Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Historia zna podobne przypadki. Po rozpadzie Jugosławii elektrownią w Krško podzieliły się Słowenia i Chorwacja. Tylko że w tym przypadku oba państwa są współwłaścicielami, a Krško leży 20 km od wspólnej granicy. U nas, nawet zakładając zgodę sąsiadów, problemy techniczne mogą być nie do pokonania. Teoretycznie do dyspozycji mielibyśmy 4 GW mocy. Tylko jak to przesłać do Polski? Mamy w sieci tylko dwa połączenia, jedno w okolicy Turowa, drugie pod Szczecinem. Trzecie jest dopiero planowane. W dodatku zgodnie z regulacjami unijnymi 70 proc. przepustowości musi trafić na wolny rynek, nie można jej zająć stałym przepływem z jednego źródła.
CZYTAJ TAKŻE:
Propozycja partii Razem to raczej marzenie niż realna perspektywa, ale może być początkiem ważnych rozmów. Władze (nie tylko polskie) coraz częściej krytykują niemiecką politykę jako szkodliwą nie tylko dla klimatu, ale też bezpieczeństwa energetycznego. Można to próbować wykorzystać, zwłaszcza że nasz własny projekt jądrówki będzie musiał zaraz przejść konsultacje transgraniczne. Spodziewamy się w związku z tym protestów zza zachodniej granicy, bo Niemcy od dawna sprzeciwiają się atomowi w Europie. Z drugiej strony sąsiadom grozi kryzys gazowy i być może za chwilę będą potrzebować paliwa z polskich magazynów. Wynegocjowanie ustępstw dla polskiego atomu jest bardziej prawdopodobne niż dzierżawa elektrowni. Szczególnie teraz, gdy tyle się w Unii Europejskiej mówi o solidarności energetycznej. Fakt, każdy kraj rozumie ją inaczej, ale warto przynajmniej postarać się przybliżyć stanowiska.
CZYTAJ TAKŻE:
POSŁUCHAJMY PREMIERA, OCIEPLAJMY DOMY >>>>