Myśleński: język mózgu

Czy myślimy za pomocą słów, czy obrazów? Z czego składają się nasze myśli? I skąd moglibyśmy się dowiedzieć, jak to właściwie jest?

08.07.2019

Czyta się kilka minut

 / MARTIN BARRAUD / GETTY IMAGES
/ MARTIN BARRAUD / GETTY IMAGES

Spór o rolę obrazów i słów w myśleniu rozpalał głowy psychologów już pod koniec XIX w. Chcieli rozstrzygnąć sprawę w sposób, wydawałoby się, oczywisty: pytając ludzi o to, w jaki sposób myślą. Wkrótce się jednak okazało, że różne laboratoria psychologiczne dochodzą do rozbieżnych wniosków, a – co gorsza – wyników badań nie da się łatwo powtórzyć w innym laboratorium. Doprowadziło to do kryzysu metody introspekcyjnej (opartej na opisie własnych stanów mentalnych) w psychologii, a w USA – do powodzenia behawioryzmu, który skupiał się na badaniu zachowania. Jedynie nieznaczną jego cząstką były sprawozdania słowne badanych w eksperymentach.

Pytanie jednak pozostało. Podejmowali je też twórcy i teoretycy kognitywistyki, którzy starali się wyjaśnić różnego rodzaju zjawiska poznawcze, od rozumowania, podejmowania decyzji, przez rozwiązywanie problemów, po postrzeganie czy orientację w otoczeniu. Dopiero jednak w 1975 r. społeczność naukową zelektryzowała książka amerykańskiego filozofa, Jerry’ego Fodora, „The Language of Thought”. Dowodził w niej, że wszyscy, i to bezwiednie, myślimy za pomocą języka myśli – czyli myśleńskiego (Mentalese), jak go nazywał. Tak jak pan Jourdain ze sztuki Moliera zadziwił się, że mówi prozą, tak też psychologowie zdumieli się, że ich teorie wymagają istnienia języka myśli. Rzecz w tym, że cechy tego języka prowadziły do koncepcji, którą Fodor sam uważał za praktycznie bliską nonsensu. Podkreślał jednak, że jest bezkonkurencyjna.

Stosunek do hipotezy istnienia języka myśli do dzisiaj dzieli kognitywistów na dwa wrogie obozy: tych, którzy z wahaniem uznają, że być może hipoteza daje się obronić, oraz tych, którzy prędzej dadzą się posiekać, niż przyznają rację Fodorowi. Bo wcale niełatwo tej hipotezy bronić, mimo że za jej odrzucenie trzeba też zapłacić słoną cenę.

Wrodzone gaźniki

Mając do wyboru niepewny los w zespole lingwisty Noama Chomsky’ego na MIT i pewne zatrudnienie na jednym z czołowych amerykańskich uniwersytetów, Fodor wybrał Chomsky’ego. To właśnie w jego zespole młody filozof pracował wraz z Jerroldem Katzem nad teoriami znaczenia językowego, będącymi rozwinięciem uniwersalnej gramatyki [o której pisaliśmy w „TP” 10/2019 – red.].

Fodor był także zwolennikiem argumentu za wrodzonością gramatyki, głoszącego, że dzieci nie mogą opanować języka na podstawie samego doświadczenia, gdyż nie dostają wystarczająco wiele bodźców językowych. Dane językowe są zbyt ubogie; gramatyka musi być więc wrodzona. Zdaniem Fodora podobnie można argumentować za wrodzonością języka myśli.

Najlepsze teorie uczenia języka, powiada Fodor, opisują je jako proces stawiania hipotez. Dziecko musi na przykład postawić hipotezę, że ciąg brzmień zapisywany przez nas w alfabecie łacińskim jako „kot” oznacza kota. Nie można jednak postawić hipotezy, nie formułując jej – a do jej sformułowania niezbędny jest język. A zatem musimy dysponować wrodzonym językiem myśli, aby opanować każdy język naturalny: polski, angielski, rosyjski czy chiński. A to znaczy, że wszyscy mamy wrodzony język myśli.

Ten argument jest trudny do odparcia, ale dopiero kolejny krok Fodora wzbudza zdumienie i grozę wśród jego krytyków. Fodor zauważa, że nie potrafimy zdefiniować prawie żadnego elementarnego pojęcia. Łatwo zdefiniować pojęcia złożone: pojęcie BIAŁA KSIĄŻKA (w notacji Fodora nazwy pojęć w umyśle, w odróżnieniu od nazw pojęć – czyli terminów – w języku, zapisujemy wersalikami): jest to coś, co jest białe i jest książką. Czasem oczywiście zasady łączenia nie wystarczają, bo KRZESŁO ELEKTRYCZNE to nie tylko coś, co jest krzesłem i jest elektryczne, ale ogromnie wiele pojęć złożonych można rozłożyć na składniki. Jak jednak rozłożyć na składniki pojęcie KRZESŁO? To pozornie łatwe zadanie jest sztandarowym przykładem na każdych zajęciach z elementarnej logiki poświęconych definiowaniu, bo okazuje się, że wcale nie wiadomo, co jest istotą krzesła: może mieć i jedną nogę, i cztery, a w ogóle może być na kółkach. Musi mieć oparcie, bo inaczej jest taboretem, ale jeśli ma kilometr wysokości, czy nadal jest krzesłem? A może wtedy to rzeźba? Fodor w badaniach prowadzonych później z Janet Dean, żoną i lingwistką, pokazał w dodatku, że ludzie łatwo rozpoznają przykłady prostych przedmiotów, nie potrafiąc kompletnie sformułować ich definicji. Wiemy, czym są krzesła, ale nie wiemy, jak je zdefiniować. Jak to możliwe? Jest tak dlatego, że te pojęcia są wrodzone.

Tyle że tych pojęć wrodzonych jest więcej, niż mogłoby się nam wydawać. Przykład Fodora z lat 70. wydaje się niedorzeczny: otóż powiada on, że nikt, kto jeździ samochodem, nie zdefiniuje pojęcia GAŹNIK, ale każdy rozpozna gaźnik. Dlatego pojęcie GAŹNIK, podobnie jak pojęcie KSIĄŻKA, DOBRO czy KRZESŁO, jest wrodzone. To znaczy, że mamy wrodzone pojęcia oznaczające wszystkie powszechnie znane wynalazki techniki. O zgrozo, argument prowadzi do wniosku, że Arystoteles miał wrodzone pojęcie GAŹNIK.

Pojęcie wrodzoności Chomsky i Fodor rozumieją w sposób dosyć swoisty. Wrodzone jest to, co nie jest wyuczone. Oczywiście, pojęcie GAŹNIK nabywamy: musimy opanować język polski, aby znać brzmienie tego słowa i wiedzieć, do czego się ono odnosi – ale w naszym wewnętrznym języku musi być symbol elementarny, który mu odpowiada. Inaczej byłaby to konstrukcja, którą można analizować jako złożoną z dwóch lub większej liczby symboli.

Innymi słowy, mimo że język myśli jest wrodzony, to okazuje się, iż nie oznacza to, że wrodzone są wszystkie związki słów ze światem. Czym więc jest ten wewnętrzny język?

Od nieskończoności do kodu myślenia

Jedną z kluczowych cech języka, na którą wskazuje Chomsky, jest produktywność: fakt, że możemy wytworzyć i zrozumieć potencjalnie nieskończoną liczbę wypowiedzi. Behawioryzm zakładał, że uczenie języka zachodzi drogą warunkowania. Warunkowanie dotyczy pojedynczych wypowiedzi, skoro jednak te się praktycznie nie powtarzają, to Chomsky stwierdza: nie ma mowy o zrozumieniu uczenia języka bez zrozumienia wewnętrznej struktury wypowiedzi.

Fodor podziela założenia ­Chomsky’ego, ale odnosi je do myśli. Możemy pomyśleć potencjalnie nieskończoną liczbę myśli – nie dlatego, że nasze umysły są nieskończone, ale dlatego, że tworzymy je wedle swoistej gramatyki wewnętrznego kodu służącego do myślenia. Ten kod bowiem cechuje się dwiema kluczowymi własnościami. Zawiera elementarne symbole łączące się wedle odpowiednich reguł, a więc jest kompozycyjny, a w dodatku istnieją systematyczne związki między konstrukcjami w tym kodzie, które wymagają, że każdy, kto potrafi pomyśleć „Jaś kocha Małgosię”, musi być w stanie myśleć też „Małgosia kocha Jasia” (choćby nawet go nie kochała, chodzi wyłącznie o możliwość stworzenia takiej myśli). Innymi słowy, gdybyśmy byli w stanie pomyśleć jedną myśl, ale nie drugą, to nasze myślenie byłoby dosyć osobliwe. Prawdziwe myślenie cechuje się jednak kompozycyjnością i systematycznością, dzięki czemu może być produktywne w sensie Chomsky’ego.

Te dwie cechy zaś myślenia, zdaniem Fodora, da się wyjaśnić tylko przy założeniu, że myśl sama odbywa się w wewnętrznym języku myśli. Ten wewnętrzny kod ma swoją własną gramatykę, która pozwala wyrażać dowolną myśl w języku naturalnym. Nie jest jednak językiem narodowym – przypomina raczej formalne języki logiki, służące do analizy poprawności rozumowań w języku potocznym, lecz mające własną strukturę gramatyczną oraz logiczną. Ta trzecia własność kodu myśli dla Fodora jest kluczowa.

Każdy, kto potrafi poprawnie wyciągać wnioski, czyni to zgodnie z regułami logiki. Co więcej, każda racjonalna osoba stara się przynajmniej zachować spójność logiczną i nie neguje przypadkowo tego, co twierdzi wcześniej. Jak to jest możliwe? Fodor powiada: nie mamy innego wyjaśnienia tego, że potrafimy wyciągać prawdziwe wnioski z prawdziwych przesłanek, niż to, że same te wnioski formułujemy w czymś, co przypomina język logiki, bo zawiera reguły wnioskowania.

Te reguły wnioskowania nie muszą być uświadamiane. Nawet sam język myśli nie jest uświadamiany i nikogo nie można spytać, jakie symbole ma jego język myśli. W tym sensie Fodor zupełnie nie wchodzi w stary spór introspekcjonistów o to, jak myślimy. Język myśli jest poniekąd przed nami ukryty: używamy go, ale nie wiemy jak.

Jeśli jednak to wszystko prawda, to znaczy, że psychologia powinna skoncentrować się na badaniu działania kodu myśli w wewnętrznej, obliczeniowej architekturze naszego umysłu. Tylko że pojawiają się trzy zasadnicze wątpliwości: czy na pewno myślenie odtwarza strukturę języka, skoro potrafimy tworzyć obrazy w myślach, czy to wzrokowe, czy to muzyczne lub słuchowe? Co więcej – skąd wiadomo, że myślenie w ogóle opiera się na symbolach? Trzecia wątpliwość dotyczy tego, czy na pewno można w sposób pewny wnioskować o mechanizmach myślenia na podstawie naszych wypowiedzi w języku.

Spór o wyobrażenia

Jednym z najgorętszych sporów w psychologii poznawczej w latach 70. był spór o wyobrażenia umysłowe, np. pojawiające się przy odpowiedzi na pytanie, czy rysunek poniżej przedstawia rzut tej samej trójwymiarowej figury geometrycznej.

Czy rysunek przedstawia rzut tej samej figury geometrycznej? U badanych postawionych przed takim pytaniem aktywują się obszary kory wzrokowej, co sugeruje, że ich myśli mają charakter obrazowy. / WIKIPEDIA.ORG

Roger Shepard i Jacqueline Meltzer wpadli w 1971 r. na pomysł, aby zbadać szybkość, z jaką badani odpowiadają na to pytanie. Okazało się, że tym wolniej, im większy jest kąt obrotu figury w myślach. Z tego wysnuto wniosek, że myślenie musi opierać się na obrazach.

Okazało się wkrótce, że zależność taka nie jest idealna – zależy to też od wielkości figury, jej skomplikowania oraz instrukcji. Przeciwnik idei myślenia obrazami i współpracownik Fodora, Zenon Pylyshyn, pokazywał niestrudzenie, że te same zadania można wyjaśniać także w kategoriach języka myśli. Praktycznie do końca lat 70. sądzono, że sporu tego nie da się rozstrzygnąć, a dopiero badania z użyciem neuroobrazowania zaczęły przechylać szalę na stronę obrazów: okazało się, że obszary mózgu odpowiedzialne za obroty w myśli w dwóch trzecich pokrywają się z obszarami odpowiedzialnymi za postrzeganie wzrokowe.

Fodor zaczął powoli przyznawać, że być może istnieją myśli o charakterze obrazowym, które nie mają własności języka, bo nie są kompozycyjne. W drugiej książce na temat myśleńskiego, „Język myśli: LOT 2” (wydanie polskie: PWN 2011) stara się nawet zrozumieć zasady, na mocy których obrazy umysłowe mogą opisywać rzeczywistość.

A więc myśleński to nie wszystko.

Symbole myśleńskiego

Trudniejsze jest powiedzenie, skąd wiemy, jakie symbole ma myśleński. Problem wydawałby się prosty, gdyby język myśli odzwierciedlał ten naturalny. Ale i w języku naturalnym nie zawsze wiadomo, gdzie kończy się jeden wyraz, a zaczyna następny. Spacja w druku niekiedy jest zupełnie arbitralna: piszemy „na opak”, chociaż nigdy nie mówimy o samych opakach.

Niemniej gramatyka myśleńskiego to nie kopia gramatyki polszczyzny (nawet gdybyśmy ją umieli całkowicie sformułować w kategoriach matematycznych), gdyż jest on w teorii Fodora raczej rachunkiem logicznym stojącym u podłoża myślenia. Rachunki logiczne definiuje się, określając, jak wygląda składnia poprawnie zbudowanych wyrażeń w tych rachunkach. Znamy więc kształty symboli logicznych oznaczających na przykład zdania oraz operatory logiczne takie jak koniunkcja czy alternatywa. Definiujemy reguły ich łączenia i mamy przepis na budowę poprawnej formuły, bo ma ona postać graficzną. W dodatku wiemy, że takie rachunki mogą być przetwarzane przez komputery – co pozwala Fodorowi połączyć hipotezę istnienia języka myśli z obliczeniowym podejściem do umysłu.

Ale przecież Fodor nie uważa, że w neuronach w mózgu widać wyryte operatory logiczne i nazwy zmiennych w alfabecie łacińskim. Te operatory muszą zostać jakoś zakodowane dla mózgowego komputera. Problem w tym, że jeśli – jak uważa większość zwolenników istnienia myśleńskiego – jest on jakoś zakodowany w neuronach, to nie wiadomo, jak jego symbole odróżnia mózgowy komputer. Kłopot też w tym, że jeśli zdefiniujemy kod myśleńskiego w kategoriach neuronalnych, to nie ma pewności, czy, po pierwsze, każdy mózg ma taki sam kod (eksperymenty z dekodowaniem np. sygnałów z kory wzrokowej wskazują, że raczej nie), a po drugie, utrudniają Fodorowi twierdzenie, że każda myśląca istota musi być wyposażona w myśleński.

Fodor broni funkcjonalizmu, czyli teorii, że umysł nie jest tożsamy z mózgiem, lecz powinien być rozumiany jako obliczeniowa funkcja realizowana przez mózg, ale równie dobrze przez inny wystarczająco mocny układ obliczeniowy, np. komercyjnie produkowany komputer czy narząd myślenia u Marsjan. Nie ma jednak gwarancji, że każda istota myśląca w ogóle będzie miała mózg – a więc kodu myśleńskiego nie da się definiować w kategoriach struktur neuronalnych.

Pozostaje definicja bardziej abstrakcyjna, np. jako rola symbolu we wnioskowaniach obsługiwanych przez komputer. Ta jednak prowadzi do innej skrajności – każdy, kto choć trochę inaczej myśli ode mnie, wykona inne wnioskowania, a więc będzie mieć zupełnie inne symbole.

Podobne tworzy podobne?

Fodor sądzi, że na podstawie wytworu mechanizmu psychicznego można wywnioskować jego strukturę, i to bez wahania. Zwolennicy sieci neuronowych, których Fodor krytykował, stwierdzając, że ich modele myśli nie są w stanie przejawiać kompozycyjności i systematyczności, pokazują jednak, że wypowiedzi mogą być tworzone przez coś, co nie przypomina tradycyjnego komputera. Na przykład Tłumacz Google oparty na sieciach neuronowych na pewno nie spełnia wymagań Fodora co do systematyczności i kompozycyjności, bo nie posługuje się logiką do tworzenia tłumaczeń. Wytwarza jednak całkiem dorzeczny tekst.

Co ciekawe, sieci neuronowe mogą jedynie w pewnym przybliżeniu cechować się kompozycyjnością, przez co pokazują, że bez kodu opartego na symbolach – a więc odzwierciedlającego coś w rodzaju klasycznej logiki lub gramatyki formalnej Chomsky’ego – można generować struktury informacyjne służące do realizacji zadań poznawczych.

Co z tych wszystkich trudności wynika? Przede wszystkim to, że myśleński nie może występować jako podstawa wszelkiego myślenia, a przy tym upada główny argument Fodora, że nie ma dla jego teorii konkurencji. Otóż jest – to teoria oparta na sieciach neuronowych, tzw. koneksjonizm. A przede wszystkim, nawet gdybyśmy potrafili jednoznacznie wyznaczyć granice symboli myśleńskiego, na tym trudności się nie kończą.

Jeśli język myśli to twór czysto składniowy – i tylko składnia jest wrodzona, co wielokrotnie podkreśla Fodor – to na czym polega stawianie hipotez dotyczących znaczenia wyrażeń w języku naturalnym? Przecież te hipotezy nic nie mogą znaczyć same z siebie. Są wyłącznie tworami składniowymi. Albo więc język myśli nic nie znaczy, ale wówczas nie może służyć do stawiania hipotez, bo nie można odróżnić hipotezy prawdziwej od fałszywej (poza ewentualnym znalezieniem sprzeczności na poziomie składniowym). Albo jego znaczenia są wrodzone, ale wówczas nie wiadomo, jakim cudem Arystoteles miałby wrodzone i sensowne pojęcie GAŹNIK, zanim powstały gaźniki. Zdaniem krytyków hipoteza wrodzonego języka myśli pozornie rozwiązuje problem znaczenia: wydaje się, że musi być ono wrodzone, ale nie ma prawa być wrodzone.

Wiele formatów myśli

Czy myślenie nie wymaga więc czegoś w rodzaju języka? Do przeprowadzania wnioskowań niezawodnych, które możemy opisywać w kategoriach logiki klasycznej, nie potrzebujemy kursu logiki. Po prostu to robimy. Pytanie brzmi, czy myślenie musi mieć językową składnię, aby to następowało.

Być może ta składnia pochodzi z języka naturalnego, który w pewnym momencie opanowujemy. Tak twierdzą zwolennicy i dzisiejsi kontynuatorzy psychologa rozwojowego Lwa Wygotskiego, który w pierwszej połowie XX w. pokazywał, że dzięki opanowaniu języka dzieci wytwarzają mowę wewnętrzną. Ona zaś pozwala im planować znacznie bardziej skomplikowane czynności czy zabawy.

Tylko że dzieci są w stanie wnioskować, zanim nauczą się mówić. Wnioskują też zwierzęta, które w ogóle nie mówią. Język myśli nie może być tylko kulturowy.

Współczesna psychologia porównawcza i poznawcza skłania się do ograniczenia zakresu teorii języka myśli. Nawet Fodor i Pylyshyn przyznali, że myślenie może przebiegać z wykorzystaniem innego rodzaju struktur informacyjnych w umyśle. Do dziś jednak mamy jedynie spekulacje, jak tego rodzaju struktury mogą być łączone w myśli z myśleniem mającym strukturę językową. Brak też bezpośrednich dowodów, że myśl ma strukturę językową – zwłaszcza u zwierząt czy niemowląt. Argumenty Fodora tylko uprawdopodabniają hipotezę języka myśli, ale produktywność myślenia nie wymaga języka jako takiego, a jedynie możliwości łączenia prostych składników myśli w myśli złożone.

Przeciwnicy koncepcji myśleńskiego uważają, że rozumowanie nie musi wymagać języka myśli. Kruki, które rozwiązują problemy, zaginając haczyki stosownie do sytuacji, niekoniecznie muszą kodować informacje o problemie w postaci zdań. Możliwe, że stawiają hipotezy w postaci obrazów.

Hipoteza języka myśli pozostaje negatywnym punktem odniesienia wszelkich nietradycyjnych podejść w kognitywistyce, które podkreślają rolę ciała, działania, środowiska – w tym kultury czy społeczeństwa – w poznaniu. Lecz nawet te podejścia muszą odpowiedzieć na pytanie, dzięki czemu możemy pomyśleć potencjalnie nieskończenie wiele myśli na dowolny temat. Odżegnać się od ekscesów z wrodzonością gaźników jest łatwo, ale trudniej powiedzieć, co istnieje w zamian. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Miłkowski to kognitywista i filozof, dr hab., profesor nadzwyczajny w Instytutcie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, wykłada na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się zagadnieniami filozofii kognitywistyki, w szczególności mechanistycznym i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2019