Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
List Benedykta XVI do Kościoła Irlandii trzeba z jednej strony postrzegać jako kolejny etap reakcji Papieża na problem skandali seksualnych w Kościele katolickim, a z drugiej jako reakcję na nieporadność biskupów w tej sprawie. Bo problem dotyczy zarówno wyświęcania na księży osób o skłonnościach pedofilskich, jak i nieumiejętności radzenia sobie z przypadkami molestowania przez duchownych, które w Kościele amerykańskim, irlandzkim i - jak się właśnie okazało - niemieckim - przybrały znaczną skalę.
Sam list to nie novum: nie wziął się znikąd i nie jest wyłącznie reakcją na wypadki w Irlandii. Benedykt XVI jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary robił wszystko, żeby uściślić prawo kościelne tak, aby przypadki molestowania przez księży wziąć pod lupę. Listem do irlandzkiego Kościoła Papież wprowadził natomiast do dyskusji ważne kwestie. Po pierwsze, nie przeciwstawia już prawa kościelnego świeckiemu, odchodząc od obowiązującej wcześniej praktyki, według której przypadki te miały być rozwiązywane tylko w łonie Kościoła. Domaga się wręcz, by przestępstwa seksualne księży zgłaszać władzom świeckim. Po drugie, odchodzi od reguły przedawniania się takich przestępstw w prawie kościelnym. Zaznacza wyraźnie, że nawet jeśli przypadki molestowania przedawnią się według prawa świeckiego, to ofiara może szukać sprawiedliwości w trybunale kościelnym.
Czy listem do Kościoła w Irlandii - po Polsce i Malcie najbardziej katolickiego kraju Europy - usatysfakcjonowane czują się ofiary? Nie sposób się za nie wypowiadać. Ale niewątpliwie Papież stawia czoła presji społecznej, domagającej się od niego publicznego zadośćuczynienia przez Kościół ofiarom takich przestępstw. Natomiast istotą społecznej reakcji na skandal pedofilii w Kościele jest oburzenie postawą biskupów tuszujących jej przypadki. I tu właśnie jest przestrzeń do pójścia o krok dalej: ważne, by nominacje biskupie dokonywały się w takim kluczu, by wyeliminować postawy źle pojętej lojalności wobec Kościoła i papieża. To tu jest istota problemu, nie zaś w szukaniu winy po stronie celibatu - jak robi to dziś skrzydło liberalne w Kościele - lub homoseksualizmu, jak robią to konserwatyści. Bo żadne z tych wyjaśnień w świetle badań empirycznych nie jest prawdziwe. Owszem, czynniki te odgrywają rolę w kształtowaniu się dojrzałości psychoseksualnej księży. Ale ani celibat nie powoduje pedofilii, ani homoseksualizm się jej nie równa. Fakt, że molestowanie dotyka zwykle nastoletnich chłopców nie oznacza jeszcze, że księża-sprawcy są homoseksualni, lecz że większość z nich nie ma wykrystalizowanej tożsamości psychoseksualnej. Księża-pedofile nie identyfikują się jako homoseksualiści, a i z drugiej strony homoseksualni księża nie są zwykle pedofilami. Co więcej, przypadki pedofilii najczęściej mają miejsce wśród heteroseksualnych mężczyzn, posiadających w dodatku rodziny.
List Papieża pokazuje, że Kościół bierze odpowiedzialność za własne błędy i na ich podstawie chce wypracować lepsze normy - reagowania na takie przestępstwa, ale i zapobiegania im. Natomiast dywagowanie, czy pedofilii winny jest celibat czy homoseksualizm to ideologizowanie problemu i uciekanie od jego istoty, którą jest przymykanie oka na zło.