Pod wieczór były o krok od zdobycia Majdanu; rewolucję ocaliły nowe siły, przybyłe właśnie ze Lwowa.

Dwa dni później próba ponownego opanowania przez siły Majdanu ulicy Instytuckiej – centralnej arterii prowadzącej ku dzielnicy rządowej – zakończyła się masakrą: snajperzy strzelali ostrą amunicją, musieli mieć rozkaz zabijania. W ciągu może godziny padło prawie 50 zabitych (liczba ofiar śmiertelnych w tych dniach w Kijowie to 77 po stronie rewolucji i ok. 20 po stronie rządowej).

A jednak to właśnie ta godzina zdecydowała o zwycięstwie rewolucji godności: o pozostaniu Janukowycza u władzy nie mogło być już mowy. Wypracowany 21 lutego kompromis (z udziałem ministrów spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji) już w chwili podpisania był świstkiem papieru. Janukowycz zrozumiał to pierwszy i zbiegł z Kijowa, a potem nie odważył się rozpętać wojny domowej i schronił się w Rosji.

Rewolucja zwyciężyła, ale tylko na chwilę. Nie dowiemy się, czy program liberalnej (głównie antyoligarchicznej i antykorupcyjnej) przebudowy państwa i zbliżenia do Unii Europejskiej miał szanse realizacji. Bo reakcją Moskwy na obalenie Janukowycza była aneksja Krymu i próba rozbicia Ukrainy na dwie części, z których ta wschodnia miałaby prawo weta w kluczowych sprawach polityki zagranicznej i wewnętrznej, a ta zachodnia – nie (na tym polegał – w brutalnym skrócie – postulat „federalizacji” sformułowany przez Kreml).

To pierwsze się udało, drugie już nie. Konsekwencją próby wzniecenia kontrrewolucji na wschodzie i południu kraju, od Charkowa po Odessę, była jednak zbrojna rebelia w Donbasie i trwająca do dziś wojna. Wojna, która odsunęła reformowanie kraju na odległy plan, choć go nie przekreśliła.

Ostra faza wojny zakończyła się wiosną 2015 r., wkrótce po zawarciu rozejmu w Mińsku (bo bitwa pod Debalcewem, jedna z czterech głównych w tej wojnie, rozegrała się już po zawarciu rozejmu, gdy siły rosyjskie zaatakowały, by opanować ważny węzeł kolejowy). Ukraina tę wojnę przegrała – trwale utraciła część Donbasu, gdzie istnieją dwa kontrolowane przez Moskwę parapaństwa. Choć nie można powiedzieć, że Rosja i separatyści ją wygrali – w 2014 r. cele Putina były znacznie bardziej ambitne.

Bez widoków na rozstrzygnięcie

Od czterech lat na wschodzie Ukrainy trwa „dziwna wojna”: codzienna okopowa mordęga, rozbudowywanie umocnień, ostrzały artyleryjskie i snajperskie. Wojna, w której codziennie pada kilku rannych, a co kilka dni ktoś ginie (w 2018 r. Ukraina straciła 135 poległych; o stratach jej przeciwników nie mamy informacji). Wojna bez efektownych starć, dobrze sprzedających się w mediach i pobudzających wyobraźnię społeczeństwa. Bez wyraźnych zwycięstw ani porażek. Bez widoków na jakiekolwiek rozstrzygnięcie.

Taka wojna głównie męczy, jak kiedyś (oczywiście z uwzględnieniem kolosalnej różnicy skali) I wojna światowa. Większość Ukraińców ma jej serdecznie dość, choć nadal godzi się ponosić jej ciężar. Żołnierze wciąż cieszą się szacunkiem, ale dowódcy, zwłaszcza najwyżsi – już niekoniecznie. Z analizy różnych sondaży można odnieść wrażenie, że rośnie zapotrzebowanie na polityka, który zaproponuje realne rozwiązanie pokojowe. Który zaproponuje, jak pogodzić się z porażką, zachowując niepodległość i godność. Na razie nikogo takiego nie widać.


Czytaj także: Jak przekonać telewidzów: Tadeusz Iwański o rozpoczynającej się na Ukrainie kampanii wyborczej


Wojna zahamowała reformowanie Ukrainy. Nie tylko dlatego, że państwo musiało początkowo skupić się na odbudowie sił zbrojnych, gruntownie zdezorganizowanych za rządów Janukowycza (na początku 2014 r. kraj mógł wystawić 3–5 tys. żołnierzy zdolnych do walki i to ze składu kilkudziesięciu jednostek). Także dlatego, że wojna nie jest czasem liberałów, nie jest dobrym czasem dla dysput i podejmowania ryzyka przebudowy instytucji i procedur (a reformy zawsze wiążą się z ryzykiem).

Już w 2014 r. uczestnicy i zwolennicy rewolucji godności podzielili się na dwa obozy. Jedni uważali, że mimo wojny należy nalegać na wprowadzanie liberalnych reform i ostro krytykować władze za ich opóźnianie. Inni uznali, że naród powinien skonsolidować się wokół kierownictwa państwa i zawiesić krytykę jego działalności, o ile tylko dobrze służy ono obronie państwa.

W pierwszej fazie wojny ci drudzy mieli rację, a pierwsi milczeli (jedni i drudzy w dużej mierze walczyli lub pracowali na rzecz frontu). Ale gdy nastał obecny konflikt pozycyjny, racja była po stronie krytyków kulejącego procesu realizacji zapowiadanych zmian. W międzyczasie powstał jednak nieformalny sojusz między „rewolucyjnymi” zwolennikami nowych władz a niechętną reformom biurokracją. Sojusz, który okazał się trwały.

Nowe oblicze konfliktu zbrojnego

Bez stałego rosyjskiego wsparcia separatystyczne republiki dawno by upadły. Ale Ukraina i Rosja wsciąż utrzymują stosunki dyplomatyczne, granica jest otwarta, obowiązuje ruch bezwizowy. Wypowiedzenie pod koniec 2018 r. traktatu o przyjaźni i współpracy było do pomyślenia tylko dlatego, że wiosną 2019 r. ubiegał jego termin i trzeba by go oficjalnie przedłużyć. Ostatnio Kijów zrywa niektóre umowy zawarte w ramach Wspólnoty Niepodległych Państw, ale głównie te bez większego znaczenia.

Ukraina zrezygnowała z importu rosyjskiego gazu ziemnego, pozbawiając Moskwę jednego z najważniejszych narzędzi presji na Kijów. Było to możliwe głównie dlatego, że duża część gazochłonnego przemysłu Donbasu wypadła z bilansu energetycznego Ukrainy – ale też dlatego, że po raz pierwszy od upadku Związku Sowieckiego nad Dnieprem poważnie zajęto się oszczędnością energii. To strategiczny sukces Kijowa.

Dostawcą paliwa jądrowego dla ukraińskich elektrowni pozostaje jednak Rosja, a import oleju napędowego z tego kraju rośnie. Ukraińskie czołgi i pojazdy opancerzone jeżdżą na rosyjskim paliwie. Antracyt z Donbasu nie trafia już wprawdzie na Ukrainę (i dalej na zachód) bezpośrednio, ale przez terytorium rosyjskie, ze sfałszowaną dokumentacją. Zachowana lub wznawiana jest współpraca wielu zakładów zbrojeniowych z obu krajów. Wszyscy o tym wiedzą, mało komu to przeszkadza.

To nie jest niekonsekwencja. To nowy sposób toczenia konfliktów zbrojnych: bez wypowiedzenia wojny, bez rozciągnięcia konfrontacji na wszystkie sfery życia państwowego i gospodarczego. Zbyt silne są powiązania gospodarcze i interesy z nimi związane. Tak prawdopodobnie będą wyglądać wojny nadchodzących czasów. Nie jest to dobra nowina, bo takie konflikty mogą ciągnąć się przez dziesięciolecia.

Państwo oligarchiczne

Na przełomie stuleci na Ukrainie ukształtowała się demokracja oligarchiczna, służąca głównie ludziom uwłaszczonym na majątku państwa komunistycznego, nastawionym na czerpanie korzyści bez inwestowania w rozwój i działanie na pograniczu prawa. Jednym z jej fundamentów była systemowa korupcja (znacznie więcej niż łapownictwo), innym – bezpośrednia kontrola właścicieli wielkich firm nad mediami i partiami politycznymi. To ich właśnie zwiemy postsowieckimi oligarchami.

Po pomarańczowej rewolucji z 2004 r., za rządów prezydenta Juszczenki stało się jasne, że system ten okrzepł i jest zdolny do samoobrony. Za „pomarańczowego” prezydenta nastąpiła jedynie zmiana układu sił. Osłabło znaczenie związanych z Donieckiem magnatów węgla i stali, wzrosło znaczenie pomniejszych oligarchów kontrolujących przemysł maszynowy. Podstawa systemu pozostała nienaruszona. Walka z korupcją toczyła się głównie na poziomie retoryki.

Po zwycięstwie Janukowycza w 2010 r. przewagę znów zdobyli „donieccy”. Ten prezydent spróbował podważyć oligarchiczny charakter państwa: chciał podporządkować oligarchów jednemu ośrodkowi, zwanemu Rodziną (dominowali w nim ludzie związani ze starszym synem Janukowycza), i ustanowić reżim autorytarny wzorowany na rosyjskim. W efekcie zagrożeni oligarchowie nie pomogli prezydentowi w starciu z rewolucją godności; niektórzy z nich nawet zakulisowo ją wsparli.

Stary system ma się dobrze

Po Majdanie szybko się okazało, że naruszenie podstawowych interesów oligarchów nie jest możliwe. Na czele państwa stanął – praktycznie nie mając ­konkurentów – oligarcha (Petro Poroszenko jest właścicielem koncernu cukierniczego i kilku stoczni, doświadczonym politykiem i właścicielem opiniotwórczej stacji TV). Tak jak za Juszczenki, nastąpiło przetasowanie w ramach systemu. Tyle że głębsze, poważniejsze od poprzedniego.

Związane z wojną załamanie gospodarki Zagłębia Donieckiego podważyło pozycję magnatów węgla i stali. Ostatecznie skończyło się żerowanie na dystrybucji rosyjskiego gazu. Wzrosła natomiast rola pozostającego dotąd w cieniu oligarchów sektora rolnego (który od początku wieku przeżywa na Ukrainie odrodzenie).

Mimo nacisków (głównie MFW) walka z korupcją idzie opornie. Powołano NABU (ukraiński odpowiednik CBA), a także specjalny antykorupcyjny sąd i prokuraturę (co skądinąd było przyznaniem, że oczyszczenie „zwykłego” sądownictwa i prokuratury z osób skorumpowanych jest nierealne). Ale wyników działalności tego sądu i prokuratury na razie brak.

Efekty dało za to wprowadzenie elektronicznego systemu przetargów na zamówienia publiczne i uporządkowanie systemu zwrotu podatku VAT. Ograniczyło to rozmiary korupcji, poprawiło stan finansów, umocniło odradzanie się gospodarki po katastrofalnym załamaniu w 2014 r.

Autorytarne tendencje czasów Janukowycza odeszły w przeszłość, stan demokracji się poprawił. Ale reguły gry politycznej zasadniczo się nie zmieniły. Reforma konstytucyjna utknęła w podzielonym parlamencie. Nie zmieniono prawa wyborczego (był to postulat rewolucji). Deoligarchizacja okazała się nierealna: to oligarchowie od ponad 20 lat rządzą krajem. „Strawili” już dwie rewolucje demokratyczne i jedną próbę autorytarnego „zamachu”. Nie ma nikogo, kto mógłby ich zastąpić.

Niedomyślana reforma samorządowa

Najważniejszą zmianą, którą umożliwiła rewolucja godności, jest zapoczątkowanie reformy systemu administracji terytorialnej, wzmacniającej władze samorządowe.

Pomysł był dobry, ale realizacja już niekonsekwentna, a skutki – jak dotąd – niejednoznaczne.

Najlepiej wypadło wzmocnienie samodzielności finansowej miast i miasteczek: efekty już widać, także na prowincji. Gorzej przebiega tworzenie gmin zbiorowych (takich, jakie mamy w Polsce) przez dobrowolną konsolidację dotychczasowych gromad (odpowiednik naszych sołectw). Grzechem pierworodnym okazała się właśnie dobrowolność, pozostawiająca w szarej strefie gromady niescalone (a te wciąż stanowią większość). Nie uregulowano też nowej roli rejonów (powiatów), co tworzy różne problemy.


Czytaj także: Kto dał zlecenie na Katję Handziuk - Monika Andruszewska o ukraińskich wojnach korupcyjnych


Ustawy decentralizacyjne wprowadzono bez niezbędnej nowelizacji konstytucji. Rozkład sił w Radzie Najwyższej wyklucza uchwalenie takich zmian przed wyborami parlamentarnymi (odbędą się jesienią). Czy w Radzie nowej kadencji będzie to łatwiejsze? Nie ma pewności. Zamiast zatem umacniać państwo, reforma ta przyczynia się do dalszej erozji praworządności, a także świadomości prawnej Ukraińców.

Społeczeństwo: bardziej jednolite, mniej stabilne

Dziś – pięć lat po rewolucji godności i imponującym ruchu wolontariackim, wspierającym walczących w Donbasie – niezbyt wiele pozostało z tamtej atmosfery. Choć pewnie więcej, niż się wydaje: sektor pozarządowy znikł z pola widzenia mediów, a i tym organizacjom na ogół nie zależy na rozgłosie.

Społeczeństwo ukraińskie jest bardziej jednolite: wojna skonsolidowała postawy obywatelskie, ujednoliciła postrzeganie ojczyzny. Także dlatego, że znaczna część obywateli nieidentyfikujących się z państwem ukraińskim pozostała na terenach niekontrolowanych przez Kijów lub wyjechała do Rosji. A coraz liczniejszy odsetek obywateli to ludzie wychowani już w niepodległym państwie, nieznający innej rzeczywistości.

Jednocześnie społeczeństwo stało się dużo mniej stabilne, bardziej chaotyczne. Rewolucja godności ujawniła znaczący wzrost przyzwolenia na przemoc (co nie wydaje się osobliwością Ukrainy), a wojna je umocniła. Pojawili się uchodźcy wewnętrzni (prawdopodobnie ponad milion) i weterani wojenni (już ponad 300 tys.), którym odnaleźć się w pokojowym życiu pomagają głównie organizacje obywatelskie. Pojawił się strach, poczucie zagrożenia, stale podsycane przez oficjalną propagandę.

W ręce cywilów dostała się też wielka ilość broni wojskowej. Część wpadła w ręce zorganizowanej przestępczości, już wcześniej silnej. Udało się wprawdzie podporządkować państwu ochotnicze formacje, ale część zachowała autonomię organizacyjną. Zachwianie się ładu wewnętrznego doprowadziło do utraty przez państwo kontroli nad obszarami nielegalnego wydobycia bursztynu na Wołyniu (sytuacja ta trwa już kilka lat). Wciąż zdarzają się pobicia i zabójstwa działaczy społecznych, zwłaszcza demaskujących korupcję [patrz „TP” nr 50/2018 – red.]. I tak dalej...

Emigracyjny eksodus

O rozczarowaniu obywateli nie tyle obecną władzą, co politykami w ogóle najlepiej świadczy to, że jednym z liderów prezydenckich sondaży (wybory są pod koniec marca) stał się telewizyjny komik Wołodymyr Zełenskyj, który prawdopodobnie jest skrycie popierany przez Ihora Kołomojskiego, jednego z najważniejszych dziś oligarchów. Ale tego przeciętny wyborca już nie wie.

To, co było zaczynem rewolucji godności, zostało zrealizowane: kraj jest stowarzyszony z Unią, jego granice Ukraińcy przekraczają bez wiz. I wielu aktywistów rewolucji wyjechało – do Polski lub dalej. Głównie ci nastawieni liberalnie, otwarci, znający języki, młodzi. A także ci, którzy nie chcą nadstawiać karku w obecnej, beznadziejnej wojnie.

Nie wiemy, ilu z nich wyjechało na parę lat, na stypendia czy do pracy, ilu zaś na zawsze. Wiadomo, że pomniejsza to elektorat liberalny, prozachodni i proreformatorski i zmniejsza możliwości sukcesu reform. ©

Autor jest emerytowanym ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich. Opublikował kilka książek i liczne opracowania o Ukrainie w XIX, XX i XXI w.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2019