Nasze (podczas wakacji) morze

Dom Pracy Twórczej PAN w Juracie znam od 1971 r. Wtedy, gdy padał deszcz, wewnątrz było czuć szambo. Teraz wszystko jest inaczej: pokoje przebudowane, obsługa elegancka, pod krawatem, wychodząca gościom naprzeciw. Przy wejściu kawa i herbata gratis. Oczywiście drogo jak licho.

12.09.2004

Czyta się kilka minut

Wspomnieniem po komunizmie jest niezniszczalna nazwa “Dom Pracy Twórczej", choć nikt tam niczego nie tworzy. Nie zauważyłem nawet, by w przerwach między plażowaniem ktoś przeglądał wyłożone przy recepcji wydawnictwo PAN “Działalność naukowa. Wybrane zagadnienia" (zadbano o numer najaktualniejszy, z czerwca 2004 r.!). Inna sprawa, że nie zauważyłem, by w ogóle ktokolwiek kiedykolwiek je przeglądał.

Nazwy DPT zaczęto używać dla tego typu domów w czasach stalinowskich. Inżynierowie dusz ludzkich nie mogli przecież przestać tworzyć nawet po powrocie z plaży. Skądinąd taka kwalifikacja ułatwiała zdobycie większych przydziałów żywnościowych (to nie odpoczynek, to tworzenie!). Szybko rozpowszechniła się więc także na domy służące nie tylko artystom. Gdzie zresztą jest powiedziane, że tworzenie musi być powiązane akurat z pisarstwem lub innym artyzmem? Na zdrowy rozum można przyjąć, że podczas wakacji, wśród odpoczywających młodych par, pewna liczba dzieci została w takich domach poczęta. Czyż istnieje zaś bardziej twórczy akt od stworzenia nowego człowieka?

***

W Juracie jest porządniej niż dawniej. Można zjeść, niekiedy nawet smacznie. Personelom restauracji czy sklepów zależy na klientach. Moje pokolenie już pewno zawsze będzie patrzeć z entuzjazmem i podziwem na sytuację, w której po serek na śniadanie można wybiec do sklepu obok; że w ogóle w miejscowości wakacyjnej można nie myśleć, gdzie się zje obiad (tam, gdzie akurat się będzie i gdzie się spodoba). Gdyby jeszcze to wszystko było trochę tańsze!

***

Na deptaku w Juracie znudzony wąż oczekuje na turystów, którzy zechcą się z nim sfotografować. W odróżnieniu od zakopiańskiego niedźwiedzia jest prawdziwy. W Jastarni pająki z Ameryki Południowej zaświadczają trwałą przyjaźń polsko-latynoską. W Helu ze specyficzną gracją pokazują się foki. One przynajmniej są sympatyczne.

***

Jak nie było szlabanu w Juracie, w miejscu, gdzie tłumy ludzi idąc na plażę przekraczają linię kolejową, tak nadal go nie ma. W zakresie toalet zmiana jest natomiast radykalna: są - i to na ogół czyste.

***

W porównaniu z dawnymi czasami na plażach nie ma wiklinowych koszy, które się wynajmowało - ale które, zwłaszcza pod wieczór, można było zająć “na dziko". Dziś na ich miejscu pojawiły się restauracje, bary i masa plastikowego sprzętu. Przy wejściu można otrzymać reklamowe próbki olejków do opalania, środków na oparzenia i różnych kosmetyków. W tłoczną niedzielę bardzo młoda dziewuszka w wyraźnie skąpym kostiumie kąpielowym rozdaje panom reklamy prezerwatyw: druk “Partii Bezpiecznego Członka" (po przystąpieniu można zamawiać produkt pocztą, z gwarancją dyskrecji). Z drukiem otrzymuje się jeden egzemplarz produktu - do wypróbowania. Grupa chłopców z kolonii ze śmiechem zachowuje próbki. Realistycznie do życia podchodząc, może lepiej tak niż w ogóle?

Prawie zniknęli wczasowicze z zagranicy. Kiedyś było ich mnóstwo, zwłaszcza z bratniej Czechosłowacji. Największą zmianą jest jednak dostępność całej plaży w dzień i w nocy. Już nikt jej wieczorem nie bronuje. Po płocie, odgradzającym kiedyś zatłoczoną część publiczną od uznanej za teren wojskowy, pozostały jedynie resztki słupków - nie wiadomo zresztą dlaczego nie usuniętych. Woda w Bałtyku jest wciąż zimna jak za komunizmu.

***

W Juracie sklep z ubraniami z lnu udekorowano w stylu retro. Wśród elementów wystroju pomieszczono: dwa cylindry, wielką walizę z okresu międzywojennego, podstawę do nożnej maszyny do szycia, starą kasę na korbkę, bardzo stare radio oraz stary aparat telefoniczny (za mojego dzieciństwa jeszcze takie istniały, ale już wtedy były uważane za stare).

Wystrój “retro" sklepów musi być na Pomorzu modny. W menu kawiarni w Jastarni wmontowano dawne pocztówki z tej miejscowości. W winiarni w Juracie jego pierwszą stronę stanowią reprodukcje udziałów Uzdrowiska Jurata (oczywiście z Międzywojnia).

***

Radio Gdynia wybrane audycje nadaje po kaszubsku. Na granicy powiatu puckiego kaszubska nazwa na tablicy sąsiaduje z polską. W Jastarni nazwy ulic także wypisane są po polsku i kaszubsku. W Helu, przy głównej ulicy, istnieje centrum kultury kaszubskiej z książkami, pamiątkami, miejscowymi produktami spożywczymi. Sporo dawnych domów przekształcono w restauracje. W ten sposób, nareszcie, elementy tradycji stały się użyteczne, generując środki na swoje utrzymanie.

***

Na latarni morskiej w Helu umieszczono tabliczkę z jej historią. Zostało tam m.in. napisane, że polscy obrońcy zniszczyli latarnię we wrześniu 1939 r., a następnie odbudowano ją (to bezosobowo) w 1942 r. Nie wspomniano, że odbudowali ją Niemcy - choć przecież można byłoby napisać, zgodnie z prawdą, że uczynili to jako agresorzy i w swoich celach.

Cypel półwyspu od przedwojnia do bardzo niedawna należał do wojska. W swoim czasie zlokalizowano tam baterię artylerii nadbrzeżnej. Teraz teren można oglądać. Przy poszczególnych obiektach umieszczono nawet tabliczki z informacjami, co było czym. Jakież to wszystko jest jednak zaniedbane! Obiekty niszczeją, a podziemia budowli są zalane wodą, zapaskudzone i zaśmiecone. Całość sprawia wrażenie, jakby nikt o to nie dbał. W podręcznikach szkolnych mówi się o obronie Helu, w miasteczku wystawiono nawet pomnik obrońcom, w kraju istnieje kult obrony 1939 r., a na cyplu - jeden wielki śmietnik. Przecież można by tam zrobić piękny skansen historyczny; otwarcie bramy to za mało, choć, oczywiście, to trzeba też docenić, skoro jeszcze niedawno dostęp do samego miasta Hel był utrudniony!

***

W Pucku niewiele się zmieniło. Domy, podwórka i ulice wciąż w złym stanie, a podstawowym łącznikiem cywilizacyjnym ze współczesnością zdają się być towary w sklepach czy na targu - takie same, jak w całej Polsce, czy na całym świecie. W kawiarence internetowej chłopcy mówią językiem rynsztoka.

Turystycznie miasteczko jest wykorzystane minimalnie. Istnieje informacja turystyczna, gdzie na pytanie o drogę pracownik odpowiada tak, jak gdybym znał Puck (“No wie Pan, tamtą ulicą... No wie Pan, od dworca..."). Jedna restauracja, smażalnia ryb, jest stylizowana na miejscową: z kaszubskimi napisami, lokalną dekoracją i sprzedażą folklorystycznych pamiątek obok. Urządzono ją jednak w prymitywnym baraku i pod jakimiś tymczasowymi daszkami. Na tyle zręcznie jednak, że prowizorka pozasłaniana rybackimi sieciami nie razi.

***

W puckim porcie jest miejsce pamięci poświęcone dokonanemu przez gen. Józefa Hallera aktowi zaślubin Polski z morzem (dokładniej: aktowi zaślubin z morzem za pośrednictwem zatoki). Podstawowym elementem miejsca jest drewniany, modelowany słupek. Trudno powiedzieć, czy to ten sam od chwili ustawienia. Raczej wątpliwe, ale napis utrzymany został w wersji oryginalnej: “Roku Pańskiego 1920. 10 lutego Wojsko Polskie z generałem Józefem Hallerem na czele objęło w wieczyste posiadanie polskie morze".

Ze słupka wyrasta narodowa flaga. Na jego betonowej podstawie nabito metalową datę “10 luty 1920" oraz kółko, wyobrażające ów pierścień, który generał wrzucił do wody. Na słupku jest i nowsza tabliczka: “Z tego miejsca w 65. rocznicę zaślubin ksiądz kardynał JÓZEF GLEMP Prymas Polski błogosławił POLSKIE MORZE, Puck 10 luty 1985".

Obok położono głaz, ufundowany przez Marynarkę Wojenną w 75. rocznicę zaślubin, z napisem: “Dekretem z dnia 25 II 1567 król Zygmunt August uczynił miasto Puck bazą królewskiej floty kaperskiej i pierwszym portem wojennym Rzeczypospolitej". Jako kolejny dowód pamięci zbudowano pomnik gen. Hallera, dłuta Stanisława Szwechowicza. Rzeźba nosi datę 2002 r. Z boku umieszczono tabliczkę zaświadczającą, że ufundowano ją ze środków prywatnych.

Kult utrwala więc systematyczne dokładanie, bądź dostawianie, czegoś nowego na dawnym miejscu. O to idzie nawet bardziej niż o konserwację historycznego słupka, z którego nieco obłazi farba, a i pajęczyna też się zaczaiła miejscami. To tak, jak nieustające dodawanie materialnych wyrazów kultu w kościołach świadczy o jego trwaniu i sile. W kulcie generała nie przewidziano miejsca na informację o jego negatywnej postawie wobec mniejszości narodowych. Czy tylko dlatego, że trudno ją ryć w kamieniu?

Gdy stałem z rodziną obok puckich pomników, jakaś matka, równie jak my przyjezdna, tłumaczyła dziecku: “To jest polskie morze. Nigdy nie oddamy tego wybrzeża". Rzeczywiście, takie jest pierwotne przesłanie tego miejsca. Skąd jednak dzisiaj myśl, że w ogóle mielibyśmy oddać? Czy daje o sobie znać klisza myślowa, czy jednak nurtujący niepokój, może wzmocniony przez wejście Polski do UE lub wręcz ostatnio nagłaśnianą postawę niemieckiego Związku Wypędzonych?

Prof. MARCIN KULA (ur. 1943) jest historykiem; wykłada na Uniwersytecie Warszawskim oraz w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego. W 2004 r. wydał: “Między przeszłością a przyszłością. O pamięci, zapominaniu i przewidywaniu" (PTPN), “Uparta sprawa" (Universitas) i “Krótki raport o użytkowaniu historii" (PWN).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2004