Od związku do separacji

Kilkudniowy pobyt pielęgniarek w Sejmie to dowód na narastający dystans świata polityki i związków zawodowych. Jednoznaczne alianse nie opłacają się już żadnej ze stron.

29.03.2011

Czyta się kilka minut

Ubiegły czwartek, gmach Sejmu. Trzeci dzień głodówki przedstawicielek Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.

Halina Peplińska, szefowa organizacji na Kujawach i Pomorzu, z wysokości galerii spogląda na salę posiedzeń. Choć na Wiejskiej jest po raz pierwszy, musi się tu czuć w pewnym sensie swojsko. Przez kraty galerii widzi znane obrazki; tak jakby do Sejmu została wniesiona na fotelu razem z telewizorem: pustawa sala, przemawiającego od kilku minut posła ofukuje z podwyższenia zniecierpliwiony marszałek Stefan Niesiołowski, by po kilku chwilach, swoim zwyczajem, wyłączyć mikrofon.

- Wszystko na tej sali jest ważne, panie pośle! - grzmi marszałek na uwagę, że posłowi nie pozwolono dokończyć ważnej kwestii.

- Wszystko, tylko nie my - mówi półgłosem Halina Peplińska.

W białym kitlu, z tabliczką: "Głoduję od 22.03.2011, g.7.19" na szyi, razem z koleżankami protestuje przeciw przyjętej przez Sejm poprawce do jednej z ustaw zdrowotnych, która uściśla istniejący już przepis o możliwości pracy pielęgniarek na kontraktach (działaczki OZZPiP chcą, by zatrudnianie w szpitalach możliwe było tylko na podstawie umowy o pracę). Mimo pierwszych objawów głodówki - jedna z pielęgniarek ma za sobą omdlenie - kobiety zapowiadają protest "do skutku" (z galerii zejdą nazajutrz, między innymi po tym, jak do rozmów w Pałacu Prezydenckim zaprosi je Anna Komorowska).

- Posłowie przestali nas zauważać. Dosłownie. W ubiegły piątek marszałek nas przywitał, a na koniec usłyszałyśmy "dobranoc". Dzisiaj nie było nawet "dzień dobry" - żali się Peplińska, przypominając strajk w Białym Miasteczku z 2007 r., podczas którego głodowała osiem dni, doprowadzając się na skraj wycieńczenia. - Zainteresowanie naszymi problemami było wtedy bez porównania większe.

Co się udało

Na pozór niewiele się od tamtego czasu zmieniło. Choć liczba pielęgniarek systematycznie spada - zawód jest mało atrakcyjny dla młodych, starsze zaś odchodzą na emeryturę (średnia wieku w zawodzie to aż 43 lata) - pielęgniarki to nadal duży potencjał społecznego oddziaływania: zarejestrowanych w zawodzie pod koniec ubiegłego roku było ponad 270 tysięcy.

W dodatku, wbrew powtarzanym w ostatnich dniach opiniom o wewnętrznych podziałach, pielęgniarki stanowią grupę stosunkowo dobrze zintegrowaną i zorganizowaną: stopień uzwiązkowienia w branży co najmniej dwukrotnie przekracza tradycyjnie niską średnią krajową (16 proc.), a sam OZZPiP zrzesza aż 80 tys. członkiń (pozostałe należą m.in. do Solidarności, OPZZ oraz do niebędącego formalnie związkiem zawodowym stowarzyszenia pielęgniarek kontraktowych, które podczas ubiegłotygodniowego protestu weszło w spór z protestującymi).

- Wysoki poziom uzwiązkowienia wśród pielęgniarek związany jest ze względnie jednolitymi interesami tej grupy - ocenia dr Jan Czarzasty ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, badający od lat polskie związki zawodowe. - Wynika to z charakteru zawodu, ale też z organizacyjnej i własnościowej specyfiki tego segmentu rynku pracy: wiele zakładów o dość wysokim poziomie zatrudnienia to szpitale publiczne, co oznacza jasno zdefiniowanego adresata ewentualnych postulatów.

Atuty te przynajmniej częściowo przekładają się na siłę oddziaływania. Choć podczas protestu kierujące ­OZZPiP pielęgniarki mówią niechętnie o sukcesach poprzednich protestów - skupiając się na tym, czego nie udało się osiągnąć - nawet one dostrzegają różnicę pomiędzy sytuacją pielęgniarek w latach 90. i teraz.

- Przede wszystkim udało się nagłośnić nasze problemy - mówi na korytarzu sejmowym Iwona Borchulska, wiceprzewodnicząca OZZPiP. Kilka minut temu zeszła z galerii, gdzie wspierała głodujących. - Zmienił się przez te lata wizerunek pielęgniarek. Już nie jesteśmy bezradnymi pomocnicami lekarzy, bez własnego zdania i podmiotowości, ale pełnoprawną grupą zawodową, z którą trzeba się liczyć.

Poprawa płac? Borchulska zaznacza, że są one zróżnicowane, i nadal dramatycznie nieadekwatne do nakładu pracy i odpowiedzialności, jednak przyznaje, że sytuacja w porównaniu z latami 90. znacznie się poprawiła: - Wówczas nasze zarobki oscylowały wokół krajowego minimum, dzisiaj są mniej więcej na poziomie krajowej średniej.

Waleczna jak pielęgniarka

Zmiany na lepsze to między innymi pokłosie aktywności związków zawodowych na przestrzeni niemal dwu dekad. Aktywności, w której - poza merytorycznymi postulatami - mniejsze lub większe znaczenie odgrywały związki organizacji pracowniczych z polityką.

W 1995 r. OZZPiP staje się ogólnopolskim związkiem branżowym. Rok później zrzeszone w nim pielęgniarki domagają się zwiększenia nakładów na służbę zdrowia. W kolejnych latach - to wtedy pojawiają się pierwsze projekty przygotowywanej reformy służby zdrowia - dochodzi do kolejnych protestów. Choć początkowo wszystkie znaczące związki zgadzają się co do zasadności i formy protestu, NSZZ "Solidarność" - związkowy patron rządzącej AWS - z planów się wycofuje, a przedstawiciele sekcji ochrony zdrowia krytykują nawet protestujące kobiety.

Marsze protestacyjne organizowane przez OZZPiP trwają cały rok 1999, dochodzi nawet do okupacji ministerstw. Efektem jest uchwalona w styczniu 2000 r. "ustawa 203", gwarantująca niewielkie podwyżki płac. Do protestujących, co staje się tradycją strajków nie tylko w branży zdrowotnej, "przyklejają się" politycy. Choćby sam król protestów Andrzej Lepper, który raz po raz odwiedza kobiety (radzi im, by zorganizowały pikietę, którą on poprowadzi).

W 2006 r. rozpoczyna się fala protestów, które zostaną zapamiętane jako Białe Miasteczko. Strajk, z powodu niewystarczającej zdaniem pielęgniarek podwyżki płac, staje się głośny z kilku przyczyn: spektakularnej okupacji budynku URM, "zagłuszania" protestujących (nie mogą one rozmawiać przez telefony komórkowe), a także happeningowej oprawy miasteczka namiotowego przed Sejmem i wielodniowej głodówki.

W folklor protestu wpisują się znów politycy. Strajkujących aktywnie wspiera będąca w opozycji Platforma Obywatelska (nie zabraknie później głosów, że PO stała się głównym - jeśli nie jedynym - beneficjentem zajść), ostro reaguje rządzące PiS. Jolanta Szczypińska, wówczas jedyna pielęgniarka w Sejmie, a kiedyś bliska znajoma z oddziału szpitalnego dowodzącej strajkiem Doroty Gardias, potępia strajkujących, co wywołuje oburzenie w środowisku (byłe koleżanki zarzucają Szczypińskiej brak zawodowej solidarności).

Strajki osłabiają rządzące Prawo i Sprawiedliwość, walnie przyczyniając się do utraty przez tę partię władzy w 2007 r.

Kiedy rozpoczyna się dyskusja na temat przygotowywanego przez minister Ewę Kopacz pakietu ustaw zdrowotnych, na protesty tym razem się nie zanosi. Burza zaczyna się dopiero wtedy, gdy rząd - jak mówią pielęgniarki: nieoczekiwanie - wprowadza słynną już poprawkę o zatrudnieniu na kontrakty. Jak mówią jedni, tylko przypieczętowującą status quo (kontrakty funkcjonują już przecież od lat), jak twierdzą inni - na dobre otwierającą drogę do praktyk mobbingowych (dyrektorom szpitali, powiadają krytycy, będzie odtąd łatwiej narzucać bardziej dla nich opłacalną formę zatrudnienia).

Pielęgniarki rozpoczynają okupację Sejmu, a w piątym jej dniu - głodówkę. Choć animusz, z którym przystępują do akcji oraz stopień emocji na linii rząd-związek przywodzą na myśl Białe Miasteczko z 2007 r., szybko się okazuje, że protesty te różni właściwie wszystko.

Również alians świata związkowego z politycznym.

Pielęgniarki i polityka

- Politycy lewicy, choć sporadycznie, przychodzą. Ci z PiS-u raczej tylko przechodzą. O posłach koalicji rządzącej nie wspominam - mówi Iwona Borchulska. - Odwiedzają nas głównie ci politycy, którzy dowiedzieli się, że wśród głodujących są pielęgniarki z ich regionów wyborczych.

W czwartkowe popołudnie na sejmowych korytarzach kobiety w kitlach nie wzbudzają już zainteresowania: "kontraktowa" poprawka przeszła przez Sejm - ostatnią nadzieją pielęgniarek pozostaje Senat oraz ewentualne weto prezydenta. Do stojącej nieopodal galerii Iwony Borchulskiej co rusz docierają jednak nowe wiadomości: a to, że na sejmowej mównicy jedna z posłanek zauważyła w końcu obecność pielęgniarek; a to, że rząd planuje wysłać na odcinek negocjacji z protestującymi samego Michała Boniego.

Od protestu zdają się jednak - mniej lub bardziej - dystansować w Sejmie wszyscy: i popierający ustawy zdrowotne minister Kopacz politycy koalicji, i głosujący przeciw niej posłowie opozycyjni.

- Pielęgniarki z OZZPiP obudziły się na pięć minut przed wyborami - mówi Joanna Mucha z PO. - To próba uczynienia głosu pielęgniarek lepiej słyszalnym. Z jednej strony to rozumiem, bo pielęgniarki nie skorzystały na przemianach w takim stopniu jak inne grupy zawodowe. Ale ta forma nacisku ma znamiona bardziej polityki niż rozwiązywania realnych problemów.

- Pielęgniarki nie protestowały przeciwko samemu pakietowi ustaw, który otworzył drogę do przekształceń szpitali - mówi Jolanta Szczypińska z Prawa i Sprawiedliwości. - Rozpoczęły go dopiero wtedy, gdy okazało się, że nie będzie poprawki wprowadzającej nakaz zatrudnienia na umowę o pracę. Dziwi mnie to, bo musiały wiedzieć, jakie te ustawy wywołają skutki.

- Nikt się nie kwapi, by powiedzieć to publicznie, ale ten protest to jednak głównie walka o przetrwanie związku, który będzie tracił wpływy, jeśli coraz więcej pielęgniarek będzie przechodziło na kontrakty - mówi anonimowo inny polityk opozycji, krytykujący reformę zdrowia autorstwa minister zdrowia Ewy Kopacz.

I dodaje: - Rozumiem lęki protestujących, to zawód nadal w Polsce niedoceniany, ale w tym przypadku niewiele da się zrobić, bo jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, według którego pielęgniarki mają prawo do wyboru formy zatrudnienia. Postulat OZZPiP dotyczy natomiast ograniczenia tego prawa. Sposób i powód, dla którego pielęgniarki znalazły się w Sejmie, budzi wątpliwości.

"Wszyscy już rządzili"

Skąd ta ostrożność?

Według dr. Jana Czarzastego wynika ona z niechęci do składania deklaracji, które mogą zostać wykorzystane w nowych, powyborczych okolicznościach. A także ze specyfiki protestu: rząd nie może zabronić pielęgniarkom pracy kontraktowej, bo stałoby to w sprzeczności z wyrokiem TK. - Ten protest to dla polityków swego rodzaju "zgniłe jajko" - ocenia, przypominając, że protesty z 2007 r., które wykorzystała opozycyjna PO, wpisały się w szerszy nurt narastającego niezadowolenia z rządów Jarosława Kaczyńskiego.

Dziś podobne korzyści z podczepienia się do postulatów protestujących pielęgniarek wydają się niemożliwe. I to nie tylko z powodu specyfiki postulatów oraz całkowicie odmiennej sytuacji na scenie politycznej.

- OZZPiP jest częścią Forum Związków Zawodowych - przypomina dr Czarzasty. - Forum powstało w 2002 r., i to był jeden z pierwszych symptomów przewartościowania, które dokonywało się w łonie związków zawodowych. Forum nie identyfikowało się z upartyjnionym modelem funkcjonowania, jaki swego czasu preferowała zarówno Solidarność, jak i OPZZ. Alians z Platformą Obywatelską w 2007 r. dotyczący Białego Miasteczka był tylko posunięciem taktycznym. Obecny protest to kolejny objaw coraz większego dystansu między związkowcami a politykami.

Dystansu coraz bardziej widocznego również w funkcjonowaniu dwóch wielkich central, w których - w różnym czasie i z różnym nasileniem - zwyciężył model niezależności od kojarzonych ze związkami politycznych sił (w OPZZ dystans wobec lewicy narastał od czasu rządu Leszka Millera; w "S" za symbol odcięcia się od etykietki symbiozy z PiS zgodnie uznaje się zastąpienie na stanowisku przewodniczącego Janusza Śniadka przez Piotra Dudę).

- Związki zawodowe coraz wyraźniej zdają sobie sprawę, że muszą dokonywać strategicznych wyborów, które określą ich przyszłość - komentuje dr Czarzasty. - Wprawdzie spadek uzwiązkowienia został zatrzymany, i od 2006 r. można zaobserwować pewną stabilizację, jednak w dwóch historycznych centralach większość uzyskali zwolennicy zwrotu w kierunku koncentracji na podstawowych celach działalności, czyli obronie praw pracowniczych.

"Oni już wszyscy rządzili" - tak ostrożność polityków wobec zajmowania jasnego stanowiska w sprawie protestu podsumowywały głodujące w ubiegłym tygodniu w Sejmie pielęgniarki. "Nauczyłyśmy się polityki i wyleczyłyśmy z naiwności, że partie rozwiążą nasze problemy" - mówiły o swoim z kolei dystansie do partyjnych sojuszy.

- Te opinie to dobra ilustracja zmian w relacjach związkowców z politykami - podsumowuje dr Czarzasty. - Kończy się podpisywanie cudzych weksli, które następnie trzeba spłacać.

Korzystałem z raportu Julii Kubisy "Protesty pielęgniarek i położnych w kontekście reformy ochrony zdrowia" z 2009 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2011