No i doczekaliśmy

Świętych traktujemy jak przyjaciół. Jeśli za życia przyjaciół prosimy o modlitwę, z tym większym zaufaniem prośby te kierujemy do nich, kiedy już są w niebie.

18.01.2011

Czyta się kilka minut

1 maja 2011 r. w Rzymie Jan Paweł II zostanie uznany za błogosławionego. W polskich kościołach modliliśmy się o to nieustannie przez sześć lat. Proces beatyfikacyjny, rozpoczęty w nadzwyczajnym trybie, bez odczekiwania kanonicznych 5 lat od śmierci kandydata, wspierany tymi modlitwami postępował zdaniem jednych szybko, zdaniem innych - podejrzanie wolno.

Malkontentom chcę przypomnieć, że gdyby nie decyzja Benedykta XVI o natychmiastowym rozpoczęciu procesu, dziś bylibyśmy w jego pierwszej fazie. Może zakończyłby się w 2016 r., może później? Proces otwarto oficjalnie 28 czerwca 2005 r., zakończył się 14 stycznia 2011 r. podpisaniem dekretu o uznaniu uzdrowienia siostry Marie-Simon Pierre za cud uproszony u Boga za wstawiennictwem Jana Pawła II.

Nieznany wiersz młodego Karola Wojtyły w najnowszym "Tygodniku" >>

W tym miejscu warto zdementować opowieści, jakoby fakt niewytłumaczalnego dla medycyny w jej obecnym stanie wiedzy uzdrowienia francuskiej zakonnicy z choroby Parkinsona został zakwestionowany. Uzdrowioną - zgodnie z normalną w takich przypadkach procedurą - zaproszono do Rzymu i tam poddano trzytygodniowej medycznej obserwacji. Opowieści o zakwestionowaniu przez komisję uzdrowienia były wymysłem dziennikarzy.

W porównaniu z innymi, proces beatyfikacyjny Jana Pawła II przebiegł w rekordowo szybkim tempie. Trwał krócej niż najkrótszy do tej pory proces - Matki Teresy z Kalkuty, która została ogłoszona błogosławioną sześć lat po śmierci, w 2003 r.

Po ogłoszeniu decyzji o beatyfikacji nasze media wykazały sporą bezradność. Jedni mówią/piszą o tym tak, jakby dopiero podpis Papieża otwierał przed Janem Pawłem II bramy raju ("od 1 maja będzie błogosławionym"), inni o zakończeniu procesu mówią/piszą tak jak o Noblu Szymborskiej albo medalu Małysza ("Polacy znowu górą..."). Oczywiście wszyscy się cieszą, Jana Pawła II wielu ludzi traktowało jak dobrego znajomego. Jakże się nie cieszyć, mając w gronie znajomych Błogosławionego. Kto żyw, kombinuje, jak na 1 maja dostać się do Rzymu. Ostrzegam: ani biletów, ani sektorów nie będzie. Na plac przed Bazyliką wejdą ci, którzy przyjdą wcześniej. Na pociechę tym, którzy przyjdą później i nie będą blisko ołtarza, polecam refleksję nad tym, co daje zajęcie miejsca bliżej ołtarza. Ceremonię z Papieżem, który odczytuje dekret o beatyfikacji, będzie doskonale widać na ekranach. Nie będzie tam nic osobliwego do oglądania. Msza św. będzie taka sama jak w mojej parafii (może śpiewy lepsze), natychmiast w oryginale i w polskim tłumaczeniu znajdzie się w internecie. Nadzwyczajne będzie odczytanie dekretu i odsłonięcie na frontonie Bazyliki portretu błogosławionego Jana Pawła II.

Ale choć niewiele będzie tam do oglądania, to sam fizyczny udział w liturgii i we wspólnocie będzie darem. Czy bliżej stoję, czy dalej, samo uczestniczenie w wielkim wydarzeniu religijnym i niepowtarzalnej wspólnocie będzie przeżyciem niezwykłym i nie do powtórzenia.

No i doczekaliśmy

Beatyfikacja jest oficjalnym zatwierdzeniem lokalnego kultu, czyli przekonania o świętości błogosławionego. Co to znaczy "lokalnego"? W tym przypadku znaczy "globalnego". Taki był udział w pogrzebie w 2005 r. głów państw i szefów rządów oraz pielgrzymów z całego świata.

Teraz, gdy beatyfikacja jest już blisko, chętnie przywołuje się wielkie napisy towarzyszące liturgii pogrzebowej i okrzyki "santo subito" jako spontaniczną aklamację świętości Zmarłego przez społeczność wiernych. Rzeczywiście, coś w tym jest, bo choć napisy były przygotowane (przez jeden z ruchów kościelnych) po głębokim namyśle, to spontanicznie zostały podchwycone przez uczestników ceremonii pogrzebowej. Pamiętam reakcję przewodniczącego tamtej Mszy kard. Josepha Ratzingera. Na chwilę przerwał akcję liturgiczną i z uwagą patrzył na domagające się natychmiastowej kanonizacji tłumy. Może myślał o pierwszych wiekach chrześcijaństwa, w których wyniesienie na ołtarze następowało via facti, na podstawie przekonania wspólnoty o czyjejś świętości?

Ratzinger jednak - już jako papież - tylko nieznacznie złagodził procedury, dyspensując od owych pięciu lat po śmierci. Wiedział, co robi, niewątpliwie znał opinie krytyków pontyfikatu Poprzednika i chciał, żeby wszelkie wątpliwości i zarzuty wyjaśniono przed beatyfikacją.

Prawdziwa historia Kościoła to nie historia papieży czy Kurii Rzymskiej, ale historia świętych - to zdanie pochodzi od kardynała Ratzingera. A historia świętych papieży? Kenneth L. Woodward, znawca problematyki związanej z dziejami kanonizacji, w znakomitej książce "Fabryka świętych. Kulisy i tajemnice procesów kanonizacyjnych" zauważa, że tytuł świętego (do czasu napisania książki) oprócz Apostoła Piotra nosi 48 jego następców. Ich świętość uznawano przez aklamację. Od czasu wprowadzenia formalnych procedur kanonizacyjnych (1588 r.) Kościół wyniósł na ołtarze tylko czterech papieży: Piusa V, Piusa X oraz Piusa IX i Jana XXIII (dwaj ostatni są uznani za błogosławionych).

Woodward uważa, że "kanonizowanie zbyt wielu papieży nie byłoby zbyt roztropne", i uzasadnia to pytając: "czy Kościół może kanonizować któregoś z nich [chodzi o ostatnich papieży - przyp. AB], nie potwierdzając zarazem świeckiej i kościelnej polityki, jaką każdy z papieży nadal reprezentuje?". Albo "czy Kościół może ogłosić papieża błogosławionym, nie błogosławiąc jednocześnie tego, co zrobił jako papież?".

Nie mam wątpliwości, że w przypadku beatyfikacji Jana Pawła II odpowiedź jest negatywna: nie może nie błogosławić. Przez tę beatyfikację mówi jasno, że droga wytyczona przez błogosławionego jest drogą Kościoła. Przypomnijmy pogłoski - nie wiem, na ile uzasadnione - jakoby proces się przedłużał, kiedy dochodziło do oceny wątpliwych (jakoby) z punktu widzenia katolickiej doktryny inicjatyw i gestów zmarłego Papieża, jak modlitwa przedstawicieli wszystkich religii w Asyżu w 1986 r., wspólna modlitwa z Żydami w rzymskiej synagodze, ucałowanie Koranu, wyznanie win ludzi Kościoła, wezwanie do rewizji rozumienia prymatu biskupa Rzymu, który miał być opoką jedności, a stał się przyczyną podziałów. Tych i wielu innych zaskakujących gestów i słów od osoby Jana Pawła II oddzielić się nie da. Beatyfikacja mówi, że to nie były fantazje "polskiego papieża" ani "wypadki przy pracy", lecz droga, którą prowadził i nadal prowadzi Kościół. Tak więc jest to błogosławieństwo dla nowego stylu funkcjonowania papiestwa i Kościoła. A jednocześnie błogosławieństwo dla spraw, w których był niezmiernie wymagający, jak obrona życia ludzkiego od poczęcia aż po naturalną śmierć.

Czemu służą beatyfikacje i kanonizacje? Odpowiedź, która sama się narzuca, brzmi tak: służą one zachowaniu obecności. Pomniki z czasem się rozpadają, pamięć blednie i zanika. Święci pozostają, są obecni. Przynajmniej raz w roku powracają w liturgii Kościoła. Św. Agnieszka czy św. Antoni (opat z pierwszych wieków) są dziś równie bliscy, jak współczesna nam Matka Teresa z Kalkuty.

Niektórych świętych uznano za uprzywilejowanych pośredników w problemach określonej kategorii. Dlaczego św. Apolonia jest patronką od chorych zębów, a św. Antoni Padewski od rzeczy zagubionych - to temat oddzielny. Drogi tych patronatów bywały przedziwne i nie zawsze teologicznie poprawne. Jest faktem, że całkowicie oddolnie i spontanicznie Jana Pawła II uznano za wspomożyciela małżeństw, które mają trudności z posiadaniem upragnionego dziecka. Wiele świadectw mówi o skutecznej w tych sprawach interwencji w niebie Naszego Papieża, który za życia tak bardzo dbał o małżeństwa i rodziny.

Czasem chrześcijanie innych wyznań zarzucają nam, katolikom, przesadny kult świętych, którzy jakoby mieli w naszych wyobrażeniach i modlitwach zajmować miejsce jedynego Pośrednika, Jezusa Chrystusa. Sprawa jednak jest prosta: kult świętych różni się całkowicie (także w liturgicznym wyrazie) od kultu Boga. Świętych traktujemy jak przyjaciół. Jeśli za życia przyjaciół prosimy o modlitwę, z tym większym zaufaniem prośby te kierujemy do nich, kiedy już są w niebie.

Beatyfikacja więc to także wskazanie przewodników drogi. Święci (i błogosławieni) są dowodem na to, że można żyć wiarą. Zwłaszcza ci nam współcześni, których znaliśmy lub mogliśmy znać, są dowodem na to, że wezwanie do świętości nadal nie straciło na aktualności. Iluż z nas znało kardynała Wojtyłę, potem Jana Pawła II, ks. Jerzego Popiełuszkę, innych współczesnych świętych i błogosławionych. Siadaliśmy z nimi razem do stołu, rozmawialiśmy, niekiedy się spieraliśmy. Byli oni - jak mówimy - "normalnymi ludźmi". Owszem, mieli w sobie coś, co nas w nich ujmowało.

Czego uczy błogosławiony Jan Paweł II? Z pewnością nie chodzi o to, żeby go kopiować. Każdy człowiek ma własną drogę i własne talenty. Święci - jak drogowskazy - wskazują co najwyżej kierunek. Myślę, że od Jana Pawła II można się uczyć bezgranicznego zaufania Bogu i kierowania się tym zaufaniem w życiu. Stąd Jego odwaga w podejmowaniu niecodziennych inicjatyw, idących często przeciw prądowi, ale też niezłomność w głoszeniu zasad wiary połączonych z miłością, na którą odpowiedzią była miłość. Miłość wszędzie mu towarzyszyła.

A czy beatyfikacja zmieni Polaków? Beatyfikacja (nawet Jana Pawła II) nie ma mocy czarodziejskiej. Jest jedynie okazją do nowej refleksji nad tym, czego nauczał, kim był, co z tego wynika. Jedni z tej okazji skorzystają, inni pewnie jej nie zauważą. Jak chrześcijaństwo, którego był świadkiem, które od dwóch tysięcy lat nas zmienia i nie zmienia.

Ta beatyfikacja - jak mawiał Jan Paweł II - jest nam dana i zadana.

Niedawno spytał mnie wnikliwy francuski dziennikarz: "Jan Paweł II był człowiekiem skromnym. Czy zdaniem księdza, ten skromny człowiek zgodziłby się na swoją beatyfikację?". Pytanie tak postawione jest nie do wyobrażenia. Raczej należałoby się spytać, czy Jan Paweł II chciał być świętym. Wtedy odpowiedź będzie pozytywna. Chciał, i to mu się udało. A beatyfikacja? Kanonizacja? To sprawy wtórne, ważne dla nas, a nie dla tych, którzy są święci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2011