Olga Drenda: Ostatnio więcej nam ubywa

Czynne miejsca, nawet gdy do nich nie wchodzimy, ale są i po prostu wiemy, że możemy wejść, planujemy wizyty, chcemy się zapraszać albo wstąpić przy okazji, budują poczucie normalności.

30.01.2023

Czyta się kilka minut

Mówiąc o burej rzece, nie mam na myśli Rawy ani Kłodnicy! / OLGA DRENDA
Mówiąc o burej rzece, nie mam na myśli Rawy ani Kłodnicy! / OLGA DRENDA

To miasto zamienia się w miasto duchów, zamknęły się wszystkie kluby, zespoły nie chcą tu grać” – śpiewał w latach 80. Terry Hall, niedawno zmarły lider legendarnej grupy ska, The Specials. Kiedy powstawała piosenka (w 1981 r.), tak przedstawiała się przygnębiająca codzienność wielu brytyjskich miast. Przypomniana w smutnych okolicznościach odejścia tego skadinąd bardzo lubianego przeze mnie artysty, nałożyła się na kolejne wiadomości o zamykających się restauracjach, sklepach i barach. Każdy nowy rok zaczyna się, niestety, od kilku pustych witryn, i zawsze jest to smutne, ale ostatnio jakby więcej nam ubywa wszystkiego.

To niewesoła z wielu przyczyn perspektywa. Do i tak dokuczliwych finansowych zmartwień zwykłego obywatela dochodzi bowiem poczucie, że świat staje się jakby mniej przyjazny. Czynne miejsca, nawet gdy do nich nie wchodzimy, ale są i po prostu wiemy, że możemy wejść, planujemy wizyty, chcemy się zapraszać albo wstąpić przy okazji, budują poczucie normalności. Inaczej nasze miejscowości stają się przestrzenią tranzytową, uciążliwą trasą z punktu A do punktu B, z domu do pracy i szkoły, i z powrotem. Z miejsca, w którym trzeba jakoś wytrzymać kilka godzin, do miejsca, w którym zabijamy czas kwitnąc przed telewizorem i komputerem. To ulice i rynki, na których nie chce się być, tylko trzeba przez nie przemknąć jak najszybciej.

Przestrzeń życia staje się niegościnna, szorstka. Wycieka z niej radość i dynamika, a nawet swoboda ruchu: gdy nie ma dokąd iść, sami rezygnujemy. Wtedy następuje utajenie, a wraz z nim – nieufność. Życie przenosi się do sfery prywatnej, domowej – nie mylić z gościnną i przyjazną. To przestrzeń grodzona. Poza nią przyglądamy się sobie jak szpiedzy. Kto w końcu chciałby z własnej woli wychodzić dokądś, gdzie nic się nie dzieje? Chyba tylko ktoś, kto nie ma dobrych zamiarów. Świat zaczyna szczerzyć zęby. Lepiej przemykać, na wszelki wypadek wbijając wzrok w chodnik.

Podobno w latach 80. Muniek Staszczyk prowokował w szkole kurtką z napisem „Częstochowa dusi się z nudów”. Sama pamiętam taki stan rzeczy z czasów licealnych, 20 lat później. Katowice, gdzie na początku milenium kończyłam szkołę, były miastem przygnębiającym – do ogólnej biedy i słabych perspektyw dla młodych dochodziła dusząca monotonia i marazm życia. Schronienie w cieniu złotych łuków fast foodu, od święta miód pitny w piwnicy na Słowackiego (naprawdę był przez chwilę popularny wśród osiemnastolatków), przy odrobinie szczęścia koncert metalowy, a głównie zabijanie czasu na ławce czy przesiadywanie na korytarzach – to niemal wszystkie atrakcje, jakie pamiętam.

Tak było przynajmniej do czasu otwarcia słynnego baru Złoty Osioł, którego niedrogie menu i psychodeliczny wystrój wniosły nareszcie odrobinę koloru i ciepłej, bezpretensjonalnej gościnności, którą przywitaliśmy z radością oswobodzeńców. Po osiemnastej ulice cichły i stawały się równie atrakcyjne, co zrezygnowany powrót niedoświetlonym, starym autobusem do domu.

Nie znam lepszego dokumentu tamtych niewesołych czasów niż komiks Michała Śledzińskiego „Osiedle Swoboda”. Miejscem akcji jest tu Bydgoszcz, lecz zasada ta sama. Kilku kumpli stara się zabijać czas w mieście, w którym nie ma gdzie się podziać. Stałym elementem ich perypetii są ucieczki przed agresywnymi typkami. To oczywiste – agresja jest nieodłączną, brzydką siostrą nudy. Dorośli, oczywiście, miewali często jeszcze większe problemy. Pewnie też wolą tego nie wspominać.

Normalność – w znaczeniu względnego komfortu życia codziennego – jest dużym, ciężko wypracowanym osiągnięciem. To, że można gdzieś wejść przy okazji, zjeść coś za małe pieniądze bez namysłu i przygotowań, pogapić się na coś nowego i ciekawego nawet w drodze na przystanek, wracając z pracy, sprawia, że poruszamy się jakby żwawiej, świat daje nam okazję do zainteresowania się czymś i popycha jak piłeczkę w pinballu. I odwrotnie: im bardziej wszystko spowalnia, pustoszeje i grzęźnie, tym większa rezygnacja. Każdy pomysł wydaje się idiotyczny. Nic nie warto, można tylko jakoś trwać. Wszystko wydaje się wtedy jakby przetarte brudną szmatą. Z tego zniechęcenia jak myszy z kurzu lęgnie się obojętność, głupia przemoc, anomia.

Czy tak się znów może stać – nie mam pojęcia. Być może internet jest wystarczająco ekscytującą kryjówką przed marazmem i już zbudowaliśmy sobie w nim świat bis. Zawsze oczywiście może być też zdecydowanie gorzej, jeśli to jakaś pociecha. Nie jestem też władna przedstawiać jakiekolwiek zapobiegawcze recepty, bo nie od tego – wbrew może oczekiwaniom – są felietoniści. Jestem jednak pewna, że perspektywa wejścia po raz drugi do tej samej burej rzeki, w której na przystankach sekowano ludzi za uśmiech, to naprawdę przykra wizja. Każe mi ona docenić, jak ważną zdobyczą jest to, że w ogóle chcemy otwierać do siebie nawzajem nasze nieszczęsne gęby.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Bura rzeka