Muzyka zaklęta w pliku

Płyty cieszą się w Polsce znacznie mniejszym zainteresowaniem niż jeszcze kilka lat temu. Jednocześnie coraz chętniej sięgamy po muzykę do internetu. Czy to oznacza, że kończy się era kompaktów, a zaczyna masowe ściąganie?

02.07.2008

Czyta się kilka minut

Wraz z pojawieniem się internetu wiele rzeczy uległo zmianie. Zaczęliśmy inaczej postrzegać rzeczywistość. Szerokość geograficzna, która dotychczas nas skutecznie ograniczała, przestała się liczyć. Za pośrednictwem globalnej sieci uzyskaliśmy dostęp właściwie do wszystkiego. Dotyczy to również muzyki, która za sprawą komputerowych plików zapisanych w formacie mp3 stała się wszechdostępna. Niezwykle rzadko zdarza się jednak, że za utwory pobrane z internetu cokolwiek płacimy. Warto się zatem zastanowić, czy ta ewolucja w dostępie nie przyczyni się do jeszcze większego kryzysu na rynku fonograficznym i całkowitego wyparcia kompaktów.

Trudne do zdefiniowania

Nowe technologie, obecne również w muzyce, spowodowały, że więcej uwagi zaczęto poświęcać ochronie praw własności intelektualnej. Stała się ona niezwykle restrykcyjna szczególnie w drugiej połowie XX wieku. Właściwie na początku każdego filmu na płycie DVD umieszczona jest przestroga o grożących nam karach w przypadku złamania praw autorskich. Możliwe nawet, że doszliśmy już do jakiejś absurdalnej granicy. - Jeśli chcę mieć w domu reprodukcję van Gogha, to mogę ją sobie kupić za 15 złotych i powiesić na ścianie. Przy odpowiednim świetle będzie to wyglądało prawie jak oryginał. I tutaj nikt nie mówi, że to jest piractwo - to jest reprodukcja - tłumaczy Wojciech Mann, dziennikarz muzyczny związany z Programem 3. Polskiego Radia. - W czasach, kiedy zachodnie płyty były niedorzecznie drogie, nagminne było przegrywanie nagrań od innych - przypomina. Dzisiaj jest podobnie, z tym, że wszystko odbywa się już w wymiarze światowym. Możemy przecież udostępnić nasze zasoby innym użytkownikom internetu lub pobrać dane udostępnione przez pozostałych. Niebywale trudno jest określić, jak dalece słuszne są prawa dające duże wpływy autorom i jak definiować wykroczenie związane z łamaniem praw autorskich. Jednak gdzieś tę granicę ustalić trzeba.

Kradniemy na potęgę

Tygodniowo w Polsce ściąganych jest nielegalnie ok. 5 mln utworów muzycznych w postaci plików mp3. Siedmiodniowy obrót tymi danymi wynosi ok. 9,5 mln - mniej więcej 4,5 mln plików wychodzi z naszych komputerów, a następne 5 na nie trafia. Jeśli założymy, że za każdy jeden utwór w mp3 przyszłoby nam zapłacić złotówkę, to tygodniowa wartość takiej internetowej wymiany muzyki przyniosłaby 10 mln zł. To daje nam w konsekwencji 40 mln zł miesięcznie. - A tak naprawdę ten obrót jest znacznie większy - dodaje Hirek Wrona, niezależny dziennikarz muzyczny, członek koalicji antypirackiej. Podobnie jest z klipami. Na portalu Interia.pl, jednym z kilku serwisów oferujących między innymi bezpłatny dostęp do teledysków, miesięcznie oglądanych jest ok. 30-35 mln wideoklipów. To pokazuje, że jest zapotrzebowanie. - Przed pojawieniem się pierwszej stacji muzycznej, MTV w USA, trzeba było czekać na łaskę telewizji, aż pokaże kawałek koncertu czy jakiś teledysk. A teraz sami wybieramy, bo mamy ofertę - zauważa Mann. Dzięki temu to my sami możemy przekonać się, co tak naprawdę lubimy i po co ponownie sięgniemy.

- Przemysł muzyczny w Polsce chyli się ku upadkowi, dlatego, że zamiast kupować produkt, który się nazywa show biznes, po prostu go kradniemy - konkluduje Wrona. Wiadomo przecież, że by wyprodukować płytę potrzebny jest wydawca, które wyłoży pieniądze na nagranie. Potrzebny jest również producent, autor tekstu, muzyki, wykonawca. Do tego wszystkiego trzeba wynająć studio, potem, do gotowego nagrania, nakręcić teledysk. A to wszystko kosztuje. Jeśli uwzględnimy jeszcze smutny fakt, iż w Polsce sprzedaje się coraz mniej płyt, dojdziemy do wniosku, że tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na nagrywanie i wydawanie płyt. - W związku z tym wielu młodych, ciekawych artystów nie jest w stanie nawet zaistnieć na tym rynku - zauważa Wrona. Podobnego zdania jest Mann, który przyznaje: - Ja nie mam nic przeciwko Beacie Kozidrak czy Januszowi Panasewiczowi, ale na Boga, musi być też miejsce dla młodych wykonawców.

Hirek Wrona skarży się, że współczesna młodzież nie widzi w ściąganiu nielegalnych plików nic złego. - Przecież to jest właściwie to samo, co kradzież np. samochodu - uzmysławia. Znany dziennikarz przyznaje, że ta argumentacja trafia, jednak nie jest ona na tyle silna, by pozostać w głowach uczniów na całe życie. Młodzi ludzie nie mają już w zwyczaju kupować płyt. - Płyta, nawet po tej polskiej cenie, to i tak wydatek rzędu 35-40 zł. Za tyle można przecież pójść do McDonald’sa, do kina czy na dyskotekę - wyjaśnia Mann. W czasach, kiedy możliwości zdobycia dźwięku jest tak wiele, młodzi ludzie o niewielkich funduszach a dużych potrzebach sięgają do Internetu. - Takiego hamburgera nie mogą przecież skopiować od kolegi, a plik mp3 z piosenką już tak - konstatuje współpracownik Trójki.

Naturalnym partnerem przy wszystkich przedsięwzięciach promujących poszanowanie praw autorskich wydają się media. Wrona zwraca jednakże uwagę na ich bierną postawę: - Skąd media mogą być zainteresowane podejmowaniem jakiegokolwiek wysiłku, jeśli same nie płacą pieniędzy z tytułu praw autorskich? Słynne są już procesy ZPAV-u z telewizjami Polsat i TVN, gdzie gra idzie o wiele milionów złotych.

Co można zrobić

W Polsce w dalszym ciągu nie jest uregulowany rynek własności intelektualnej. To rodzi szereg najróżniejszych problemów. Chodzi przede wszystkim o sposób płatności za wykorzystaną własność intelektualną przez stacje radiowe i telewizyjne oraz w miejscach publicznych, takich jak supermarkety, puby, salony fryzjerskie itp. Oczywiście nie dotyczy to tylko muzyki, ale także nielegalnie pobieranych z internetu filmów, programów komputerowych czy coraz częściej również i książek. - Jedynie radykalne zmiany w prawie karnym zmieniłyby tę dramatyczną sytuację - stwierdza Wrona.

Samo karanie to nie wszystko. Kolejnym krokiem, jaki należałoby przedsięwziąć, jest zbudowanie świadomości prawnej wśród Polaków. - Wiele osób pod wpływem lektury mało roztropnych artykułów doszło do wniosku, że płyty w naszym kraju są za drogie - dodaje. Każdy czuję się więc w obowiązku mieć łatwy dostęp do własności intelektualnej. Drogi są dwie: albo za nią płacimy, albo ją kradniemy. Hirek Wrona wspomina też o trzeciej możliwości: o mecenacie państwa. Jednak z przyczyn czysto finansowych nie moglibyśmy pozwolić sobie na takie rozwiązanie, zresztą bogatsze od nas kraje także takiego mecenatu nie uprawiają. Okazuje się także, że konsumując owoce wzrostu gospodarczego, znacznie częściej wydajemy pieniądze na dobra materialne, tym samym pozostawiając na bocznym torze te niematerialne. Chętniej myślimy o zmianie garderoby, wystroju wnętrza naszego mieszkania czy samochodu niż o wrażeniach artystycznych, jakich dostarcza nam m.in. muzyka. Złotym środkiem wydaje się zatem owo budowanie świadomości. To wiąże się z kolejnymi problemami, jak niezwykle ograniczona w naszym kraju liczba serwisów, gdzie proponuje się legalną muzykę do ściągania - np. iTunes. W tym jednak zakresie sytuacja cały czas się poprawia, zaczęto bowiem wychodzić naprzeciw potrzebom rynku.

Trzeba też otwarcie powiedzieć, że Polska lat 90. została zdominowana przez darmowe imprezy koncertowe. Największe gwiazdy polskie, jak również zagraniczne dostawaliśmy za darmo. Tradycją stały się wielkie festyny na rynkach, koncerty noworoczne, czy imprezy związane ze świętem danego miasta. - Nagle w zasięgu ręki pojawili się artyści, którzy normalnie kosztują dużo pieniędzy. A tak naprawdę płaciło za to społeczeństwo - przedstawia sytuację Wrona. - Po co będę płacił za koncert, kiedy latem zasponsoruje go jakieś piwo czy telefonia i pójdę za darmo - dodaje Mann. To automatycznie selekcjonuje odbiorców na takich, którzy myślą poważnie o muzycznym przeżyciu i na całą resztę, która zadowala się prostymi doznaniami. Za to winą należałoby obarczać media jako te, które stworzyły iluzję, jakoby dobra kultury należały się każdemu bezpłatnie. Bo skoro muzykę w telewizji i radio słyszymy nieodpłatnie, to czemu ktoś miałby płacić za te same przecież utwory w sklepie muzycznym.

Nie bez winy pozostają także same firmy fonograficzne, tzw. majorsi, które paradoksalnie nie są zainteresowane intensywnym rozwojem muzyki w Polsce. - To jest reduta Ordona. Póki się jeszcze da, próbują wydusić z tego jeszcze jakąś kasę - ocenia krytycznie Mann i dodaje: - To jest po prostu niewiarygodne: w trzydziestoparomilionowym kraju złota płyta będzie niedługo przyznawana za kilka egzemplarzy. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest w istocie prosta. Najwięksi wydawcy dysponują już wylansowanymi, wypromowanymi, znanymi od lat gwiazdami: - Łatwiej jest rozbić koszty promocji Robbiego Williamsa, Rolling Stonesów czy Rihanny na sto krajów na świecie niż promować polskiego artystę za granicą. Bo im to się po prostu nie opłaca. W związku z tym ciężar produkcji w Polsce przejęły na siebie małe, niezależne firmy fonograficzne, które z kolei nękane są wysokimi podatkami, złym prawem, problemami natury dystrybucyjnej. I dlatego koszt wydania płyty jest taki wysoki - tłumaczy Wrona.

Ewolucja słuchaczy

Jest jeszcze jeden problem. Musimy mianowicie powoli przyzwyczajać się do tego, że kompakt jako główny nośnik ekspresji muzycznych ma od pewnego czasu poważnego konkurenta - pliki mp3. Mamy tutaj do czynienia nie tylko z postępem technologicznym, który wypycha ten stary nośnik poza ramy użytkowe, robiąc tym samym przestrzeń dla cyfrowych nagrań. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że samą muzykę traktuje się obecnie inaczej. Stała się ona jedną z wielu rozrywek i nie jest już - jak to było kiedyś - tą jedyną i najważniejszą. Przy tej okazji warto też wprowadzić pewne rozróżnienie: czym innym jest w tej sytuacji publiczność koneserska, która rzeczywiście muzykę lubi i chce się na niej znać, a czym innym są tzw. zwykli słuchacze, którzy muzykę traktują użytkowo i nie są już skłonni do wielkich uniesień. - Kiedyś świadomość muzyczna wśród słuchaczy była ogromna. Ludzie interesowali się tą muzyką, wiedzieli o niej wszystko, nawet uczyli się języka - wspomina Mann. Sytuacja się jednak zmieniła i muzyka stała się łatwo dostępna. Obecnie znacznie prościej przychodzi nam czerpanie z tego rodzaju sztuki. Mamy przecież do dyspozycji całą masę nowoczesnych urządzeń o niewielkich rozmiarach, będących w stanie pomieścić setki a nawet tysiące utworów, które towarzyszą nam w drodze do szkoły czy pracy. Jednak czy taki sposób obcowania z muzyką całkowicie nas zadowala? - Nie jestem pewien, czy te wszystkie microchipy i malusieńkie urządzonka, które mamy w tej chwili, potrafią dać nam jeszcze satysfakcję jakościową i estetyczną - stwierdza Mann.

Z drugiej strony można się zastanawiać, czy poza pewnymi wąskimi grupami ludzi ta satysfakcja jest w ogóle pożądana: - Widzę przecież coraz więcej ludzi, którzy zadowalają się kiepskim zdjęciem z aparatu w telefonie komórkowym, brzęczącym dźwiękiem ze słuchaweczki czy książką z komputera - kończy. Najwyraźniej nasze wymagania a przede wszystkim nastawienie wobec muzyki, zupełnie się zmieniły.

Kompakt vs mp3

Ostatnie miesiące przybliżyły nas do nowej wizji muzyki. Po raz pierwszy w historii zespół muzyczny postawił na bezpośrednią sprzedaż swojej twórczości jedynie za pośrednictwem Internetu. Mowa tu o zespole Radiohead, który swój najnowszy album oferuje internautom jedynie w postaci plików mp3. Co ciekawe, zespół nie ustalił żadnej ceny, którą trzeba zapłacić, aby móc ściągnąć utwory na swój komputer. To sami słuchacze-internauci decydują o tym, czy i ile należy się artystom za daną piosenkę. Takie rozwiązanie ma oczywiście mnóstwo zalet. Pierwsza, która wydaje się najważniejsza, to wyjątkowo niska cena takiego produktu. - Jak ktoś jest na poziomie Bono czy Stinga, to może sobie robić najróżniejsze eksperymenty - komentuje Mann. Oczywiście nagranie i wyprodukowanie materiału to dopiero początek drogi. Potem rusza przecież cała machina marketingowo-dystrybucyjna. A ona oczywiście kosztuje, bo im więcej pośredników między artystami a słuchaczami, tym bardziej należy się liczyć z wyższymi cenami za poszczególne wydawnictwa. Przykład zespołu Radiohead udowadnia, że tych pośredników właściwie nie potrzeba. - To nie jest jednak nawet jaskółka, to jest jakiś malutki ptaszek, który nie wiadomo, czy przeżyje - podsumowuje dziennikarz Trójki. I rzeczywiście, w kilka tygodni po internetowej premierze albumu, okazało się, że blisko 2/3 Internautów nie zapłaciło za pliki ani grosza. Pozostałe 1/3 fanów zespołu Radiohead wyceniła średnio jedną piosenkę na kwotę ok. 6 dolarów. Zaraz po tym artyści podali do publicznej wiadomości, że w przyszłym roku rzeczony longplay trafi do tradycyjnej sprzedaży w formie płyty kompaktowej.

Wysoka cena to mit

Według ostatnich badań CBOS-u aż 65% Polaków piractwo tłumaczy zbyt wysokimi cenami płyt. Jeśli przyjrzeć się uważnie cenom na polskim rynku, to realnie ich cena znacznie zmalała w ciągu kilku ostatnich lat. Tak jak wszystko inne drożało, tak ceny płyt pozostały na swoim poziomie. Jeśli dołożymy do tego fakt, iż w dalszym ciągu cieszymy się wzrostem gospodarczym, a więc zarabiamy więcej pieniędzy, to cena płyt przestaje być straszna. Ale stosunkowo niewielkie ceny płyt, to nie tylko zasługa silnej gospodarki. - Zmądrzały duże firmy fonograficzne, które zamiast dołączać do płyty bogatą wkładkę, robią ją po prostu skromniejszą. Poza tym na naszym rynku wprowadzono tzw. polską cenę, co również wpływa na zmniejszenie kosztów danego albumu - tłumaczy Hirek Wrona. Co jednak z bardziej wymagającymi słuchaczami, którzy cenią sobie podobne dodatki?

Zdrowym zjawiskiem wydają się te wydawnictwa, które proponują dwie wersje filmów czy albumów z muzyką - podstawową i luksusową. - Jak ktoś ma ochotę mieć dodatkowe atrakcje w postaci fragmentu koncertu, wideoklipu czy wywiadu, to może świadomie sięgnąć po droższą wersję - tłumaczy Mann. Po drugie, wielkie koncerny zmniejszają często tantiemy, jeśli chodzi o niektóre rynki. To wymaga oczywiście ustabilizowania się sytuacji na rynku, który u nas tak naprawdę jeszcze się kształtuje. Kolejnym elementem umożliwiającym obniżenie ceny płyty jest strona prawna całego przedsięwzięcia. Dawniej wszystkie prawa skumulowane były w cenie płyty. Natomiast teraz istnieją odpowiednie organizacje takie, jak ZPAV czy ZAiKS, które same o to dbają. Poza tym, niektóre płyty są produkowane w Polsce, czego niewiele osób ma świadomość. Jeśli dołączymy do tego zniesienie ceł w związku z naszym przystąpieniem do Unii Europejskiej, to otrzymamy obiektywny obraz zmian, jakie nastąpiły na naszym rynku fonograficznym.

***

Jedno jest pewne: zawsze znajdzie się taka grupa słuchaczy, których przyciągać będzie nie tylko profesjonalnie wyprodukowany materiał muzyczny o doskonałym brzmieniu, ale także doskonale zaprojektowana okładka, dobre zdjęcia czy wręcz sama forma płyty kompaktowej. Naturalnie każde pokolenie ma swoje prawa. Jednak sięgając po nowe nośniki powinniśmy pamiętać, że muzyka jako dziedzina sztuki ma nam dawać satysfakcję estetyczną i jakościową. Wojciech Mann precyzuje to tak: - Efektu czyjejś pracy nie możemy przecież sprowadzić do błyśnięcia na ekranie albo paska w dole ekranu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]