Nowy Rok. Nowa Ukraina?

Pięciotygodniowe party na Majdanie dobiega końca. Największa parada wolności w Europie kończy się sukcesem. W niedzielny wieczór w centrum Kijowa trudno było uniknąć wzruszenia - zarówno Ukraińcom, jak i cudzoziemcom przyglądającym się Pomarańczowej Rewolucji.

02.01.2005

Czyta się kilka minut

Przewaga Wiktora Andriejewicza nad Wiktorem Fedorowiczem nie pozostawia wątpliwości: rewolucja wygrała. Spośród licznych przepowiadanych wariantów realizuje się coś pomiędzy wariantem polskim z roku 1989 a gruzińskim z roku 2003: pokojowe przejęcie władzy przez opozycję. Możliwe również dlatego, że część “obozu władzy" - aby uniknąć konfrontacji lub z mniej humanitarnych pobudek - zrezygnowała z upartego bronienia pozycji. Ukraina to kolejny dowód, że narody tej części Europy potrafią wyciągać wnioski z historii.

Dzisiaj, gdy w Kijowie rozbłyskują sztuczne ognie, kierowcy pozdrawiają się trąbiąc: “Ju-szczen-ko!", ubrane na pomarańczowo piękne dziewczyny machają do fotoreporterów, a z głośników płynie radosna muzyka, trudno już pamiętać, że nie zawsze było tak kolorowo. I że grozy nie brakowało. Ani wtedy, gdy świat obiegła informacja o otruciu Juszczenki, ani wtedy, gdy zwolenników opozycji zastraszano, ani wtedy, gdy na masową skalę dokonywano nadużyć i fałszerstw podczas wyborów. Ani wtedy wreszcie, gdy do Kijowa zwożono z Zagłębia Donieckiego podpitych osiłków i krążyły plotki, że do akcji może wkroczyć specnaz. Jeśli nie ukraiński, to rosyjski.

A więc party się kończy. Co to oznacza? Po pierwsze, porządki. Julia Tymoszenko - piękna “żelazna Julka", prawa ręka Juszczenki - zapowiada, że odchodzący prezydent Leonid Kuczma nie może spać spokojnie, gdyż powinien odpowiedzieć za prześladowania mediów, polityków i dziennikarzy. I że procesy prywatyzacyjne zostaną skontrolowane. Ale Tymoszenko zapowiada też, że przyszła opozycja będzie mogła znaleźć w nowej rzeczywistości miejsce dla siebie. Te deklaracje, zwłaszcza w ustach radykalnej Julii, to nie tylko czcza gadanina, ale także polityczna oferta: odejdźcie pokojowo, a krzywda wam się nie stanie. Zdrada rewolucji? Może, ale Ukraina jest już zmęczona i ostatnią rzeczą, której potrzebuje, byłaby kolejna konfrontacja. Bo, co ważniejsze, te deklaracje są również ofertą dla tych 40 procent - głównie rosyjskojęzycznych - Ukraińców, którzy poparli Janukowycza. Przekaz brzmi: Ukraina to nadal wasze państwo. Groźba “ukrainizacji" to z pewnością bajka, ale lęk przed nią jest jak najbardziej realny. Dlatego tak ważne są m.in. zapewnienia obozu Juszczenki, że nie zostanie zamknięta żadna rosyjskojęzyczna szkoła.

***

Ale czy party rzeczywiście dobiega końca? Już na kilka dni przed wyborczą “dogrywką" 26 grudnia straszono powyborczymi rozróbami, w wielu komisjach fałszerstwa trwały w najlepsze, a w wyborczą noc informowano o szeregu incydentów zakłócających przebieg głosowania i podliczania wyników. Janukowycz, choć coraz bardziej opuszczony, może napsuć jeszcze wiele krwi.

Ostatniego zdania nie powiedział też prezydent Rosji Władimir Putin. Przeciwnie, z punktu widzenia Moskwy dopiero teraz zaczyna się poważna “gra o Ukrainę". Stosunki ukraińsko-rosyjskie dawno nie były tak delikatne. A, jak mówią niektórzy, poddane zostaną jeszcze cięższej próbie, gdy prowadzone właśnie śledztwo wskaże laboratorium, w którym przygotowano truciznę (owe słynne dioksyny), jaką podano Juszczence... Ale póki co Moskwa reaguje spokojnie. W wyborczy wieczór Julia Tymoszenko żartowała: “Jest osiemnasta trzydzieści, a Putin jeszcze nie zadzwonił do Janukowycza z gratulacjami".

***

Na Ukrainie - wraz ze społecznym przebudzeniem - nastąpiła prawdziwa rewolucja medialna. Dziennikarze, przez długi czas żyjący i pracujący w traumie po zabójstwie Georgija Gongadze (krytycznego wobec władz twórcy niezależnego internetowego dziennika; są poszlaki, że jego morderstwo miał zlecić Kuczma), po latach prześladowania wolnego słowa znowu uwierzyli, że mogą rzetelnie informować. Przy takiej nowej “czwartej władzy" trudne byłoby odnowienie systemu zwanego “kuczmizmem", ponieważ ludzie znów wierzą mediom. I wierzą też, że zmiany są możliwe: aż 67 proc. Ukraińców deklaruje przekonanie, że po wyborach prezydenckich ich życie zmieni się na lepsze.

Kampanie wyborcze obu kandydatów stały na niewiarygodnie wysokim poziomie. Przy nich polskie kampanie wyglądają jak wybory do samorządu szkolnego. Ogrom sum wyłożonych (czytaj: zainwestowanych) na polityczny marketing tak naprawdę pokazuje, o jak wielkie pieniądze toczyła się gra. Podczas debaty telewizyjnej Juszczenko zapewniał, że “te ręce niczego nie ukradły", a wspierają go ludzie, którym podoba się jego program. Czy teraz nowemu prezydentowi starczy sił i determinacji, aby popatrzeć na ręce także tym ludziom? Ekipa Juszczenki dostała od Ukraińców potężny kredyt zaufania. Czy będzie pamiętać, z czyjego nadania pochodzi jej władza? Inaczej o nowej Ukrainie mowy nie będzie.

Można mieć jednak nadzieję, że cała ukraińska klasa polityczna odebrała w ostatnich dniach potężną lekcję: poznała siłę społecznego oporu. Można być jeszcze większym optymistą i liczyć, że siła ta stanie się - jak żartują niektórzy - najlepszym eksportowym towarem Ukrainy...

***

Do tej pory najważniejszym i niemal jedynym celem opozycji były uczciwe i wolne wybory. To się udało. Teraz przychodzi czas politycznych negocjacji i dzielenia władzy. Rewolucjoniści schodzą z barykad, do stołu siadają politycy. To trudny moment. Jeśli trwać będzie zbyt długo, jeśli oznaczać będzie polityczne targi, zgromadzony na Majdanie Nezałeżnosti kapitał zaufania zostanie zaprzepaszczony. Czy ukraińskim politykom uda się tego uniknąć? Każdy z tych, którzy w minionych tygodniach co wieczór stawali na scenie obok Juszczenki, ma własne cele i własne ambicje. Niemal każdy ma długą listę oczekiwań wobec nowego prezydenta. Rozpad obozu Juszczenki jest więcej niż prawdopodobny.

Drugi trudny moment, który czeka nowego prezydenta, to chwila, kiedy społeczeństwo wystawi rachunek za ów wysoki wskaźnik optymizmu. Ludzie chcą zmian na lepsze, wierzą, że są możliwe i ich oczekują. Nie będą jednak czekać bez końca.

Tak więc przed Ukrainą stoi niemal tyle samo znaków zapytania, co przed wyborami. Ale najważniejsze jest to, że są to pytania i problemy, na które szukają odpowiedzi wszystkie demokratyczne państwa. Ukraina dołączyła bowiem do rodziny krajów demokratycznych.

I ważne jest jeszcze coś, o czym mówił w wieczór wyborczy prezydent-elekt: że kilka miesięcy temu wielu ludzi w Europie (Zachodniej) i na świecie nie wiedziało, gdzie leży Ukraina. Dziś czołowi politycy państw zachodnich zaczynają każdy poranek od informacji o wydarzeniach na Ukrainie.

Współpraca: Małgorzata Nocuń, Kijów

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2005