Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy to usłyszałam, po raz któryś z rzędu zadałam sobie pytanie, czy swego czasu my sami nie daliśmy złego przykładu, tak pod niebiosa szczycąc się faktem, w którym zwycięstwo nad komuną i zrodzenie się Solidarności za genezę miały - strajki właśnie. Wtedy to one wyrażały najdobitniej protest wobec zniewolenia i gniew w obronie słusznej sprawy, ale to wygląda, jakby do dzisiaj strajkowa forma tego protestu i gniewu była wartością samą w sobie, gdy przecież wcale nią nie jest. Godzi się zaniechać pracy głupiej, poniżającej, szkodliwej, ale porzucić powinność, z której rodzi się choćby tylko tak przyziemne dobro jak ulice uprzątnięte z odpadków, to przecież zwyczajnie grzech społeczny. A jednak to właśnie po broń strajkową sięga się już od dawna w całym świecie cywilizowanym i to tak dotkliwie, że przed tą formą protestu nie cofają się już ani nauczyciele, ani służba zdrowia. Zakładnikami stają się wtedy zupełnie niewinni, i to ci najsłabsi, ale to nie rodzi u nikogo skrupułów. Coś niedobrego zaczyna się dziać z pojęciami sprawiedliwości i prawa, bo mieszczą się w nich wszystkie najbardziej bezwzględne roszczenia, a hasła obu tych wartości nadają im walor rozgrzeszający. "Zasługujemy na więcej"?
Kto wie, czy nie wystarczy jedno pokolenie, aby zanikło pojęcie powinności bezwzględnej, takiej, która nie pozwoli sumieniu człowieka odstąpić od wykonywania tego, co konieczne. Myślę na przykład o zjawisku pól niekoszonych, zarastających chwastem, co kiedyś było nie do pomyślenia w gospodarstwie rolnym. Krowa padałaby, gdyby nie dopilnować dojenia. Ale krowy znikają z gospodarstw, a Unia płaci od hektara, czy uprawiany, czy nie. Można się niestety odzwyczajać i oby tylko na Grecji się skończyło...