Nierówne starcie gigantów

W Krakowie wystąpili artyści, których mogą pozazdrościć najbardziej prestiżowe festiwale muzyki współczesnej na świecie. Wszystko powinno być w porządku i niekiedy było. Dlaczego jednak nie zawsze?

22.09.2009

Czyta się kilka minut

Ostatnie edycje festiwalu Sacrum Profanum pod względem wykonawczym rozpieściły melomanów. Muzykę współczesną interpretują bowiem w Krakowie zespoły z pierwszej światowej ligi: Klangforum Wien, London Sinfonietta, Ensemble Intercontemporain, Asko|Schönberg Ensemble, Ensemble Recherche i Ensemble Modern. Czyli zestaw zespołów, którego mogą nam pozazdrościć najbardziej prestiżowe festiwale muzyki współczesnej na świecie. Niby więc wszystko powinno być w porządku - i niekiedy było. Dlaczego jednak nie zawsze?

Aż do XIX w. artyści wykonywali właściwie tylko muzykę współczesną. Nie kładziono na pulpitach partytur kompozytorów nieżyjących, publiczność wyczekiwała nowości, a nie powtórek. To wiek romantycznych zrywów, któremu towarzyszyła chęć pogłębienia świadomości historycznej, diametralnie zmienił wykonawczą praktykę, czego żniwo zbieramy do dzisiaj. W filharmonicznych i operowych programach dominuje żelazny repertuar XVIII- i XIX-wieczny. Tych, którzy chcą posłuchać dzieł muzyki dawnej lub dowiedzieć się, jaką muzykę komponuje się dzisiaj, zepchnięto do festiwalowych gett. Powstało też szereg zespołów specjalizujących się w wybranym okresie historycznym. Największy ich wysyp miał miejsce na przełomie lat 70. i 80.

Od tego czasu wiele się zmieniło. Złożone z hobbystów twórczości pomijanej zespoły, których siłą napędową była chęć odkrywania, już nie działają w koncertowym podziemiu. Ansamble stały się pełnoprawnymi uczestnikami muzycznego rynku, artystów wiążą niezłe kontrakty, zaś repertuarem zwykle rządzą menedżerowie w porozumieniu z szefami festiwali i dyrektorami fonograficznych wytwórni, a nie artyści. Część zespołów z tradycjami stała się wręcz zakładnikami wysokiej pozycji w koncertowym świecie. Na koncertach widać utratę pierwszej miłości do muzyki współczesnej, instrumentalistom brak dawnego entuzjazmu, słychać rutynowe podejście do wykonywanych utworów.

W Krakowie wielkim rozczarowaniem okazały się koncerty szacownej London Sinfonietty, nestora wykonawstwa muzyki współczesnej, któremu w zeszłym roku stuknęła czterdziestka. David Atherton prowadził zespół leniwie, bez ognia, nie wymagając do tego potrzebnej dyscypliny, w muzyce Olivera Knussena niemiłosiernie przynudzając, zaś w kompozycjach Sir Harrisona Birtwistle’a obnażając niedostatki muzyków. Liczne nierówności, intonacyjne wpadki, a przy tym fatalnie brzmiące frazy zapożyczone przez twórcę z przeszłości nie najlepiej świadczyły o kondycji zespołu. Kiepsko też zaprezentował się Ensemble Recherche z Fryburga. Zespół, który przecież składa się z niezwykle doświadczonych instrumentalistów, sprawiał wrażenie nieprzygotowanego do koncertu. Kolejne kompozycje Sir Petera Maxwella Daviesa brzmiały w sposób szkolny, bez polotu, trudno było odnaleźć koncepcję interpretacyjną. Obroniło się jedynie teatralne "Eight Songs for a Mad King", a to jedynie dzięki żywiołowej kreacji barytona Martina Lindsaya.

Na szczęście, na tym niemiłe wspomnienia z Sacrum Profanum się kończą. Paryski Ensemble Intercontemporain pod batutą charyzmatycznego Fina Hannu Lintu oraz mistrzowskie Klangforum Wien, które poprowadził fenomenalny Argentyńczyk Emilio Pomárico, zajęły ex aequo pierwsze miejsce w pojedynku zespołów. Francuska interpretacja dzieł Jonathana Harveya wydobyła to, co w nich najcenniejsze: fascynującą grę kolorów, niemal impresjonistyczną fantazję, zjawiskową korespondencję dźwięków tradycyjnych i elektronicznych, a także medytacyjny spokój i z namysłem rozpisaną w partyturze dramaturgię. Wyjątkowo pięknie w sali Teatru Łaźnia Nowa zabrzmiała starsza kompozycja Anglika - "Bhakti". Równie głośny aplauz wywołała gra wiedeńczyków. A przyznać trzeba, że muzyka Briana Ferneyhough nie należy do najłatwiejszych w odbiorze. Precyzja i pasja, z jaką artyści odczytali skomplikowane partytury "Funerailles I, II" i "Chronos-Aion", nadanie dźwiękom niespodziewanej u przedstawiciela "nowej złożoności" ekspresji pozostanie na długo w pamięci.

Świetnie wypadli także Holendrzy i muzycy Ensemble Modern. Ci pierwsi, pod kierunkiem Reinberta de Leeuwa, znakomicie czuli się w repertuarze roztańczonego Juliana Andersona. Artyści z Frankfurtu, którymi dowodził Franck Ollu, popisali się zarówno w koronkowych fakturalnie, pełnych niezwykłych rozwiązań kolorystycznych utworach George’a Benjamina, jak i ciekawej jazzowej suicie Marka-Anthony’ego Turnage’a.

Za rok publiczność Sacrum Profanum czeka wyprawa na Północ. Twórczość kompozytorów z krajów nordyckich od lat należy do najciekawszych zjawisk we współczesnej muzyce, więc wrażeń będzie sporo.

Festiwal Sacrum Profanum, Kraków, 13-19 września 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2009