Fabularyzowane dokumenty zawsze wydają się trochę podejrzane. Trudniej bowiem rozpoznać, w jakim stopniu coś pokazują, a w jakim odtwarzają, inscenizują czy po prostu zmyślają. Słowem: ile tak naprawdę ostało się dokumentu w dokumencie. Tymczasem doświadczony filmowiec Péter Kerekes („Kucharze historii”, „Aksamitni terroryści”) niczego nie udaje, a przynajmniej zdradza nam w finale, jaką zastosował metodę opowiadając o zakładzie karnym dla ciężarnych i świeżo upieczonych mam. Jesteśmy w Odessie, jeszcze przed rosyjską aneksją. Tutaj, pośród stu siedmiu osadzonych, rodzi synka młodziutka Lesia, która zabiła swego męża.
- 107 MATEK – reż. Péter Kerekes. Słowacja/Czechy/Ukraina 2021. CANAL+, Play Now
Reguły są brutalne: przez trzy lata kobiety mogą sporadycznie widywać swoje dzieci, trzymane w przywięziennej placówce, na przykład w trakcie karmienia piersią. Potem maluchy muszą trafić do domu dziecka bądź pod opiekę rodziny – chyba że skazanej uda się decyzją sądu przedterminowo wyjść na wolność. Macierzyństwo, podobnie jak dobre sprawowanie, może być tutaj istotną „okolicznością łagodzącą”. Gdyby jednak nie pomogło, trzyletniego Kolę i wiele innych dzieciaków urodzonych w więzieniu czeka niełatwy los. Dla Lesi, Nadii, Mariny może to oznaczać wyrok najbardziej bolesny ze wszystkich.
„107 matek”, uhonorowane za scenariusz na festiwalu w Wenecji oraz nagrodą publiczności na Nowych Horyzontach, pozwala zajrzeć w miejsce fizycznie niedostępne. Ale dzięki swej hybrydowej formie poszerza także możliwości wglądu w doświadczenia swoich bohaterek i jednocześnie nie jest w tym nachalnie podglądackie. W świecie, gdzie rządzą numery porządkowe, paragrafy i odliczanie lat odsiadki, Kerekes odmawia bycia prokuratorem. Opowiada o codziennej rutynie i daje wyraz silnym emocjom, przybliża okoliczności popełnionych przestępstw i bez cenzury traktuje całą biologię związaną z macierzyństwem. Zdaje sobie również sprawę, że dużo czasu upłynie, zanim jego bohaterki wyjdą na prostą, przestaną być nawiedzane przez upiory przeszłości, a nóż stanie się dla nich na powrót zwykłym narzędziem kuchennym. W takich historiach bardzo trudno o w pełni szczęśliwe zakończenie.
CO OBEJRZEĆ W WEEKEND: Filmy i seriale, kino polskie i zagraniczne. Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika” >>>
Od czego jednak są scenarzyści. Ivan Ostrochovský, reżyser znanych u nas słowackich „Sług”, stworzył tę opowieść na podstawie konkretnych historii, aczkolwiek dopisał do niej wątki fikcyjne. Na przykład strażniczki (granej zresztą przez autentyczną postać), która cenzuruje pisane do więźniarek listy i przez telefon podsłuchuje ich rozmowy. Służbistka Irina jest singielką i raczej nieprędko sama zostanie matką, o co suszy jej głowę zniecierpliwiona rodzicielka, równocześnie wnosząc do filmu zgoła inny wymiar macierzyństwa – kontrolującego niczym więzienny klawisz. Ta bezpardonowa ingerencja w dokumentalną tkankę może trochę zgrzytać, lecz z pewnością nadaje wiele dodatkowych odcieni. Chociażby skłaniając do namysłu, gdzie kończy się władza nad czyimś życiem, a zaczyna się autentyczna więź – i vice versa.

Poza tym nieco groteskowy wątek klawiszki, która pod presją własnej matki zaczyna wreszcie chodzić na randki, przynosi zderzenie romantycznych początków damsko-męskich z brutalną prozą, która wiele spośród bohaterek doprowadziła ongiś do ostateczności. Dlatego „107 kobiet” to film oparty na wielu dysonansach, nie tylko filmowej natury. Wspomniane ustawienia i graniczące z prawdopodobieństwem rozwiązania nie wykluczają intymności, jaką przepełnione są te więzienne, kręcone przez ponad pięć lat obrazy, często operujące weryzmem i równie często chwytające za serce.

Płacz dzieci jest z pewnością niepodrobiony, sceneria także, podobnie jak obecność przed kamerą prawdziwych albo byłych już więźniarek. W końcu większość z nich zdecydowała się odsłonić na ekranie swoje najbardziej osobiste historie, co pozwala traktować film niczym paradokumentalną psychodramę.