Namawianie ludzi do myślenia uznano za zbędne, bo męczące

Zideologizowana walka o dobre samopoczucie polskich wyborców od lat przynosi skutki co najmniej opłakane.

28.08.2023

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA

Każdy – jak tu ponuro siedzimy – przyzna, że pytania, na które naród ma odpowiedzieć w październikowym referendum, skłaniają do tzw. refleksji i zadumy nad pochodzeniem Polaka. Oto nikt – pochylając się nad treścią, formą, celem i sensem owych pytań – nie może mieć stuprocentowej pewności, że Polacy pochodzą od małp człekokształtnych (­Hominidae). Pytania referendalne stawiają nas w bezcieniowym świetle lamp medycznych, a zaawansowane mikroskopy, skierowane na szeroko pojętą umysłowość polską, niepokojąco ostrzą swe systemy optyczne. Tak, to niepokojące i krępujące, znalezienie się bowiem w centrum globalnej dyskusji na temat ewolucji ssaków może mieć nieobliczalne, wręcz nieszczęśliwe dla naszej godności skutki. Już ma – wystarczy przerzucić komentarze zagranicznej prasy, haniebnie sugerujące, że z cech Homo sapiens pozostała nam wyłącznie dwunożność.

Oczywiście analizy i oceny zagraniczne dla administrujących obecnie Polską nie mają znaczenia, co wielu rodakom się ogromnie podoba. Trzeba jednak przyznać, że realizacja przez polskie państwo, detal po detalu i w realu, przedstawienia pt. „Ubu król” – utworu francuskiego dramaturga Alfreda Jarry’ego – robi wrażenie. Na jednych słabsze, na innych duże i dobre. W ogóle – popatrzmy – dobre samopoczucie wydaje się dziś najważniejszym uczuciem bądź, jak kto woli, emocją.

Zideologizowana walka o dobre samopoczucie polskich wyborców od lat przynosi skutki co najmniej opłakane. Namawianie ludzi do myślenia uznano za zbędne, bo męczące i traumatyzujące. Lepiej czuć się dobrze niż niedobrze. Ta piękna i prosta myśl wiedzie nas ku różowej przyszłości – jak, nie przymierzając, kieliszek najpopularniejszego narkotyku świata. Takeśmy się tu rozgadali o niczym, że – popatrzmy – może nam nie wystarczyć miejsca na rzeczy arcyważne.

Ludziom czytającym wyłącznie, ale nieuważnie, poważne gazety umknęła zapewne dominująca uwagę polskiej opinii publicznej sprawa pewnej jakby aktorki celebrującej. W największym skrócie – ta pani zmyśliła swą zagraniczną karierę, co wynika z badań przeprowadzonych przez pana sprawdzającego jej przeszłość. Panuje z tego powodu tzw. szok i niedowierzanie. Blisko trzygodzinny film demaskujący panią obejrzało już ponad siedem milionów wstrząśniętych widzów. W sprawie owej kobiety gwarzą ludzie poważni i niepoważni, na łamach poważnych i niepoważnych. Słowem, można powiedzieć, że sprawą tej aktorki żyje cała Polska. Nie bardzo wiadomo, czy wszystko razem to dla celebrytki dobrze czy źle. Nie jesteśmy bowiem aż tak pewni jej umysłowości, marzeń i celów ani zorientowani w dzisiejszości świata tego, by mieć na ten temat solidną opinię. O sprawie piszemy, gdyż nasz dobrze naoliwiony aparat zajmujący się kojarzeniem zasygnalizował nam pewną zasadniczą zbieżność, by nie rzec – bliźniaczość.

Otóż czytając powszechnie dostępne, oparte na tzw. faktach teksty poświęcone życiu i pracy J. Kaczyńskiego, obecnie wicepremiera RP, mamy wrażenie, że ów polityk również zasługuje na rzetelnie skadrowany, trzygodzinny dokument filmowy, wyposażony w aparat badawczy, zgrabny podkład muzyczny i aksamitny głos popularnego lektora. Bite trzy godziny to jednak mało, ponieważ – wydaje się nam – można by nakręcić od razu trzy trzygodzinne części, które z wypiekami obejrzałoby rekordowo wielu widzów, więcej niż zobaczyło film „Krzyżacy”. Stop! To marzenie natychmiast obnaża nasze oderwanie od rzeczywistości. Pokazuje, że jesteśmy bardzo naiwni, że brak nam elementarnego zmysłu przedsiębiorczości, wyczucia rynku i czucia ekranizacji. Mniemanie, że dużą publiczność zainteresować może zbadanie niejasności bądź nieścisłości w życiorysie człowieka i ludzi z jego otoczenia decydujących o życiu milionów obywateli, jest chorą fantazją. Zaiste, każdy producent, któremu przedstawilibyśmy podobny zamysł, wysłałby nas na Marsa, co, nawiasem mówiąc, przyjęlibyśmy z wdzięcznością, wiele bowiem wskazuje, że wciąż nie ma tam okręgowej komisji wyborczej ani żadnej polskiej urny.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Na Marsa!