Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takimi słowami żegnamy zmarłego, takimi się za niego modlimy, odprowadzając w ostatnią drogę. Spoczynek w pokoju - to jest owo najbardziej proste wyobrażenie o Bożej rzeczywistości, w którą odszedł i która dla nas jest jeszcze niedostępna. To jest także nasze życzenie dla zmarłego, tym bardziej intensywne, im jest nam bliższy. A wszystko, co ów spoczynek i pokój zakłóciłoby, a nie daj Boże rujnowało, postrzegamy jako niegodne majestatu śmierci, który zmarłego zagarnął, i jako krzywdzące dla tej ciszy, w której znajduje się nie tylko on sam, ale w której winna także pozostawać nasza żałoba po nim i nasza dalej trwająca więź z nim. Tego spoczywania i tej ciszy dla zmarłego i dokoła zmarłego broni cała symbolika pożegnania, pogrzebu, rozstawania się ze zmarłym, znaków pamięci o nim. Czytelnych powszechnie, przystających do odczuć wspólnoty, niepodległych dowolnościom. Jedną ze składowych jest tu uszanowanie woli zmarłego we wszystkim, co na ten temat dał poznać przed śmiercią. A także, na ile tylko jest to możliwe, przystawalność znaków pożegnania i naszej pamięci o zmarłym do prawdy o nim. Tak było ze złożoną na ziemi prostą trumną Jana Pawła II, otoczoną splendorem wszystkich potęg światowych i setkami tysięcy kochających go ludzi. Nie zawsze się to udaje, a każdy zgrzyt sporów o czyjkolwiek pogrzeb, grób, symbolikę obrzędów pożegnalnych, miejsce spoczynku wreszcie - jest odbierane jako coś, co boli, zakłóca majestat śmierci, godzi w naszą żałobę, jeśli nawet, co uświadamiamy sobie dopiero po głębszej refleksji, samego zmarłego dosięgnąć na szczęście nie może.
Odbierając wiadomość o odejściu tak kochanego za dobroć i za wiersze ks. Jana Twardowskiego, wszyscy chyba widzieliśmy w wyobraźni nadchodzące pożegnanie: najpierw w kościele, w którym dziesiątki lat przesłużył - u Wizytek na Krakowskim Przedmieściu - a potem na Powązkach, może na kwaterze powstańców, do których przecież należał, a może jeszcze prościej - gdzieś pod krzyżem, w mogiłce bez patosu, takiej jak tysiące obok, odwiedzanej tłumnie przez lata - jak od kilku lat odwiedzany jest w Łopusznej grób Józka Tischnera. Będzie jednak inaczej. Ks. Twardowski ma po śmierci - decyzją władz kościelnych - zapoczątkować panteon zasłużonych w budowanej dopiero świątyni Opatrzności na Polach Wilanowskich. Trudno powiedzieć, czy ktokolwiek z kochających skromnego księdza-poetę potrafi się odnaleźć w tej decyzji. Prośby płynące masami do Kurii warszawskiej zdają się sygnalizować zagubienie i niepokój, więcej: poczucie jakiejś wielkiej krzywdy. W odpowiedzi słyszymy, że to przełożeni decydują o zmarłych kapłanach. Możemy więc tylko uciec się do modlitwy za zmarłego, w tytule wyrażonej. Niech ten spoczynek i pokój otulą jego i nas, gdziekolwiek w dzień pogrzebu przyjdzie nam z nim się żegnać.