Nakrapiane piękno

Od dwustu do ośmiuset pestek kryje w swojej słodkiej czeluści przeciętny arbuz – a raczej krył, bo są poważne szanse, że ten, który kupiliście na upalny wieczór, jest już okazem jednej z nowszych odmian bezpestkowych.

05.07.2021

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Wstyd podawać takie niechlujne dane, ale nic więcej nie znalazłem w dostępnych w sieci bazach. Niestety, nie miałem w ostatnich dniach dość czasu, żeby nabyć kilka arbuzów, rozpruć je, część zjeść, część przerobić na lemoniadę, a część rozdać dzieciom na podwórku (to figura retoryczna, w tych czasach nie ma dzieci na podwórkach), po czym skrupulatnie policzyć czarne punkciki pozostałe w kałużach lepkiego różowego soku.

Każdy i każda z nas, gdy wyciąga z pamięci jedno z najmilszych skojarzeń z letnią rozkoszą, i tak powie bez liczenia: pestek jest mnóstwo. Rozmaite są strategie radzenia sobie z nimi: można dłubać elegancko czubkiem noża, można bokiem noża zdrapać widoczną na przekroju część pestek, a resztę dyskretnie wypluć. Można też się nie przejmować wcale i połykać, co poleca autor waszej ulubionej rubryczki. Po co mamy narzucać jakieś wędzidła naszej łapczywości, która wielce konweniuje z tym owocem? Jedyny argument, żeby jakoś je oddzielić, to ten, że po uprażeniu są nie tylko całkiem smaczne, ale i bogate w białko, magnez i inne ważne składniki niezbędne dla zdrowia, szczęścia, pomyślności.

Tyle że może być coraz trudniej sobie to zorganizować w domu. W Ameryce już 90 proc. arbuzów na rynku to odmiany bezpestkowe, Europa prędko za tym trendem nadąża. Lubimy jeść niekłopotliwie. Jeśli chodzi o owoce, to bardzo sobie chwalę postęp w kwestii zmniejszenia gniazd nasiennych pomidorów (tak, pomidor to owoc, nie tylko w brukselskich tabelkach), a teraz czekam, aż ktoś wynajdzie sposób na moją ukochaną opuncję bez kolców. W sklepach, co prawda, można dostać ją z poobcinanymi kępkami igieł na skórce, lecz to nigdy nie udaje się na sto procent, można się naprawdę przykro pokłuć.

Ale są takie momenty, kiedy wczytując się w szczegóły manipulacji hodowlanych człowiek się zastanawia, czy zawsze warto bawić się w ucznia czarnoksiężnika. Arbuzy bezpestkowe to zasługa kolchicyny, silnej trucizny, która upośledza segregację chromosomów podczas podziału komórki, przez co powstaje np. arbuz mający trzy zamiast dwóch zestawów tychże chromosomów. Brzmi groźnie, na pierwszy rzut oka kojarzy się np. z trisomią, ale wśród roślin takie zjawisko występuje dość często – w każdym razie efektem tej komórkowej, wywołanej na życzenie człowieka demolki jest bezpłodny arbuz, który kryje w miąższu tylko niewielkie, słabo widoczne białe nibynasionka. Smaku nie powinno to w żaden sposób naruszać.

Z drugiej strony jednak wiadomo, że człowiek je nie tylko żuchwą, ale i oczami. Przekonali się o tym piarowcy amerykańskiego stowarzyszenia hodowców arbuza. Weszli w alians ze studiem Pixar, aby skorzystać promocyjnie z wylansowanego właśnie animowanego filmu „Luca”. Opowiedziana tam historyjka osadzona we Włoszech połowy zeszłego wieku jest oczywiście zlepkiem stereotypów bella Italia, a więc jej bohaterowie zajadają arbuzy. Hodowcy promujący na co dzień odmiany bezpestkowe musieli się pogodzić z tym, że wszystkie widoczne w filmie kawałki owocu są wyraźnie nakrapiane na czarno. Tak jest po prostu ładniej, nasz mózg reaguje ślinotokiem. A przy okazji zgodnie z prawdą i idealnym wzorcem. Platon już coś o tym pisał, ale nie czuję się na siłach brnąć w te rejony, nie zdążyłem się zapisać na kursy, kiedy Lenin zachęcał kucharzy do studiowania filozofii.

Z pewnością jednak Platona musieli czytać norwescy posłowie, którzy uchwalili przepis, by każdy reklamodawca miał obowiązek informowania, jeśli użyte przez niego zdjęcie ludzkiego ciała zostało jakkolwiek przerobione: chodzi nie tylko o wyszczuplenie czy uwypuklenie ust, piersi lub pośladków, ale nawet o zmianę faktury skóry. Dotyczy to także instagramowych influencerów, o ile ich post jest sponsorowany (czytaj: prawie zawsze, tam nie ma nic za darmo). News przemknął przez dalekie strony gazet i marginesy stron portali – a w porządku wartości i ważności wydaje mi się co najmniej wiadomością tygodnia. Nie tylko dlatego, że może mieć dobre skutki dla psychiki kobiet sterroryzowanych chorymi kanonami urody. Ale też dla samego świadectwa, że piękne jest to, co prawdziwe. Choćby przyszło do nas nakrapiane setką czarnych plamek. ©℗

Na stronie stowarzyszenia hodowców arbuzów watermelon.org znajdziecie różne przepisy promowane przy okazji disneyowskiego filmu. Część z nich mogła powstać tylko w głowach Amerykanów – np. arbuzowa pizza, czyli okrągłe plastry arbuza pokryte kremowym serkiem zmieszanym z pomarańczowym jogurtem i esencją waniliową, po czym posypane kawałkami kiwi, truskawki i gruszki. Ale może to sprytny sposób, żeby przemycić dzieciom owocowy posiłek? Bardzo mnie za to przekonuje połączenie arbuza z fetą i octem w postaci czegoś na wzór insalata caprese: z miąższu arbuza wykrawamy krążki wielkości i grubości plastra pomidora, odsączamy na ręczniku papierowym, posypujemy pokruszoną fetą, polewamy sosem z dwóch części oliwy i jednej części octu balsamicznego z czosnkiem, na wierzch listki bazylii. Natomiast przepis na makaron z bazyliowo-miętowym pesto posypany kostkami arbuza to jakiś horror, z wyjątkiem jednego szczegółu: faktycznie, robiąc domowe pesto, można spróbować część listków bazylii zastąpić miętą. Ale nie dodawać potem arbuza, który wprawdzie lubi się z miętą, ale jednak bez udziału klusek, błagam.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2021