Nigeria: ironia historii

Choć demokracja w zachodnim stylu zagościła w Afryce zaraz po „zimnej wojnie”, a w wielu regionach kontynentu zapuściła porządnie korzenie, to wciąż rzadko zdarza się tutaj, by rządzący oddali po dobroci władzę po przegranych wyborach.

03.04.2015

Czyta się kilka minut

Nic dziwnego, że zwycięstwo odniesione w Nigerii przez lidera opozycji Muhammadu Buhariego nad urzędującym prezydentem Goodluckiem Jonathanem uznano za wydarzenie niezwykłe i okrzyknięto triumfem demokracji na Czarnym Lądzie.

Triumfem nigeryjskich wyborów jest zwłaszcza to, że tym razem nie towarzyszyły im krwawe rozruchy, wzniecane przez zwolenników konkurujących pretendentów do władzy – tu zawsze przeradzały się one w walki narodowościowe i wyznaniowe między muzułmanami i chrześcijanami. Triumfem demokracji jest też, że urzędujący prezydent nie uległ pokusie sfałszowania elekcji i pogodził się z przegraną.

Przesadą byłoby jednak poczytywać wygraną Buhariego za sukces demokracji. Rządził on już Nigerią przez 18 miesięcy – jako wojskowy dyktator, wyniesiony do władzy w wyniku zbrojnego puczu, dokonanego w sylwestrową noc 31 grudnia 1983 r. Wcześniej brał udział we wszystkich wojskowych przewrotach w latach 60. i 70. Dziś zapewnia, że odkąd odwiesił generalski mundur do szafy, nawrócił się na demokrację.

Wierzą w to tylko naiwni i zdesperowani. Nigeryjczycy pamiętają brutalne rządy Buhariego, represje, więzienia, tortury, egzekucje. Z ośmiu wojskowych dyktatorów – rządzili przez połowę istnienia Nigerii – on był najokrutniejszy. Ale pamiętają też, że nie kradł jak inni i choć bezwzględnie rozprawiał się ze wszystkimi, którzy stawali mu na drodze, to jednak najbardziej tępił złodziejskich polityków, bezwstydnie okradających państwowy skarbiec z petrodolarów.

To, że Nigeryjczycy sami wybrali Buhariego, jest dowodem kompromitacji bękartów demokracji: politycznych elit, do cna zepsutych i bezkarnych. Zrozpaczonym Nigeryjczykom Buhari jawi się jako ostatnia nadzieja, by zapanować nad zarazą polityków-pasożytów. Pięć lat temu, kierując się podobną desperacją i nadzieją, wybrali Goodlucka Jonathana tylko dlatego, że widzieli w nim outsidera niezwiązanego z żadną z politycznych szajek.

Ironia historii: o kondycji nigeryjskiej demokracji nie świadczy za dobrze, że za jej ojca założyciela uznawany jest Olusegun Obasanjo, wojskowy tyran z lat 1976-79, który w 1999 r., już jako cywil, został prezydentem, kończąc epokę rządów wojskowych. I że teraz jej zbawcą ma być Buhari – dawny towarzysz broni Obasanjo. ©

WOJCIECH JAGIELSKI jest dziennikarzem PAP, autorem książek o Azji i Afryce. Tekst napisał specjalnie dla „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2015