Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wszystkie, bardzo liczne i poważne, filozoficzne rozważania na temat wolności stanowią w gruncie rzeczy rozmaite interpretacje sformułowania Milla, a przede wszystkim tego, z pozoru tylko prostego wyjątku, jaki polega na naruszaniu cudzej wolności.
Trzeba od razu powiedzieć, że nie ma żadnej nadziei na skodyfikowanie czy choćby wykonanie inwentaryzacji przypadków, kiedy cudza wolność jest naruszana. Ale nie oznacza to, że jesteśmy kompletnie bezradni i że w tej mierze panuje całkowity relatywizm. Najpierw warto się zastanowić, jak to jest w tych przypadkach, kiedy cudze zachowanie w niczym bezpośrednio nie narusza naszej wolności. Czy w każdym takim przypadku możemy być spokojni i przekonani, że wszystko jest w porządku? Odpowiedź jest tylko jedna: tak, o ile subiektywnie nie odczuwamy naruszenia naszej wolności, to znaczy, że nie jest ona w niczym naruszona ani ograniczona.
Natomiast trzeba dołączyć do tego stanowczego poglądu pewne zastrzeżenia. Czy zawsze jesteśmy najlepszymi sędziami nas samych i naszej sytuacji społecznej oraz naszych przeżyć wewnętrznych? Niestety i to z kilku powodów. Często nasza wolność jest ograniczana w dziedzinach czy zakresach, których nie ogarniamy nawet naszą wyobraźnią, jak ów rolnik z jednego z reportaży Barbary N. Łopieńskiej, który nie odczuwał w czasach PRL ograniczenia wolności z racji kłopotów z otrzymaniem paszportu, ponieważ jego najdalsze podróże kończyły się w odległym o kilkanaście kilometrów Pułtusku. Inny przypadek to nasza błędna ocena samych siebie, która najczęściej nie wynika z braku wyobraźni, ale braku doświadczenia. Nie wiemy na przykład, czy małżeństwo naszego dziecka z kimś z zupełnie innej kultury i cywilizacji stanowiłoby dla nas naruszenie wolności, czy musielibyśmy chcąc nie chcąc ograniczać swoje swobodne zachowanie wobec danej osoby, ponieważ po prostu tego nie doświadczyliśmy. A że nie poznaliśmy wielu rzeczy, w wielu przypadkach nie wiemy, czy nasza wolność jest naruszana. Nie doświadczyliśmy świadomie, bo dochodzi tu jeszcze mnóstwo zachowań, jakich w pełni lub w ogóle świadomi nie jesteśmy.
Wszystkie te liczne i często trudne do uchwycenia oraz opisania wyjątki nie sprawiają jednak, że ulega podważeniu zasada naczelna. Jeżeli nie odczuwamy naruszenia wolności, to znaczy, że nasza wolność w zasadzie nie jest naruszana. Nie ma lepszego kryterium oceny. Dlatego właśnie nie stanowi naruszenia wolności publiczne zachowanie ludzi, którzy mają inne poglądy od naszych. Odmienność poglądów, nawet wyrażana w bardzo dobitnej formie, jak w przypadku niedawnych demonstracji ludzi o skłonnościach homoseksualnych, nie stanowi naruszenia naszej wolności. Jeżeli zaś ktoś uważa, że to narusza jego wolność, gdyż obraża jego uczucia, to się myli. Obrażanie uczuć nie jest naruszaniem wolności, a ponadto - podobnie jak wówczas, gdy oglądamy w telewizji coś, co nam nie odpowiada, i zmieniamy kanał lub wyłączamy telewizor - tak w tym przypadku nikt nas nie zmusza do uczestniczenia w paradzie gejów.
Należy podkreślić z całą stanowczością, że - chociaż istnieją jawne i ukryte próby naruszania naszej wolności, o których będzie jeszcze mowa - odmienność poglądów religijnych, moralnych czy postaw obyczajowych nie stanowi w żadnym sensie próby naruszenia naszej wolności, o ile my takich usiłowań na własnej skórze nie odczuwamy. Sprawy się komplikują dopiero wtedy, kiedy ktoś chce nas do czegoś przekonać i to stosując inne sposoby niż tylko łagodna perswazja.