Nic śmiesznego

Jak można wyśmiać postać tak bezwstydną jak Bartłomiej Misiewicz? Jak kłuć władzę satyrą w sytuacji całkowitego, plemiennego podziału debaty publicznej?

13.02.2017

Czyta się kilka minut

Kabaret Moralnego Niepokoju: Mikołaj Cieślak i Robert Górski w „Uchu prezesa”, styczeń 2017 r. / Fot. youtube.com
Kabaret Moralnego Niepokoju: Mikołaj Cieślak i Robert Górski w „Uchu prezesa”, styczeń 2017 r. / Fot. youtube.com

Późny PRL był doskonałym czasem dla satyry politycznej. Po 1989 r. drogi kabaretu i polityki zaczęły się rozchodzić. Zwłaszcza w telewizji. Przejęcie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015 r. to zmieniło. Po zajęciu Woronicza przez ekipę Jacka Kurskiego, TVP przeżyła istną inwazję sympatyzujących z PiS kabareciarzy.

Ale nie dość tego. W ostatnich tygodniach media ekscytują się internetowym serialem Roberta Górskiego, „Ucho prezesa” – biorącym na komiczny warsztat relacje panujące w centrali rządzącej partii. Natomiast w TVN publiczność gromadzi „Szkło kontaktowe”, czyli „Radio Maryja” dla lemingów.

Najmniej chodzi tu jednak o wywoływanie śmiechu.

Kabarety wyklęte

W ciągu ośmiu lat rządów PO grupa satyryków przeżywających swoje ostatnie triumfy w latach 90. zgromadziła się wokół PiS-u. Brylowali na spotkaniach klubu Ronina, zjazdach organizowanych przez „Gazetę Polską”, udzielali się jako felietoniści w tytułach sympatyzujących z Nowogrodzką.

Szczególnie wyróżniała się trójka muszkieterów prawicowego humoru: Jan Pietrzak, kiedyś lider legendarnego Kabaretu pod Egidą; Marcin Wolski znany z nie mniej legendarnej audycji „60 minut na godzinę” w radiowej Trójce, wreszcie Ryszard Makowski z Kabaretu OT.TO.

Wszyscy mieli poczucie frustracji i odcięcia od masowych mediów. Pietrzak, w lepszych czasach gromadzący tłumy przed telewizorami, wrzucał chałupniczo robione nagrania na YouTube’a, w których atakował Tuska i śpiewał o „drugim Katyniu” w Smoleńsku. Wolski w głośnym, udzielonym już po wygranych przez PiS wyborach, wywiadzie powiedział, że w czasach PO „czuł się jak Żyd w III Rzeszy”.

IV RP nie zapomniała o swoich trefnisiach. Pietrzak i Makowski dostali programy w TVP Warszawa. Wolski w TVP2, której wkrótce został dyrektorem. Ostatnio zasłynął jednak przede wszystkim jako autor „Szopki noworocznej”, wyemitowanej w sylwestra 2016.

Oglądając „Szopkę”, można by pomyśleć, że obcujemy z materiałem napisanym najpóźniej na koniec roku 2015. Dominują takie tematy jak „afera ośmiorniczkowa”, prezydentura Komorowskiego, „ucieczka” Tuska do Brukseli. Pierwsze odniesienie do tego, co działo się w Polsce 2016, pojawia się po trzydziestej minucie.

Satyra lizusowska

Ostatecznie „Szopka” okazuje się zbiorem pretensji i przytyków pod adresem rządów PO – partii opozycyjnej od ponad 13 miesięcy – i wspierającego ją „Salonu”. Te przytyki często są absurdalne (konserwatywny liberał Michnik przedstawiony jako Che Guevara III RP), czasem niesmaczne (Sikorski przedstawiany jako „pan Applebaum”), bardzo rzadko śmieszne.

Po ponad roku „dobrej zmiany” w atakach na obecną opozycję produkcja Wolskiego sprawia wrażenie satyry dworskiej, wręcz lizusowskiej. Zanim Wolski w „Szopce” przyklei Kaczyńskiemu wąsy Piłsudskiego, już mamy poczucie podobnej żenady, jaka towarzyszy lekturze doniesień prasowych o policjantach wycinających konfetti na wizytę ministra.

Ten lizusowski model przejęła cała satyryczna TVP. Realizuje go inny program Wolskiego, „W tyle wizji”, wyraźnie pomyślany jako odpowiedź na „Szkło kontaktowe” TVN-u. Formuła bardzo podobna: dwójka gości lekko i dowcipnie ma komentować wydarzenia dnia. „Szkłu” także można było zarzucić pewną jednostronność. Wiadomo, że program należy do „Polski niePiSowskiej” i nawet gdy ta partia pozostawała w głębokiej opozycji, to była głównym obiektem satyrycznych kpin.

W programie TVP ta jednostronność idzie jednak dużo dalej niż w TVN-ie, a rozrywkowa forma służy przemyceniu wątpliwych ataków na polityków niechętnych obecnej władzy. Dość wspomnieć żart Marcina Wolskiego o „macy miast opłatka”, spożywanej przez okupujących Sejm posłów w trakcie wigilii.
„Szkło” przy pewnej przewidywalności gromadziło zdolnych satyryków. „W tyle wizji” stawia nie na zawodowych komików, lecz na prawicowych publicystów – Łukasza Warzechę, Rafała A. Ziemkiewicza. Owszem, potrafią oni napisać zabawny komentarz, w programie telewizyjnym wypadają jednak słabo, nie czują medium.

Jeszcze większy brak wyczucia telewizji XXI wieku prezentowało „Studio Yayo”. Program Ryszarda Makowskiego nie tylko raził warsztatową nieporadnością. Żarty prowadzących były na tyle żenujące, że audycja na krótko zyskała sobie widownię oglądającą ją ironicznie, jako satyrę tak nieudolną i nieśmieszną, że aż zabawną. „Yayo” już wyleciało z anteny.

„Ucho” nieplemienne

Na tym tle „Ucho prezesa” jawi się jako powiew świeżości. Realizacyjnie wygląda lepiej niż niejeden polski serial – z siermięgą „Yaya” nie ma nawet porównania. Każdy odcinek wprowadza nowych bohaterów – w których bez problemu rozpoznamy postaci ze świecznika władzy – oraz tę samą dwójkę: Prezesa (Górski) i jego totumfackiego, Mariusza (Mikołaj Cieślak). Ten pierwszy, choć jest tylko „szeregowym posłem”, rozstawia po kątach ministrów, ten drugi to typowy przykład gamoniowatego zausznika władcy.

Formuła politycznej komedii, rozgrywającej się w gabinecie za kulisami władzy, przypomina dość odlegle brytyjski serial „Tak, panie ministrze”. Tam komizm polegał głównie na kontraście między idealistycznym zapałem ministra a cynizmem doradzającego mu, doświadczonego funkcjonariusza służby cywilnej. W „Uchu” na kontraście między roztargnieniem i życiowym nierozgarnięciem Prezesa a tym, jak okręca sobie wokół palca najpotężniejsze osoby w państwie.

Trudno powiedzieć, po której stronie podziału PiS–antyPiS sytuuje się „Ucho”. Jedni zobaczą w nim satyrę na „dobrą zmianę”, inni „ocieplanie wizerunku Kaczyńskiego”. Sam prezes PiS-u, jak donoszono, obejrzał dwa pierwsze odcinki i miał dać imprimatur na taką kpinę z siebie.
To, że tak trudno politycznie zlokalizować „Ucho”, jest z pewnością jego zaletą. Problem w tym, że choć kilka dowcipów może wywołać uśmiech, seria średnio śmieszy. Dlaczego? Z dwóch powodów.

Pułapka poprawności

Po pierwsze, wydaje się zbyt poprawna, zbyt mało zakręcona. Bierze informacje pochodzące z gazet, trochę je satyrycznie wyostrza – ale to wszystko. Nie pozwala rozwinąć się szaleństwu komicznej wyobraźni. Najdalej w swobodzie komicznej konfabulacji poszedł jak dotąd obraz Prezydenta Andrzeja, rozstawianego po kątach przez sekretarkę Prezesa, Panią Basię.

Dla porównania, w pierwszym lutowym odcinku „Saturday Night Live” – sztandarowego komicznego programu Stanów – mieliśmy obraz Trumpa manipulowanego przez swojego demonicznego szefa sztabu, Steva’a Bannona. Bannon występuje w kostiumie Szkieletora, Trump, by zmusić prezydenta Meksyku do budowy muru, dzwoni do niego i zaczyna rozmowę od słów: „Gratuluję, wygrał pan rejs dla dwóch osób, potrzebujemy tylko numer karty kredytowej pana kraju”. Taki powiew szaleństwa jest w „Uchu” nie do wyobrażenia.

Drugi powód jest bardziej fundamentalny. Być może „dobrej zmiany” ośmieszyć się po prostu nie da. Problem ten nie dotyczy tylko Polski. Twórcy „South Parku” stwierdzili niedawno, że nie będą parodiowali w swoim serialu Donalda Trumpa – sam jest on bowiem już tak szalony, że cały arsenał komedii zdaje się na nic.

Polityczna satyra, jaką wypracowała XX-wieczna demokracja, zasadzała się na dwóch filarach. Z jednej strony na rozdźwięku między pretensjami postaci władzy – do wzniosłości, powagi, wartości – a tym, jak naprawdę wyglądają sprawujące ją figury. Z drugiej, na istnieniu grupy względnie samodzielnie myślących wyborców, odmawiających wejścia w plemienny podział polityczny.

Jak można wyśmiać postać władzy tak bezwstydną jak Trump czy Misiewicz? Jak kłuć władzę śmiechem w sytuacji całkowitego, plemiennego podziału debaty publicznej? Wyborców Trumpa nie przekonają żarty „SNL”. Nikogo, poza najtwardszym elektoratem PiS-u, nie porwą ataki na opozycję z „Szopki” Wolskiego. „Ucho” przełamuje trochę plemienne podziały, ale wątły uśmiech, który wywołuje, nie ma oczyszczającego, katartycznego efektu. Polityczny układ, który wyłonił się w ciągu ostatnich dwóch lat (także poza Polską), tylko pozornie daje łatwy chleb satyrykom. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2017