Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tym roku uroczystość odbyła się w Gdańsku według zwyczajowego scenariusza: Msza św., a potem kwiaty pod krzyżami przy stoczni. Tyle że - o czym wiedzieliśmy już od kilku dni - bez udziału przywódcy strajku, podpisującego porozumienia imieniem właśnie powstającej Solidarności. Lech Wałęsa, od pewnego czasu coraz bardziej bezwzględnie atakowany (ostatnio wyeliminowany z katalogu pokrzywdzonych, tworzonego przez IPN), zapowiedział, że kwiaty złoży sam, dzień wcześniej, bo ze zwalczającymi go i zniesławiającymi występować razem nie będzie. I faktycznie: tak było. Z samych obchodów pokazano nam zresztą jakby wstydliwie sekundowe migawki, choć udział wzięli i prezydent RP, i przewodniczący "S". Serwisy telewizyjne, przynajmniej w pierwszych godzinach, zajęły się z dziwnym zapałem "wydarzeniami" tak ważnymi, jak zamknięcie sezonu letniego w Krynicy Morskiej czy bicie rekordów tańca na Rynku krakowskim...
To pewnie ze wstydu. Naszego wspólnego wstydu. Tych, co uczestniczyli w świętowaniu rocznicy zwycięstwa mądrego porozumienia, a jeszcze dwa dni wcześniej palili kukłę premiera w spektakularnym proteście przeciw "pozornym rozmowom" w komisji trójstronnej. Autorytetów duchowych, które zgodziły się z faktem, że zabraknie tak podle skrzywdzonego głównego bohatera historycznych wydarzeń także i przed ołtarzem Bożym. Milcząco przystających na zgodę fałszowania historii, rzekomo nakazanego przez niefortunną ustawę, tak jakby fakt represjonowania m.in. Wałęsy (a nie tylko jego nazwiska zabrakło w "katalogu represjonowanych") nie był od zawsze znany, sprawdzony i potwierdzony. Niepotrafiących upomnieć się jednoznacznie o to zmarnowane dobro wielkiego wspólnego przeżycia, jakie należało się ludziom właśnie w tę rocznicę dotąd niemarnowaną, nietrwonioną.
O. Maciej Zięba, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, wyraża przekonanie, że "nuta solidarności jako pewien ideał (...) rozbrzmiewa nadal w wielu ludzkich sercach" ("Gość Niedzielny" z 24 sierpnia). Ale Ireneusz Krzemiński, socjolog, w eseju "Zawiść i niemoc" ("Dziennik" z 30-31 sierpnia) konstatuje: "w Polsce praktycznie przestało istnieć poczucie wspólnoty". Kto zdaje się mieć więcej racji?