Obojętność czy bezsilność?

20.04.2003

Czyta się kilka minut

Odkąd wybuchła wojna w Iraku, słyszeliśmy i czytaliśmy apele o zbiórkę pieniędzy na pomoc dla tamtejszych mieszkańców. Podawano konto Caritas i inne, równie wiarygodne. A jednak niedługo potem dowiedziałam się, że niemal nie było odzewu na te apele. Ze społeczeństwo, tak zazwyczaj ofiarne, tym razem jakby pozostawało głuche. Czy naprawdę? Czy to egoizm („mamy większe zmartwienia”), czy zupełnie inne przyczyny?

Początkowo, tak sądzę, mogła to być nieufność i kompletny brak orientacji: jaka właściwie pomoc, gdy trwają ataki powietrzne i pancerne bitwy, gdy wszędzie grozi niebezpieczeństwo, a nie bardzo wiadomo, gdzie znajdują się prawdziwie potrzebujący. Informacje wykluczały się wzajemnie: pokazano nam kiedyś w telewizji miasteczko namiotów nad granicą bodaj jordańską, czekające na uchodźców, ale wciąż puste. Kiedy indziej podawano wieść o rosyjskich samolotach z pomocą humanitarną lądujących od strony Iranu - i znów nie było wiadomo, dla kogo ta pomoc, jak wielka i czy w ogóle do kogokolwiek dociera. Ciągle też rozbrzmiewały nazwy organizacji międzynarodowych zaangażowanych w tę akcję na skalę niewątpliwie (teoretycznie przynajmniej) wieleset razy większą, niż mogłyby to uczynić nasze rodzime inicjatywy humanitarne. Wtedy faktycznie ludzie mogli sobie mówić: nie wiem, czy na cokolwiekprzydać się mogą moje drobne ofiary, może kompletnie się zmarnują; poczekam, aż dowiem się czegoś więcej.

Teraz już chyba pora na zmianę tej sytuacji. Ale musi ona zostać opisana bardzo dokładnie i bardzo wiarygodnie. Może to być obraz jednej tylko miejscowości czy nawet jednego w niej szpitala albo szkoły, kilku nie funkcjonujących wodociągów, ambulatorium pozbawionego lekarstw - ale ta miejscowość i miejsce muszą być na tyle rozpoznawalne, by dawać rękojmię, że osiągalne będą dla niosących pomoc. Może ona polegać na sfinansowaniu ekipy ratowników czy opiekunów, a może tylko na dołączeniu do przedsięwzięcia humanitarnego innych - z innego kraju, innego wyznania, to wszystko jedno. Naprawdę nie wszyscy muszą zawsze nieść nad głową swoją wizytówkę, gdy chcą ratować ludzi.

A jeśli i nadal trzeba czekać, bo zawirowanie powojenne przerasta możliwości skutecznego wyciągnięcia ręki z Polski do tamtejszych potrzebujących, to też wymaga powiedzenia prawdy. I tak nigdy nie zabraknie tych, którzy na naszą pomoc czekają. Byle tylko sytuacja nieskuteczności nie rozgrzeszyła nas na trwałe z gotowości do dzielenia się. Tydzień po Wielkanocy wypada święto Miłosierdzia Bożego. Bierność jako sposób świętowania w tym dniu byłaby nazbyt już poważnym grzechem zaniedbania.

Józefa Hennelowa

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2003