Nasza idolka Aitana, czyli horror hipernormalności

Sensacyjna wiadomość o wirtualnej modelce z Hiszpanii okazała się piętrową fikcją. A jednak dotknęła czegoś bardzo realnego.

30.01.2024

Czyta się kilka minut

Olga Drenda - Felieton w "Tygodniku Powszechnym"
Balony - to w nie dajemy się zrobić.

W dziedzinie robienia w balona człowiek wciąż zdecydowanie wygrywa z maszyną, i to nawet wtedy, gdy mowa o bujdach dotyczących bytów cyfrowych. Oto sensacyjna wiadomość o wirtualnej modelce z Hiszpanii, która jakiś czas temu przemknęła również przez polskie media, okazała się piętrową fikcją. Wygenerowana przy pomocy kombinacji modeli generatywnej sztucznej inteligencji i programów graficznych postać o imieniu Aitana miała zarabiać tysiące euro i być chętnie angażowana do kontraktów reklamowych przez hiszpańskie firmy. 

Autorzy tego pomysłu z agencji The Clueless twierdzili, że zatrudnienie wirtualnej influencerki nie tylko opłaca się im samym, ale też klientom, którzy nie muszą się martwić o potencjalnie trudne negocjacje. Problem w tym, że nie ma dowodów na „współpracę” modelki z jakimikolwiek markami ani na jej rzekome zarobki, a sama agencja najwyraźniej powstała chwilę przed wypuszczeniem rewolucyjnego newsa. Obawiamy się – niebezpodstawnie – że dzięki nowym rozwiązaniom technologicznym wejdziemy na nowy poziom dezinformacji, a woda w naszych mózgach jeszcze bardziej się rozrzedzi – wygląda jednak na to, że najprostsze sposoby, jak zaryzykowanie puszczenia dość bezczelnej plotki, licząc na to, że nikt tego nie sprawdzi, tylko poda dalej, wciąż działają najskuteczniej, jak metoda na wnuczka.

Zapewne wiadomość o sukcesach „lepszej niż prawdziwa” influencerki miała budzić szok i przerażenie, wywołać katastroficzne myśli w rodzaju „co my teraz zrobimy”. Niewykluczone, że kiedyś faktycznie doczekamy się masowo generowanych „twarzy marki”, ale jest coś ciekawego w tym, że jak na razie trzeba na ten temat nakłamać, bo rzekomej gwiazdy jednak nikt nie zaangażował (nie licząc może specyficznej grupy fanów wirtualnej erotyki, którzy bawią się w generowanie rozebranych zdjęć Aitany, ale akurat w tych zakątkach internetu można spodziewać się wszystkiego). O czym to świadczy? Może o tym, że kupujemy fikcję tak długo, jak wiemy, że jest fikcją, że sztuczne jest OK, o ile nie stara się być lepsze od naturalnego. Stworzenie udanej maskotki marki czy wirtualnego idola czasem się udaje – pamiętamy karierę grupy Gorillaz, Crazy Froga czy Małego Głoda. Wszystkie te postacie były jednak ostentacyjnie fikcyjne, podobnie jak wirtualne youtuberki, które nie próbują udawać realności – są po prostu narysowane w 2D. 

Tymczasem postacie takie jak Aitana starają się być upiornie normalne, hipernormalne. Rysy i miny wzorowane na najpopularniejszych gwiazdach internetu, jak szalenie bogata influencerka Kylie Jenner; najbezpieczniejsze, wzięte ze środka średniej półki zainteresowania, jak podróże czy zdrowy styl życia; frazesowe, generyczne wypowiedzi. Tak powstaje postać idealnie pozbawiona właściwości, choć w zamierzeniu ma składać się z wszystkiego, co najbardziej lubiane i popularne. Ta normalność do sześcianu sprawia, że po plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz.

Jest coś jeszcze. Gdy przyjrzymy się nawet najbardziej udatnie imitującym fotografię pracom wygenerowanym w Stable Diffusion czy Midjourney, możliwe, że poczujemy coś delikatnie niewygodnego, a może nawet cień wrogości. Aż głupio mi, że nie znajduję na określenie przyczyny tego uczucia słów innych niż te rodem z kiczowatej, sztambuchowej poezji dla fanów rocka gotyckiego, w rodzaju „martwe, puste spojrzenie”. Ale wygląda na to, że jeśli chodzi o tę minimalną różnicę w rozmieszczeniu świadczących o życiu blików w oku, żadna technologia na razie nie jest w stanie opanować tej sztuki wiernie. Efekt zawsze jest zbyt lalczyny, trupi.

Oczywiście żywi ludzie wciąż starają się „usztucznić”, a przy pomocy coraz dostępniejszych i tańszych zabiegów urodowych, pozwalających na dość mocną interwencję w twarz, upodabniają się do siebie, więc być może kiedyś dokona się zatarcie różnicy. Na razie jednak modelki AI patrzą na nas jak złośliwe karykatury, parodie naszych makijażowych i fryzjerskich wysiłków. To sprawia, że zamiast traktować je jak idolki, możemy zacząć je nienawidzić – i jestem w stanie wyobrazić sobie dystopijny scenariusz, w którym zamiast kupować promowane przez nie produkty, kupujemy bilety na wirtualne egzekucje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Horror hipernormalności