Nazistowska międzynarodówka

Drezno, ciągle Drezno. Od wielu lat, każdego 13 lutego, stolica Saksonii staje się poligonem dla skrajnej prawicy. Także w minioną sobotę, w 65. rocznicę zniszczenia miasta przez alianckie bomby, 6000 ekstremistów chciało zainscenizować tu swój makabryczny marsz żałobny. Bezskutecznie.

16.02.2010

Czyta się kilka minut

W minionych latach prawicowym ekstremistom zwykle udawało się sformować swój pochód; czasem udawało im się dotrzeć do centrum miasta, gdzie tradycyjnie każdego 13 lutego, od kilkudziesięciu już lat (także jeszcze za czasów komunistycznej NRD), mieszkańcy wspominają to, co spotkało ich miasto w 1945 r.

Drezdeński rytuał

Jednak w tym roku neonaziści nawet nie ruszyli z miejsca. Kontrdemonstranci, czyli może tysiąc członków grup lewackich (zwanych "Antifa"), występujących pod hasłem "Drezno wolne od nazistów", zatrzymało pochód, zanim ten się zaczął: na wiele godzin zablokowali dojścia do miejsca zbiórki neonazistów przy dworcu Dresden-Neustadt. Siły policyjne, choć potężne - z wozami pancernymi, armatkami wodnymi i helikopterami - miały kłopoty z rozdzieleniem obu grup, tak aby zapobiec zapowiadającej się regularnej bitwie ulicznej.

Gwałtowne starcia neonazistów z lewakami - jedni i drudzy są w Niemczech marginesem - przy takich okazjach to swoisty rytuał. Gdy przy dworcu Neustadt trwały przepychanki, dalej, w centrum, pokojowo demonstrowało kilkanaście tysięcy drezdeńczyków - w opozycji do haseł neonazistów i do metod "Antify". Ludzki łańcuch ciągnął się wokół Nowej Synagogi, pod ratuszem i na rynku Starego Miasta, jako symboliczna zapora przeciw tym, którzy nie wyciągnęli lekcji z historii. "Uczyńmy z Drezna pokojową i otwartą na świat twierdzę przeciw nietolerancji i głupocie" - tak burmistrz Helma Orosz zapraszała mieszkańców na obchody 65. rocznicy zniszczenia Drezna.

Podczas nalotów 13 i 14 lutego 1945 r. - brały w nich udział bombowce brytyjskie, amerykańskie i polskie, startujące z Wielkiej Brytanii - zginęło 25 tys. ludzi, a większość barokowego miasta została zrównana z ziemią.

"Łyse pały" i konserwatyści

W minionych latach neonazistowskie marsze w Dreźnie organizowała Narodowodemokratyczna Partia Niemiec - formacja niewielka, ale legalna, mająca reprezentację w saksońskim landtagu. Na transparentach NPD mowa była o "alianckim Holokauście"; skrajna prawica chętnie powtarzała też fantastyczne liczby zabitych w nalocie (dawno obalone przez historyków). Wspomagało ją założone niedawno Młode Wschodnioniemieckie Ziomkostwo i członkowie różnych grup jawnie neonazistowskich. W tym roku przybyli oni do Drezna nie tylko z Niemiec, ale też ze Szwecji, Francji, Węgier i Słowacji. Reprezentowane było również czeskie ugrupowanie antysemickie Narodni Odpor (Narodowy Ruch Oporu).

Jednym z celów europejskiej skrajnej prawicy jest historyczny rewizjonizm. Gdy mowa o II wojnie światowej, chce ona odwrócić kwestię winy: nie Niemcy (albo nie tylko Niemcy) mają ponosić winę za wojnę i jej zbrodnie, ale ówcześni przeciwnicy - Brytyjczycy, Amerykanie, Francuzi, Polacy. Organizator tegorocznego (nieudanego) marszu, Młode Wschodnioniemieckie Ziomkostwo, rekrutuje się głównie ze skrajnie prawicowych stowarzyszeń studenckich (Burschenschaften) z Niemiec i Austrii. Chętnych werbują, oferując letnie obozy namiotowe i "podróże na okupowane ziemie niemieckie: Prusy Wschodnie i Dolny Śląsk".

Jednak nie tylko "brunatne łyse pały", jak zwani są wygoleni młodzieńcy z NPD, próbują wykorzystać instrumentalnie Drezno dla swej propagandy. Także poważna prasa prawicowo-konserwatywna zajęła się 65. rocznicą nalotu. Przykładowo, konserwatywny tygodnik "Junge Freiheit" domagał się, by 13 lutego ogłoszono narodowym dniem pamięci - podobnie jak 27 stycznia, rocznicę wyzwolenia Auschwitz i dzień pamięci o Holokauście. "Oczywistość, z jaką czci się ofiary wojen, czystek etnicznych i nalotów, przestaje mieć w Niemczech zastosowanie, gdy tymi ofiarami są Niemcy" - pisze "Junge Freiheit". - "Wykorzystując ofiary nalotu na Drezno do »walki z prawicą« bądź też sabotując w Berlinie upamiętnienie ofiar wypędzenia, demokratyczne społeczeństwo łamie podstawowe standardy cywilizacyjne".

W podobne tony uderza nowe pismo konserwatywne: miesięcznik "Zuerst!", ukazujący się od początku tego roku: "Nawet w 65 lat po katastrofie z roku 1945 oficjalne Drezno nie wykazuje woli, aby godnie upamiętnić ofiary bombowego terroru w wydaniu aliantów".

Świece pod Frauenkirche

Autorzy obu tych komentarzy mylą się - albo świadomie kłamią. Pokojowy protest kilkunastu tysięcy drezdeńczyków przeciw skrajnej prawicy był mocnym sygnałem ze strony demokratycznego społeczeństwa, jak można pamiętać - także o własnych ofiarach II wojny.

Jednym z tych, którzy przeżyli w Dreźnie tamten 13 lutego, jest Götz Bergander. Miał wtedy 18 lat. Bergander, dziś dziennikarz i autor książki "Dresden im Luftkrieg" (uważanej za jedną z lepszych prac o nalocie z 1945 r.), jest oburzony sposobem, w jaki skrajna prawica instrumentalizuje jego rodzinne miasto. - Trudno mi pojąć, że tak wielu młodych ludzi podziela tak skrajne poglądy - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem".

W Niemczech są inne miasta, np. Hamburg, które podczas wojny zostały bardziej zniszczone i gdzie zginęło więcej cywilów, do których jednak nie przylega mit ofiary, jak do Drezna. - Zniszczenie Drezna w ciągu jednej tylko nocy - tłumaczy Bergander ten mechanizm - przekraczało swoją gwałtownością i rozmiarem dotychczasowe naloty na Niemcy. Już w 1945 r. przedstawiano to tak, że Drezno zostało zniszczone bez sensu, tuż przed końcem wojny. Dlatego z czasem ukształtował się mit miasta-ofiary. Nie służy to pojednaniu z innymi narodami. A poza tym, pamiętając o nalocie na Drezno, trzeba pamiętać o ciągu przyczynowo-skutkowym: kto zasiał wtedy wiatr, ten zebrał burzę.

Właśnie to chcieli zademonstrować mieszkańcy, którzy w tę niespokojną sobotę zebrali się około godziny 22 - wtedy 65 lat temu zaczął się nalot - przed odbudowanym kościołem Frauenkirche, symbolem Drezna, ze świecami w dłoniach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2010