„Nie deptać trawników..."

Nie deptać trawników!/Nie deptać trawników!/Deptanie trawników /to hańba trzewików./Bo trawnik zdeptany -/jak cześć lub uczucie -/jak krew pozostawi/chlorofil na bucie - wzywał Jeremi Przybora. Apel Przybory rezonuje dziś w walce o Dolinę Rospudy, ochronę lasu tropikalnego w Brazylii, sprzeciwie wobec wydobywania ropy na Alasce...

29.09.2007

Czyta się kilka minut

Ochrona środowiska, w społecznym wymiarze zorganizowana w ruchy "zielonych", staje się być może początkiem nowej "świeckiej religii" - czegoś, co w świecie, który odważył się nazwać Boga "urojeniem" (patrz książka Richarda Dawkinsa "Bóg urojony"), stanie się nową ideą uniwersalną. Czymś, co skłoni członków konsumpcyjnego społeczeństwa, pozbawionych wszelkiego egzystencjalnego usprawiedliwienia życia, do samoograniczenia, poświęcenia, materialnej skromności. Przeszkodzić w tym może diabelska zdolność realnego kapitalizmu do wchłaniania i oswajania wszelkiej kontestacji czy sprzeciwu i przekuwania go w swoje zaprzeczenie. Rewolucyjne symbole i portrety Che na t-shirtach już dawno trafiły do turystycznych butików na Rive Gauche, Dzień Ziemi stał się obowiązkowym punktem piarowskich folderów największych śmieciuchów (z McDonald'sem i koncernami naftowymi na czele), a weteran barykad '68 roku i lider kontestujących zielonych Joschka Fischer, przerobiwszy jako członek niemieckiego rządu lekcję Realpolitik, już wie, że nie wszystko jest możliwe.

Dyskusja o ochronie przyrody jest bardzo trudna. Sprawy zaszły już bowiem bardzo daleko. W dodatku problem bywa często przedstawiany w sentymentalnym, romantycznym tonie. Tymczasem jeśli przez ochronę przyrody będziemy rozumieli, jak w encyklopediach, działania zmierzające do zachowania w niezmienionym lub optymalnym stanie przyrody ożywionej, nieożywionej, a także krajobrazu, to w samej tej definicji kryje się sprzeczność. Istnienie życia na Ziemi odmieniło wygląd i własności jej powierzchni, atmosfery, pokrywających ją wód. W tym sensie samo życie niszczy "naturalny" wygląd planety. Przyjęło się jednak uważać, że za "nienaturalne" ingerencje w środowisko uznajemy tylko działania człowieka.

Często jednak przeceniamy nasze możliwości. Przecież człowiek nie wymordował dinozaurów ani nie spowodował innych masowych wymierań (w tych najdramatyczniejszych z powierzchni Ziemi znikało niemal 90 proc. gatunków). Większość metanu w atmosferze ziemskiej produkowana jest przez krowy i termity. Groźne zmiany klimatyczne też nie są naszą wyłączną zasługą. Ziemia przechodziła wiele kolejnych zlodowaceń (niektóre obejmowały całą powierzchnię planety) i ociepleń, na długo zanim pojawił się człowiek. Jeden wielki wybuch wulkanu, wyrzucając do atmosfery ogromne ilości pyłu, może na lata wpłynąć na klimat bardziej niż wszystkie fabryki na świecie razem wzięte. A i tak o wszystkim decyduje to, co dzieje się z naszym głównym zakładem energetycznym, najbliższą nam gwiazdą - Słońcem.

Oczywiście, nasz sukces ewolucyjny sprawił, że w ostatnim czasie mamy w zmianach środowiska duży udział. Masa ciał wszystkich żyjących ludzi stanowi aż 1/3 procenta całej biomasy na Ziemi!!! Jako pojedynczy gatunek tylko kryl antarktyczny ma większy od nas udział w biomasie - 2/3 procenta. Jednak nie sama liczba ludzi, a ich rozwinięta cywilizacja stanowi problem. Przelatując nad wielkimi obszarami, wszędzie widzimy ślady działalności człowieka.

Rolnictwo przyczyniło się do zmian środowiskowych w większym stopniu niż jakikolwiek inny pojedynczy czynnik. Pamiętajmy o tym, idealizując wiejską sielankę i przeciwstawiając ją "nienaturalnemu" życiu miejskiemu. W takich krajach jak Holandia nie ma jednej piędzi ziemi nieprzetworzonej przez człowieka. W Anglii i Italii lasy wycięto już w starożytności. Duża część zamieszkałego obszaru jest uprawiana. Gatunki roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych powstały sztucznie, drogą selekcji i krzyżowań, na długo przed wynalezieniem inżynierii genetycznej.

Nie ma odwrotu od silnej ingerencji człowieka w środowisko i "czynienia sobie Ziemi poddaną". Bez tego nie mogłoby żyć na niej przeszło sześć miliardów ludzi ani nie mogłaby istnieć cywilizacja, którą tak lubimy i tak się szczycimy.

Rzecz w tym, by uzgodnić, jakie zmiany w przyrodzie są nieuchronne, jakie akceptowalne, jakich należy unikać, a do jakich nie wolno dopuścić. Tytułowy trawnik to też gwałt na naturze, twór człowieka naturę ledwie imitujący - ale jeśli jest w mieście, budzi pozytywne skojarzenia. Miasteczko na włoskim wzgórzu cieszy oczy, klasztor w Starym Folwarku nad Wigrami też, ale komin ciepłowni dominujący w krajobrazie Kotliny Żywieckiej czy banalne domki oblepiające wzgórze, na którym stoi piękne Chełmno, już nie.

I tu właśnie zaczynają się problemy. Żyjemy w świecie antagonistycznym. Ludzie mają różne priorytety, różne podejście do życia, różne systemy wartości. Pomysły na uszanowanie przyrody są stare jak świat. Można je powiązać z wierzeniami religijnymi, jak w przypadku roku sabatowego w judaizmie, specjalnej ochrony miejsc skupienia w taoizmie czy szintoizmie (i nie tylko - przypomnijmy naruszenie świętego gaju przez Wojciecha), czczenia zwierząt w hinduizmie czy buddyzmie, albo z podejściem czysto praktycznym (chęcią zysku), jak np. w przypadku ochrony królewskich łowisk.

Mało kto, przejeżdżając dziś w godzinach szczytu przez Jaktorów na przedmieściach Warszawy, zdaje sobie sprawę, że Zygmunt III Waza w 1597 r. nakazał, by "poddani wsi pomienionej tam, gdzie turowie bywają i pastwiska swoje albo stanowiska mają, bydła swego nie ganiali, a traw na pożytek swój nie kosili ani obracali, gdyż wieś ta nie tak dalece dla dobytków ich, jak dla turów i takiego zwierza wczasu jest posadzona i wolnościami obdarzona". Niestety, nie pomogło. Ostatni tur (samica) zginął w 1627 r.

Idea ochrony przyrody wywodzi się z bardzo wielu źródeł. Choć dziś ekolodzy, zwłaszcza w Polsce, bywają kojarzeni z lewicą, to pionierami byli raczej anarchiści, jak np. Henry David Thoreau (1817-1862), jeden z twórców i teoretyków koncepcji nieposłuszeństwa obywatelskiego, przeciwnik silnego, interweniującego rządu, uznawany za ojca współczesnego ruchu na rzecz środowiska.

Przyroda pada ofiarą sprzecznych interesów. Stany Zjednoczone próbują zmusić Brazylię, by w imię ochrony światowego klimatu zaprzestała wyrębu lasów tropikalnych, ale w imię ochrony miejsc pracy pozwalają na likwidację resztek pierwotnego lasu w stanach Oregon i Waszyngton. Kraje rozwinięte nakłaniają kraje Trzeciego Świata do ograniczenia wzrostu emisji gazów cieplarnianych, ale nalegają na komercjalizację prawa do takiej emisji, by wykorzystując swoją potęgę finansową, zapewnić sobie nieskrępowany rozwój. Przestrzeganie nowoczesnych norm ochrony środowiska rzeczywiście może uniemożliwić krajom dziś ubogim powtórzenie cywilizacyjnego awansu krajów dziś bogatych. Wszystkie wskaźniki dobrobytu (np. długość życia, poziom dochodów, stan zdrowia itd.) są dodatnio skorelowane ze zużyciem energii elektrycznej na głowę mieszkańca, ale, jak mi powiedział znajomy japoński astronom, niedawna ankieta wykazała, że 98 proc. dzieci w Japonii (kraju o jednym z najwyższych wskaźników zużycia prądu na głowę) nigdy w życiu nie widziało na niebie Drogi Mlecznej.

Przy takim poziomie rozwoju technologii i gospodarki większość dylematów związanych z ochroną przyrody ma skomplikowany, techniczny charakter. I tu dochodzimy do kolejnego problemu. W wielu krajach poziom edukacji w dziedzinie nauk ścisłych jest bardzo niski. W Polsce tylko kilka procent studentów studiuje na kierunkach przyrodniczych i technicznych. W takiej sytuacji to zbiorowa histeria, media i demagogiczni politycy, a nie rozumna opinia publiczna, rozstrzygają podstawowe kwestie, np. w sprawie energetyki jądrowej, transportu, planowania przestrzennego.

"Ochrona przyrody" Ewy Symonides, profesora Uniwersytetu Warszawskiego, jest podręcznikiem akademickim. Autorka była Głównym Konserwatorem Przyrody, wiceprzewodniczącą i przewodniczącą Państwowej Rady Ochrony Przyrody, ekspertem do spraw różnorodności biologicznej w Parlamencie Europejskim, członkiem Rady Ekologicznej przy Prezydencie RP, członkiem rad naukowych parków narodowych. Jej książka to dzieło wielowątkowe. Omawia zarówno historię naszej planety i ingerencji człowieka w ekosystem, jak i działań podejmowanych w celu ochrony. Przedstawia zarówno stan dzisiejszy, jak i zagrożenia oraz szanse rozwojowe związane z ochroną przyrody w Polsce. Wyjaśnia prawne aspekty problemu, zwłaszcza związane z porozumieniami międzynarodowymi. Do książki dołączono płytę zawierającą najważniejsze akty prawne obowiązujące w Polsce. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce, by w polskich sporach publicznych przełamać zasadę, że dużo mówią ci, którzy mało wiedzą.

Dla mnie najciekawszy był rozdział dziewiąty, obejmujący historię, stan aktualny, prawne i organizacyjne podstawy ochrony przyrody w Polsce. Bardzo wiele uwagi poświęcono ochronie przyrody, która dotyczy nie tylko obszarów i gatunków szczególnie chronionych, ale stanowi podstawę "zrównoważonego rozwoju gospodarczego". Hasło to przy dobrej woli, rozumnym samoograniczeniu i solidarności społeczeństwa, może pomóc przełamać niepohamowany konsumeryzm rujnujący przyrodę, przezwyciężyć sprzeczności, które rodzi przepaść dzieląca bogatych od biednych, tych, co już mają autostrady, od tych, którzy dopiero wbijają pale w bagna, by je zbudować, tych, którzy rozświetlili niebo tak, że gwiazd nie widać, od tych, którzy dopiero marzą, by "feerią neonów błyszczał mleczny bar".

Amerykański architekt Frank Lloyd Wright (1867-1959), znany ze słynnego Domu Nad Wodospadem w Pensylwanii, napisał w autobiografii: "Żaden dom nigdy nie powinien być budowany na wzgórzu ani na niczym innym. Dom powinien być ze wzgórza. Powinien do niego należeć". Przy innej okazji nawoływał: "Poznawaj przyrodę, kochaj przyrodę, żyj blisko przyrody. Ona nigdy cię nie zawiedzie".

Ewa Symonides, "Ochrona przyrody", Warszawa 2007, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Astrofizyk, w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN pełni funkcję kierownika ośrodka informacji naukowej. Członek Rady Programowej Warszawskiego Festiwalu Nauki. Jego działalność popularyzatorska była nagradzana przez Ministerstwo Nauki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (34/2007)