Olej lśni. Felieton kulinarny Pawła Bravo

31.10.2022

Czyta się kilka minut

 / PAWEŁ BRAVO
/ PAWEŁ BRAVO

Z pierwszego na trzecie miejsce spadnie w tym sezonie Ukraina w światowej tabeli producentów nasion słonecznika. To i tak nie najgorzej w sytuacji, kiedy wschód kraju zadeptują od miesięcy moskiewskie orki. Oglądaliśmy niedawno bezsilni serie zdjęć i nagrań pokazujących, jak nowy wódz tej hordy konsekwentnie potwierdza słuszność swojego przydomka „rzeźnik z Aleppo”. Mało się jednak przebiły do szerszej świadomości obrazy z Mikołajewa, gdzie irańskiej roboty drony zniszczyły portowy terminal przeładunku oleju, powodując pożary, a także kolosalny wyciek w stronę miasta. Struga oleju płynąca środkiem ulicy – przy całej mojej miłości do „Mistrza i Małgorzaty” – trzęsie mnie jednak z gniewu, nie tylko z powodu zmarnowanej żywności. To co prawda nie żadna ropa naftowa czy inne chemikalia, ale gdy cały ten złocisty tłuszcz wsiąknie i zaschnie, przyroda może mieć spory problem z jego przetrawieniem.

Otóż Annuszka, właśnie, olej rozlany na bruku, tylko czy po Mikołajewie jeździ tramwaj? Zdziwiło mnie, że nikt nie podjął – w sferze dostępnych mi mediów zwyczajnych i społecznościowych – tego skojarzenia. Czy to z powodu coraz słabszej znajomości Bułhakowa w rocznikach kodujących swoje doświadczenie językiem memów i jeszcze nowszych, nieznanych mi z nazwy formatów migawkowej komunikacji? Poza tym to, jak by nie było, powieść rosyjska. No i te obszerne wstawki o procesie żydowskiego proroka i innych jerozolimskich sytuacjach sprzed 2 tysięcy lat! Pachnie to wiarą w życie nadprzyrodzone oraz niewłaściwym podejściem do praw terytorialnych narodu palestyńskiego.

A może nikt nie wypuścił olejowego mema, żeby nie zapeszać, bo po tylu miesiącach wyczerpują nam się pokłady humoru i śmiechu jako odtrutki na strach i obawy? Za dużo szarości i „tak, ale” w tych wszystkich mądrych i potrzebnych analizach, za dużo niewiadomych, które lubią rozwiązywać swoje równania na minus. Może lepiej nie liczyć na Wolanda i nie tworzyć z tłustej kałuży na jezdni kolejnej nieskutecznej przepowiedni. Może lepiej odseparować się od wiadomości, tym bardziej że z innych, ekonomicznych stron gazet dowiadujemy się, że zbiory oliwek (a zatem potem produkcja oliwy) w Hiszpanii będą znacznie niższe niż w zeszłych, już i tak chudych latach. A Hiszpania to znaczy my, cała Europa, bo poza najwyższą półką cenową taka normalna oliwa w naszych domach, także ta z niby włoską nalepką, pochodzi stamtąd. Zresztą włoscy gajownicy (tak się mówi na właściciela gaju, przez analogię do sadownika?) też zapowiadają o jedną trzecią gorszy wynik.

„Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. (...) Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne” – głosi na wstępie narrator „Doliny Muminków w listopadzie”, najmądrzejszej znanej mi instrukcji przetrwania tego miesiąca (w perspektywie jeszcze ciemniejszych). Jej lektura zajmuje tyle, co wypicie dwóch herbat z miodem i zjedzenie dużej porcji comfort food , np. ciepłego budyniu ze świeżo otwartym sokiem z tegorocznych malin. Muminków jako takich w tej książeczce, absurdalnie przypisanej do dziecięcej półki, wcale nie ma, ale ich dom i dolina służą za miejsce, w którym inni bohaterowie, bardzo podobni do nas, mają czas pobyć inaczej niż zwykle ze sobą, choć raczej żadnego z nich to doświadczenie nie odmieni. Chyba przesadnie ulegamy kultowi zmiany (rzecz jasna na lepsze, na prawdziwsze). Gdyby wszystko miało się zmieniać i odtąd „już nigdy tak samo”, to przecież Włóczykij w zielonym kubraku, który właśnie ruszył w daleką drogę, nie wróciłby za parę miesięcy. Jak co roku. Tak samo.

Jak co dwa lata, tak samo, drzewa oliwne rodzą owoce raz obficie, raz słabo. Podobnie jak nasze jabłonie czy grusze przed mutacjami. Ich cykl owocowania jest dwuletni i nic na razie nie zapowiada, by się to zmieniło. Tegoroczna mizeria zbiorów po części wynika z niebywałej suszy (za ciężkiej nawet na te odporne rośliny) i upałów, ale w wielu regionach po prostu jest oczywistym, fizjologicznym dołkiem, z którego za rok drzewa się podniosą. Jeśli ich jeszcze gorsza susza nie przyciśnie albo zły człowiek nie spali. Ale o tym zbyt wiele nie myślmy. Olej już lśni na bruku. Może nie całkiem na próżno.©℗

Oto dobry na listopad, mało pracochłonny makaronowy comfort food. Topimy na patelence z grubym dnem 5 łyżek masła, dodajemy 10 listków szałwii, rumienimy powoli na małym ogniu parę minut, uważając, żeby nie zwęglić. Wyjmujemy listki, włączamy ponownie ogień, wsypujemy 5 łyżek bułki tartej, rumienimy ją, ciągle mieszając, studzimy. Obieramy i kroimy w centymetrową kostkę ok. 400 g dyni piżmowej (łatwo się obiera, jeśli przekroimy ją wpierw na grube poprzeczne plastry). Zagotowujemy gar wrzątku, solimy, wrzucamy dynię. Po 4 minutach do tego samego gara dorzucamy 400 g krótkiego makaronu, najlepiej świderków. W tym czasie na dużej patelni (tak dużej, by potem łatwo było mieszać), szklimy na oliwie drobniutko posiekaną szalotkę lub czerwoną cebulę. Gdy makaron będzie gotowy, przekładamy razem z dynią na patelnię, zwiększamy ogień, intensywnie mieszamy, by część dyni się rozpadła. Żeby było mocno kremowe, podlewamy wodą z gotowania. Możemy na koniec zaostrzyć płatkami chili lub gałką muszkatołową albo zrównoważyć słodycz łyżką soku z cytryny. Na wydaniu posypujemy szałwiową zasmażką, dekorujemy paroma listkami szałwii lub natką.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2022