Moje widzenia. Felieton Doroty Masłowskiej

Dosiadam się do jakichś kobiet. To starsza Ukrainka z dorosłą córką. Córka rozmawia przez telefon zduszonym szeptem, niemal jakby to były już resztki jej głosu, który musi bardzo oszczędzać, bo ma już tylko na dnie, a nie wie, kiedy znowu uda jej się kupić pełen głos.

04.04.2022

Czyta się kilka minut

Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /
Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /

Widzenie pierwsze. Wchodzę do pociągu. Jest późno i cicho, z ekranów polregio krzyczą landrynkowe unijne obrazki, sponsorowane przez urzędy marszałkowskie słoneczne ujęcia z dronów. Za oknami ciągnie się garb łódzki, ciemny, zimny, niesponsorowany. Dosiadam się do jakichś kobiet. To starsza Ukrainka z dorosłą córką. Córka rozmawia przez telefon zduszonym szeptem, niemal jakby to były już resztki jej głosu, który musi bardzo oszczędzać, bo ma już tylko na dnie, a nie wie, kiedy znowu uda jej się kupić pełen głos. Matka odwrócona do okna płacze płaczem niemym i bezspazmowym. Są to tylko wytaczające się spod pomalowanych na perłowo powiek gęste łzy, które dyskretnie wyłapuje z twarzy zwiniętą w kulkę chusteczką. Pozbawione swoich ścian, zasłon, kurtyn, przepierzeń, zmuszone są doświadczać zdruzgotania na otwartych przestrzeniach. Tylko tym bezruchem, stuporem, ciszą mogą odgrodzić się przede mną, obcą kobietą, wracającą do swojego niezbombardowanego domu, niezbombardowanego życia. Przycupnęłam przy nich niezręczna i głupia, jak przy otchłani. Odwracam wzrok, by pomóc im się zasłonić.

Widzenie drugie. Norblin, który po renowacji wygląda jak plan komedii romantycznej. W fikcyjnych pubach rzemieślnicze piwo, bezglutenowe przekąski, barmani z opcją small talku. Jakaś absolwentka wokalistyki śpiewa przy akompaniamencie gitary akustycznej „I’m blue, da bu di da bu da”, nie szczędząc wokaliz i wibrato wartych lepszej sprawy. Każdy wygląda tu jak wyciągnięty żywcem ze stocków. W klubie impreza. Dudni techno. Przez szybę widzę dwóch ochroniarzy o kubistycznych twarzach, górują nad młodzieżą jak szafy PAX upchnięte w granatowe garnitury, z tych droższych, z połyskiem. Ci dwaj opryszkowie premium opychają się w pośpiechu chipsami z paczki, którą plądrują na zmianę grubaśnymi rękami. I przez mgnienie oka wyglądają nagle jak dwaj gigaotyli chłopcy, którzy na chwilę przestali grać w „Duke Nukem”, by uzupełnić sód i cukry proste. Jednocześnie w powietrzu wisi jakieś napięcie („ej, kurde, ile bierzesz? Następnym razem ty kupujesz”).

Widzenie trzecie. Syreny wyją i wyją. Wszędzie policja, tak jakby przegląd policjantów: grubi, chudzi, wysocy, niscy, pyzaci, brodaci, cycaci. ­­­Atmosfera groźna, ale też jakaś czcza i podminowana, gapiowska. Prowadzę ze zmiennym powodzeniem rower do de Gaulle’a, tam ostatecznie utykam w gęstwinie gapiów, rąk wyciągających w górę telefony jak jakieś łapacze snów. Jedzie Joe Biden. Oczywiście nie sam. Wręcz przeciwnie – tak jakby wszyscy, tylko nie on. Najpierw policje. Potem żandarmerie, straże. Potem jadą w wozach opancerzonych jego sekretarze. Jego doradcy. Potem jego styliści. Jego fryzjerzy z fryzurami. Wszyscy na sygnale. Jego krupierzy. Jego żołnierze w mundurach pustynnych, z kiśćmi sztucznego listowia na hełmach, jego szafy pancerne. Przeskalowane SUV-y i buicki miękko balansujące na małym, ledwie mieszczącym tę kawalkadę rondzie. Naszym skromnym rondzie stworzonym dla maluchów, dla cinquecento, dla fiatów uno. Sam Joe Biden zaledwie hipotetyczny, ukryty gdzieś głęboko w tym taborze, w tych ciągach, zamotany w warstwy zaciemnień, zatajeń, kuloodpornych szyb. Może patrzy zza którejś prosto na mnie albo przeciwnie – ucina sobie power nap i nie ma pojęcia, że monolit miasta pod naporem jego osoby pęka, że gęste ciasne sploty ulic i ludzkich spraw rozstępują się. I zahipnotyzowana tym kręceniem się ich po rondzie, kątem oka widzę człowieka który nagrywa, nagrywa, nagrywa, a potem nagle przekierowuje obiektyw na siebie. Robi sobie autoportret z Bidenem. Domniemanym Bidenem, ale to nie zmienia faktu, że to autoportret ze wszystkim, z całym światem. Na ekranie smartfona pojawia się jego twarz zaaferowana może nawet bardziej filmowaniem tego wszystkiego niż tym wszystkim, co filmuje. On widzi siebie. Ja widzę jego. Wieczorem mój chłopak spotyka pod kamienicą panią Marię. „A czekam na tego Bidena i czekam, ale nic nie jedzie. Idę do domu. Zimno jest”.

Widzenie czwarte. „Pan to ma zawsze dobry humor – zagajam do kasjera w Biedronce. – Tak pan zawsze do każdego zagaduje”. Kasjer z cheddarem w ręce podnosi zdziwiony wzrok znad czytnika. Za jego plecami w wiadrach miliony rachitycznych tulipanów i żonkili, które uschły, nim rozkwitły. „Nie do każdego” – odpowiada czujnie. „Proszę panią… ja idę na żywioł. Nie to, że leżę wieczorem w łóżku i wymyślam, że do tego jutro powiem to, a do tamtego tamto. To tak samo przychodzi. Bo wie pani… Kasuję, kasuję, kasuję… Wieczorem leżę w łóżku i chcę spać, ale w myślach dalej kasuję, kasuję, kasuję… Chcę zobaczyć barany, a widzę ceny”. Zbieram swoje zakupy, a gdy podnoszę wzrok, on wyciąga do mnie dłoń. Przybijamy żółwika. Jego oczy mówią „zobaczyłaś mnie, a ja widzę ciebie” i są jasne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i autorka sztuk teatralnych, od września 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutowała w 2002 r. powieścią „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” (Paszport „Polityki”), a wydany cztery lata później „Paw królowej” przyniósł jej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Moje widzenia