Rodaku, czy masz gdzie się spotkać?

Przeciętnych Polaków może i stać na pizzę, ale dla odmiany mamy deficyt miejsc darmowych i otwartych.

16.01.2024

Czyta się kilka minut

Olga Drenda - Felieton w "Tygodniku Powszechnym"
To zapewne kiedyś było miejsce trzecie

Niedaleko mojego domu znajduje się tzw. BzBWI, czyli Budka z Bardzo Ważną Instalacją, obiekt dobrze znany z krajobrazu naszych miejscowości i jedna z osobliwości rodzimego planowania przestrzennego. BzBWI to np. szafka pomiarowa czy inny znaczący element infrastruktury miejskiej, ale postawiony wyjątkowo niefortunnie, tak żeby zajmować miejsce i blokować przejście, np. na środku chodnika – coś, co powinno w teorii wpasować się w przestrzeń prawie bezszelestnie i nie rzucać się w oczy, a zamiast tego rozpycha się na scenie.

W tym przypadku budka stoi w miejscu trochę ustronnym, osłoniętym blokami, ale nie za bardzo, i, jak na BzBWI przystało, mieści się na środku niewielkiego placyku. Jest to zarazem budka szczególna, bo zamiast przeszkadzać, integruje. Dogodna lokalizacja w pobliżu sklepu z płazem w szyldzie, a zarazem oddalenie od chodnika sprawiają, że zbierają się tam od czasu do czasu różne grupy. Zależnie od pory dnia mogą być to kloszardzi lub uczniowie – każda grupa ma tam swoje „dyżury” (choć bywa, że zazębiają się, bo obecność dorosłego wnosi pożądaną możliwość zdobycia e-papierosów oraz energetyków). Widać, że jest to miejsce lubiane i oswojone – uczestnicy spontanicznych imprez sprzątają po sobie opakowania po napojach.

Najciekawsze jest jednak to, że to właśnie ta BzBWI została wybrana na miejsce zgromadzeń, choć w okolicy jest kilka podwórek, ławek czy bram. Coś sprawiło, że właśnie tam spontanicznie uformowało się tzw. miejsce trzecie. Tak amerykański socjolog Ray Oldenburg nazywał przestrzenie, które nie wiążą się ani z pracą, ani z życiem domowym, ale są niezbędne do tego, by miasto było miastem, a wieś wsią – nie tylko zbiorem pojedynczych gospodarstw domowych i odosobnionych miejsc pracy. Miejscem trzecim może być bar, biblioteka, park, plac zabaw, boisko, centrum handlowe albo dom kultury – lokalizacja i funkcja nie są tutaj tak istotne jak fakt, że to miejsce, w którym można poczuć się swobodnie i które pozwala utrzymywać kontakt z ludźmi innymi niż współpracownicy czy rodzina. To miejsce, które daje niezobowiązujący odpoczynek od zobowiązań. Ludzie ciążą ku niemu sami, bo wiedzą, że można tu szukać luzu. Dlatego próby odgórnego zaaranżowania takich przestrzeni – „tu, drodzy obywatele, macie zrewitalizowany placyk o funkcji socjalizującej i rekreacyjnej” – okazują się często porażką, bo obywatele zdecydowali już wcześniej, że wolą stary skwerek.

Oldenburg zaczął pisać o miejscach trzecich, kiedy zauważył, że Amerykanie coraz mocniej oddzielają się od siebie: godziny pracy wydłużały się, a kto mógł, pędził wykorzystać cenny czas wolny na przedmieściu z rodziną. To oznaczało życie w tym samym rytmie, wśród tych samych twarzy, jak astronauci dryfujący w osobnych kapsułach. Bez miejsc trzecich, a więc bez uczestniczenia w świecie.

Pamiętam podobnie przygnębiający moment z własnego życia. W moich czasach nastoletnich i studenckich, na początku tego tysiąclecia, ludzie unikali stołowania się poza domem, bo byłoby to zbyt dużym wydatkiem jak na ówczesne skromne zarobki, i generalnie stronili od wszystkiego, co mogło wiązać się z wydawaniem pieniędzy. To wygoniło ludzi z restauracji, knajp, miejsc rozrywki, przyczyniając się do pewnej izolacji. Generalny duch nieufności się zwiększył, co wspominam nie bez przykrości; okoliczności sprawiły wtedy, że ludzie stali się skąpcami, i to nie pod względem finansowym, a jeśli chodzi o kontakt z innymi, o tzw. „głupie dzień dobry”, o przyjazny gest.

Trzeba było jakoś się ratować. Rolę „trzecich miejsc” odgrywały parki, osiedlowe alejki, przystanki (jak w „Ranczu”!) – chyba że jakiś lokal zdołał za sprawą przyjaznego klimatu i niskich cen wykształcić sobie tak wierną klientelę, że stawało się oczywiste, że widujemy się właśnie tam. Pamiętam, że w Krakowie smutnych czasów początku milenium odpowiednikiem serialowych knajp Peach Pit czy Central Perk nie był żaden otoczony legendą bohemy bar, lecz pewna pizzeria na Prokocimiu; nie przypominam sobie, żebym gdziekolwiek indziej natrafiła na równie wierną klientelę i ducha komitywy. Bywały też oczywiste dla wszystkich punkty na mapie: „spotykamy się pod zegarem”, „pod Adasiem”, „pod żabą”. To ostatnie może dzisiaj nieco dezorientować, bo czasami na jedną ulicę przypada kilka żab.

Teraz przeciętnego Polaka jakby nieco bardziej stać na pizzę, ale dla odmiany mamy deficyt miejsc darmowych i otwartych – dominują te zabudowywane, monitorowane, grodzone, w których, żeby wejść, trzeba zapłacić jakieś symboliczne myto. Do tego pandemia odebrała nam sporo „trzeciej” przestrzeni – nie tylko z powodu bankructw, ale i zmian w stylu życia. Internet, oczywiście, też może być miejscem trzecim; sama doświadczyłam nieraz jego dobrodziejstw – ale to za mało. Trzeba też znaleźć się czasami w trójwymiarowej, fizycznej przestrzeni i odkryć, jak miło jest otworzyć gębę do kogoś. Trzeba jednak mieć też gdzie – a im mniej trzecich miejsc, tym bardziej kisimy się we własnym sosie. Dlatego może dobrze, że istnieją BzBWI – można przynajmniej postawić na nich „monsterka”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Korzyści z zawalidrogi