Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zazwyczaj teologowie podkreślają, że czyny i cuda Jezusa były probierzem wiarygodności jego nauczania i misji. Jednak cuda Jezusa, czyli znaki, mają również "drugie dno". Są one swoistą "przypowieścią", domagającą się interpretacji. Współczesny czytelnik z łatwością wychwyci teologiczny sens znaku uciszenia burzy na jeziorze. Oto łódź Piotrowa, czyli Kościół, miotana jest falami rozmaitych przeciwności. Uczniowie znaleźli się w dramatycznej sytuacji. Przerażeni, uznają swoje beznadziejne położenie. Przeciwności losu sprawiają, że tracą zaufanie do Boga. Co więcej: sen Jezusa zdaje się wskazywać, że młody Kościół tonie, a Boga to zupełnie nie interesuje. "Panie, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?".
Na przestrzeni wieków Kościół zawsze musiał stawiać czoło rozmaitym sztormom, ale dzisiaj wydaje się nam, że stara łódź Piotrowa miotana jest mocniejszymi falami niż kiedykolwiek. Wszak media co i rusz częstują nas swoistymi zwiastunami kryzysów Kościoła: podziały i upadek autorytetów, spadek liczby powołań, nadużycia finansowe, zgorszenia na tle seksualnym. Nie trzeba jednak panikować. Jezus śpi tylko pozornie.
Dalece trudniejsze od spiętrzonych fal ludzkiego grzechu są huragany zwątpień, sztormy niewiary i burze niewiedzy. To, co dzieje się w nas samych, wokół łodzi naszego życia, jest równie ważne jak to, co dzieje się wokół łodzi Kościoła, a może być trudniejsze do opanowania. Są też momenty naszego osamotnienia, gdy zdaje się nam, że Boga już dawno przestał obchodzić nasz los. Dramatycznie rzucamy mu wtedy w Twarz pytanie: "Nic Cię to nie obchodzi, że ginę?".
O takim stanie duszy mówi poetycko św. Augustyn: "Twoja łódź to twoje serce; Jezus w łodzi to wiara w twoim sercu. Jeśli zapomniałeś o twojej wierze, to znaczy, że Chrystus zasnął: oczekuj sztormu. Niemniej rób to, co do ciebie należy".
Jakkolwiek dramatycznie przedstawiałby się nasz los, nie traćmy wiary. Dzięki niej możemy niejako obudzić Boga ze snu. A jeśli Jego nie uda nam się obudzić - co jest dalece wątpliwe - to przynajmniej obudźmy samych siebie ze wstydu niewiary. To naprawdę nie będzie żaden prymitywny zabobon.