Myślenie w kategoriach dekad, a nie kadencji? Nigdy w historii nasza uwaga nie była tak rozproszona

Jesteśmy nieustannie czymś szantażowani, kuszeni, emocjonowani. Trzeba więc szukać tego, co nas schłodzi i otrzeźwi.

30.01.2024

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /
Wojciech Bonowicz // Fot. Grażyna Makara

Kto oczekuje państwa idealnego, temu życie upłynie na oczekiwaniu. Warto przy tym zdać sobie sprawę, że dla większości z nas państwo idealne to takie, które spełniłoby nasze rozliczne, niekiedy sprzeczne, ale zawsze słuszne oczekiwania. Jednocześnie większość z nas zapytana, czy państwo idealne istnieje lub ma szansę zaistnieć, odpowiedziałaby rozsądnie, że nie – ani za naszego życia, ani w przewidywalnej przyszłości. Mimo to jakieś niewypowiadane głośno oczekiwanie ideału leży u podstaw wielu naszych reakcji. Stosunkowo szybko też zapominamy o tym, co chwilę wcześniej odrzuciliśmy jako od ideału bardzo odległe. Polityka to sztuka zarządzania wszystkimi tymi elementami – naszą wyobraźnią, naszą pamięcią i naszymi oczekiwaniami.

W praktyce zawsze dostajemy kompromis (to znaczy – w praktyce demokracji; w innych przypadkach dostajemy przemoc). Kompromis oznacza sprzedaż wiązaną: w pakiecie z tym, czego oczekiwaliśmy, otrzymujemy także to, na czym nam nie zależało lub czego wręcz wolelibyśmy uniknąć. „Wielu wyborców w krajach demokratycznych chciałoby głosować tylko za połową celów jakiegoś kandydata lub jakiegoś programu partyjnego, a rzadko mają taką sposobność”, pisał przed laty Leszek Kołakowski. „Oprócz utopijnych fantastów wszyscy wiedzą, że zazwyczaj musimy oczekiwać i znosić niemiłe konsekwencje naszych najlepszych wyborów. Nie możemy zlikwidować pornografii, nie mając prewencyjnej cenzury i państwowej kontroli druku; nie możemy mieć państwa opiekuńczego bez ogromnej i uciążliwej biurokracji; nie możemy mieć pełnego zatrudnienia bez pracy przymusowej w reżymie policyjnym itd.”.

Nawet jeśli powyższe przykłady nieco się zestarzały (tekst pochodzi z połowy lat 80. ubiegłego wieku), to dylematy w nich opisane bynajmniej nie. Wybieramy z tego, co jest, kierując się mniej lub bardziej racjonalną kalkulacją, lecz także gniewem, zniechęceniem czy filozofią mniejszego zła. Domagamy się bezpieczeństwa i troski, ale bez nadmiernie rozbudowanej kontroli; wolności słowa, ale też ograniczenia dostępu do niektórych treści; parlamentaryzmu na wysokim poziomie i jednocześnie widowiska, które dałoby się oglądać; naprawy państwa i „nieruszania niczego”, a już szczególnie nieruszania przywilejów, które mamy; szacunku dla prawa i jednocześnie natychmiastowej skuteczności; żywności zdrowej, ale też taniej, produkowanej ekologicznie, ale „bez szaleństw”... W którą stronę by się nie zwrócić, wszędzie coś nas uwiera, z czegoś jesteśmy niezadowoleni, mamy ochotę protestować, ale nie wiemy, w imię czego i pod jakim transparentem.

Nie chcę być źle zrozumiany: nie chodzi o to, byśmy tłumili w sobie zmysł krytyczny, rezygnowali z ideałów i prawa do protestu. Chodzi o naszą niecierpliwość i niekonsekwencję. Niekonsekwencja jest zapewne czymś nieuchronnym, ale właśnie z tego powodu nasz krytycyzm powinien obejmować również ją. Jesteśmy nieustannie czymś szantażowani, kuszeni, emocjonowani. Bardzo trudno w takiej sytuacji o chłodną głowę, o spojrzenie zdystansowane i zniuansowane. A jeszcze trudniej – o zdystansowane spojrzenie na samych siebie, na własne założenia, wyobrażenia i emocje. Mimo to albo właśnie z tego powodu trzeba szukać tego, co nas schłodzi i otrzeźwi, pozwoli wyraźniej dostrzec, gdzie jesteśmy, jak się tu znaleźliśmy i jakie są drogi wyjścia.

Oczekuję państwa nie idealnego, ale w miarę przyzwoitego. Rządzonego powściągliwie, sprawnego, niepozwalającego swoim funkcjonariuszom na ekscesy i nadużycia. Oczekuję też myślenia w kategoriach dziesięcioleci, a nie jednej kadencji; myślenia globalnego, a nie wyłącznie lokalnego. To ostatnie oczekiwanie pewnie najtrudniej będzie zaspokoić, ale też myślenie dalekosiężne to coś, nad czym pracować musimy wszyscy. Nigdy w historii nie mieliśmy tak łatwego dostępu do wiedzy pozwalającej przewidywać przyszłe rezultaty naszych dzisiejszych decyzji. I nigdy też nasza uwaga nie była tak rozproszona, zdekoncentrowana i w konsekwencji beztroska. Tego żaden rząd, nawet najlepszy, nie uzdrowi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Gdzie jesteśmy