Nie wszystko, co technicznie możliwe...

Historia eugeniki uczy, jak wiele niebezpieczeństw kryje piękne określenie "jakość życia", do czego może prowadzić przestawienie hierarchii tych dwóch wartości: życia i jakości życia.

26.08.2011

Czyta się kilka minut

Koniecznie niech przeczytają Państwo książkę Macieja Zaremby-Bielawskiego "Higieniści. Z dziejów eugeniki". Opisane w niej szczegółowo dzieje owej niedawno jeszcze popularnej "nauki" z uwzględnieniem miejsc (autor omawia poczynania higienistów w poszczególnych krajach, także w Polsce) i czasu (historyczny kontekst kolejnych faz rozwoju i zmierzchu eugeniki) to opis wielkiego oszustwa. "Poczciwego", bo wynikającego (pozornie) z troski o "jakość życia", z chęci oszczędzenia ludziom upośledzonym udręki życia upośledzonego; z troski o społeczeństwo: żeby się składało z ludzi pełnosprawnych i zdrowych; z troski o majątek państwowy, by nie był marnotrawiony na utrzymywanie ludzi nieproduktywnych.

Tak więc postanowiono: by tych "upośledzonych" nie było, należy nie dopuścić, by na świat przychodzili. Jak? Potencjalnych rodzicieli, którzy nie gwarantowali zdrowej - fizycznie i moralnie - reprodukcji gatunku (przede wszystkim dziesiątki tysięcy potencjalnych matek) prewencyjnie sterylizowano. Potem, w Trzeciej Rzeszy, program udoskonalono przez przymusową eutanazję. Zaremba-Bielawski tak opisuje ową uwerturę do ludobójstwa: "Tysiące ludzi okaleczonych (chodzi o sterylizację) w imię higieny rasy. Państwo, ich państwo dało im do zrozumienia, że są według niemieckiego prawa lebensunwert, czyli życia niegodni. Przypomnijmy, o kogo chodziło: o dotkniętych schizofrenią, głuchotą, ślepotą, epilepsją, depresją maniakalną, chorobą św. Wita, garbatych, kulawych, »ograniczonych«... To wedle litery ustawy. A w rzeczywistości o wszystkich, których lekarze Trzeciej Rzeszy uznali za zbytecznych... Tysiące Niemców brały udział w tej działalności, lekarze, prawnicy, naukowcy, pielęgniarki, pastorzy... Na podejrzanych o małowartościowość donosiły spontanicznie Kościoły, sąsiedzi, związki zawodowe, szkoły, inne stowarzyszenia niezwiązane bezpośrednio z aparatem władzy".

Straszne, ale czy od tamtej szaleńczej filozofii kręte drogi nie wiodą do nam współczesnych roszczeń o odszkodowanie za fakt urodzenia się kaleką, czyli za to, że właściwe zdiagnozowanie kalectwa płodu nie doprowadziło do jego aborcji? Problem to nie tylko legislacyjny, z którym ostatecznie trzeba się zmierzyć: czy przyznanie odszkodowania za fakt urodzenia się znaczy, że prawo do zdrowia może stać wyżej od prawa do życia? W jednej ze spraw Sąd Nowego Jorku tak uzasadnił odmowę przyznania odszkodowania: "Na pytanie, czy lepiej jest się nie urodzić, niż urodzić z poważnym upośledzeniem, odpowiedzi nie może udzielić żaden sąd. To problem dla teologów i filozofów".

Znamienne, że w Szwecji w protokołach z debaty parlamentarnej o sterylizacji nie pojawia się słowo "obywatel". Określenia, które stale się powtarzają, to "materiał ludzki", "zasób", "pośledni", "przypadek" oraz słowa podniosłe: "naród", "jednostka", "człowiek".

Historia eugeniki uczy, jak wiele niebezpieczeństw kryje piękne określenie "jakość życia", do czego może prowadzić przestawienie hierarchii tych dwóch wartości: życia i jakości życia.

Rozmowa o eugenice nie jest dywagowaniem nad dawnymi dziejami. Prawdopodobnie, mimo moich zachęt, nie wszyscy przeczytają książkę Zaremby-Bielawskiego. Oby przeczytali (do końca!) zamieszczoną w tym numerze ważną rozmowę "Na progu niewiadomego" i zapamiętali wypowiedziane tam przez Magdalenę Gawin słowa przestrogi: "Jeśli historia eugeniki czegoś uczy, to ograniczonego zaufania do nauki i przeświadczenia, że spory bioetyczne powinny się toczyć w możliwie szerokim kręgu opinii, z którego nie wolno wykluczać żadnych środowisk. Uczy też, że nie powinniśmy się godzić na wszystko, co z technicznego punktu widzenia jest możliwe. Jeśli Niemcy wprowadziły dość restrykcyjne prawo dotyczące in vitro, podobne do tego, które u nas proponuje Jarosław Gowin, to wynika to z dobrze odrobionej lekcji eugeniki. Polska potrzebuje mądrego prawa bioetycznego. Z punktu widzenia rozwoju cywilizacyjnego stawianie pewnej tamy, bariery prawnej postępowi technologicznemu jest równie ważne jak istnienie samego postępu".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2011