Mój synek neonazista

Mówią, że Nitra to stolica słowackich neonazistów. Partia Mariana Kotleby, który każe nazywać siebie „wodzem”, do Nitry chciałaby przenieść siedzibę prezydenta kraju.

07.06.2015

Czyta się kilka minut

Członkowie Naszej Słowacji naprzeciw oddziałów policji. Krasnohorske Podhradie, 2012 r. / Fot. Janos Vajda / EPA / PAP
Członkowie Naszej Słowacji naprzeciw oddziałów policji. Krasnohorske Podhradie, 2012 r. / Fot. Janos Vajda / EPA / PAP

W pubie Mariatchi wszyscy żłopią piwo, czasem zejdzie naście beczek. W klubie Walhalla jednym ruchem ręki zamawia się cztery browary, a dostaje kielicha spod stołu. W Mariatchi opary dymu, z niebieskich ścian spoglądają: Jim Morrison, Tom Waits i inni degeneraci. W Walhalli nieskazitelnie, przestrzeń łysa jak głowy graczy. Bo to przecież klub karciany.

Niepozorna ul. Farska, centrum 80-tysięcznej Nitry. Przy Farskiej: adwokat, księgarnia religijna i dwie knajpy. Odmienne światy w odległości 16 kroków.

Poszło o papierosy. Dokładnie o Marskie.

Nasza Słowacja

– Mój synek to ten byk z czerwoną aureolą. Zuch chłopak, uwierz pan, panie Polak. Dobry mąż, odpowiedzialny ojciec.

Duszan S. senior trzęsącymi rękoma wyciąga klaser z wycinkami z gazet. W opiniotwórczym dzienniku napompowany biceps Duszana juniora („Taka u nas tradycja z tymi imionami”) robi wrażenie. Podkreśla go opięta koszulka Narodowego Oporu, organizacji zrzeszającej neonazistów. W tabloidzie bluza synka jest bardziej krwista niż tytuły, głowa otoczona czerwonym kółkiem. Na zdjęciu wyszedł wspaniale. Zaciska pięść, krzyczy. Urodzony lider. Ojciec lubi to zdjęcie. Milczeniem zbywa pytanie o swastyki na flagach.

Mieszkają z synem, jego żoną i dzieckiem. Zwyczajna słowacka rodzina w trzypokojowym mieszkaniu w bloku z płytyna obrzeżach Nitry. Wraz z przyjściem wiosny pośrodku osiedla rozstawił się cyrk Ales. Domofon państwa S. umaiły naklejki, np. „Pit bull rządzi”. Ojcu nie przeszkadza, że syn lubi psy. Otrzepuje okruszki ze stołu, wyciąga kawę i notes z angielskimi słówkami. Niedawno dowiedział się, że Walhalla to według nordyckiej mitologii miejsce spoczynku dla poległych wojowników.

Duszan senior na emeryturę się nie wybiera, od lat pracuje jako inżynier. 6 dni w pracy, 4 w domu. Synowie od małego widzieli jego harówkę i marzyli o innym życiu. Zaczęli trenować sporty walki. Młodszy, Michał, z większymi sukcesami, więc może dlatego Duszan junior poszedł w politykę. Zapisał się do Partii Ludowej – Nasza Słowacja i prosił sąsiadów o głosy. Był 2010 r. i pierwsze sukcesy Mariana Kotleby – nacjonalisty i byłego nauczyciela informatyki, który kazał nazywać siebie „wodzem”.

Trzy lata później faszyzujący lider partii z charakterystycznym wąsem wygrał wybory na przewodniczącego kraju bańskobystrzyckiego (odpowiednik polskiego marszałka województwa). Ponad 60-procentowe poparcie zdobył w wioskach Klak i Ostry Grun (to paradoks, bo podczas II wojny światowej Niemcy zrównali tę okolicę z ziemią).

Ale większość wyborców „wodza” to wykształceni ludzie z większych miast, którzy uwierzyli w antyeuropejską postawę. I w hasła typu „Dość cygańskich pasożytów”. Publicysta Eduard Chmelar nazwał zwycięstwo Kotleby „klęską społeczeństwa obywatelskiego”. Satyrycy śmiali się przez łzy, że przyszła pora założyć mundury i wełniane czapki z pomponikiem, jak w czasach Gwardii Hlinkowej (słowackiej organizacji paramilitarnej sprzed ponad 70 lat).

Cygan się mnoży 

Duszan senior: – Ile synek głosów zdobył, dokładnie nie powiem. Sukcesu wielkiego nie było. Ja w politykę się nie mieszam, na kotlebowców nie głosuję. Nie mój świat. Duszan to żaden neonazista, jak piszą. Zależy mu na Słowacji, a pan widzi, co się dzieje. Więcej Cyganów niż Słowaków będzie niedługo, islamistów też nie brakuje, to się nie ma co synkowi dziwić. Ale ja mu mówię: masz żonę, dziecko, trzymaj się z dala od polityki.

Duszan senior nie zna kolegów syna. Wie, że czasem grywa w karty. Raczej nie pije, bo dba o mięśnie i granulki łyka. O tym, co się zdarzyło pod barem Mariatchi, ojciec dowiedział się z gazet. Może ten polityczny falstart, a może szczęście związane z narodzinami dziecka tak mu zamieszały w głowie, że poszedł za kolegami i zrobiła się afera? Ale to dobry chłopak.

– Dlaczego zaatakowali tamten bar?
– Chyba przez komunistów. Właściciel komunista, klientela też podejrzana.
– Przecież nie pasują im Cyganie i euro. To co mają do komunistów?
– Panie, to proste. Im Cygan biedniejszy, tym bardziej się mnoży. Komuniści to akceptują, bo zamroczeni. Piwem, seksem i rock and rollem. Jedni warci drugich – Duszan senior zrywa się i biegnie do telefonu. – O, syneczku, w końcu oddzwoniłeś. Dziennikarz przyjechał, o patriotach pisze, już przekazuję słuchawkę.

– Spie...j – Duszan junior nie chce rozmawiać o swym patriotyzmie. Rzuca słuchawką. Ojciec w notesie do angielskiego spisze jeszcze numery polskiego samochodu.

– Chodzi o tożsamość – mówi. – A co to jest tożsamość? Spokój. Piszcie sobie, jak chcecie, ale syn to nie neonazista, tylko fighter, jak to mówią po angielsku. Wojownik. A co to za kraj, gdzie Cygan na każdym rogu, a komuniści tłoczą się w barach?

Dla łysych nawet 

Radovan Richtárik miał irokeza, potem dredy, ale nie przypomina sobie, by kiedyś był komunistą. Przez lata biegał po Nitrze z ulotkami w ramach akcji „Ludzie przeciw rasizmowi”. Kilka razy dostał po twarzy. Czytał książki o równości i solidarności.

Dziś robi w szkle. Gdy nie poleruje kufli, wstawia szyby we framugi w barze Mariatchi. Bar założył trzy lata temu, na wzór knajpki z Barcelony o tej samej nazwie. Zastanowiłby się, gdyby przewidział, że dziewięć razy wybiją mu okna. Tak się złożyło, iż ledwie ruszył jego bar, po drugiej stronie ulicy utworzono zamknięty klub karciany.

W apartamencie wynajmowanym za 200 euro miesięcznie, w ramach klubu Walhalla, spotykali się Duszan S. junior, Anton B. (obaj byli kandydaci Naszej Słowacji do parlamentu), Jakub Škrabák i Tomasz S., były żołnierz. I inni, sami twardzi chłopcy.

– Chciałem rezygnować, bo wiedziałem, że zacznie się polowanie. Już po miesiącu wrzucono nam do knajpy zakrwawionego człowieka. Potem zaczęły lecieć kamienie. Nie chodziło o klientów ani o mnie, tylko o filozofię. Nie mogę znieść, że Słowacy tak łatwo oceniają ludzi przez pryzmat koloru skóry czy preferencji seksualnych. I zrobiłem bar dla wszystkich: dla gejów, czarnych, Żydów. Dla łysych nawet – mówi Richtárik.

Słowa sączy jak piwo. Lubi gwar, brzęk kufli, szczęk stołu do piłkarzyków, śmiech dziewczyny z irokezem, narzekaniapana w płaszczu, który przypomina Sherlocka Holmesa i ledwie sięga do wysokiego baru.

Radomir kilka razy udzielał wywiadów, ostatnio niemieckiej telewizji, więc o zajściu, które zobaczył świat, opowiadabeznamiętnie. Był październik 2013 r. Najpierw przyszedł jeden, poprosił o papierosa. Barmanka odmówiła, bo sprzedaż papierosów prowadzą tylko dla klientów. Tamten wrócił z kolegami i skończyło się masakrą. Na nagraniu z miejskiej kamery widać, jak banda wyciąga z baru właściciela i klientów. Jeden bije kobietę, trzech kopie Richtárika.

Richtárik: – Na zapisie nie widać krwi, nie słychać krzyków. Wszystko trwa dwie minuty. Dzwoniłem po policję, nikt się nie przejął. Widziałem, jak neonaziści i mundurowi podają sobie ręce. Śledztwo trwałoby miesiącami, więc wrzuciliśmy nagranie do sieci.

W sylwestra znów zaatakowali, Richtárikowi złamano nogę. Wtedy sprawą zajął się prokurator krajowy i coś ruszyło.Dwóch lokalnych prokuratorów zdegradowano, w kraju zaczęła się dyskusja o neonazizmie.

Dla nitrzan to nic nowego. W 2007 r. organizacja „Ludzie przeciw rasizmowi” alarmowała, że w ciągu dekady neonaziści napadali tu na mieszkańców ponad 30 razy. Nawet żołnierzy słowackiej armii zmuszali do kłaniania się w pas, pobili ciężarną fankę punka, rozbili butelkę na głowie afrykańskiego studenta. Nitrę określa się mianem stolicy neonazistów. W 2014 r. partia Kotleby proponowała, by przenieść tu siedzibę prezydenta.

Richtárik: – Ludzie mówią „oni” i żyją dalej. To małe miasto. Nikt się nie wychyla, lepiej iść do cyrku i starać się nie widzieć. Ale nie ma żadnych „onych”. Są nazwiska. Kilkunastu łysych kolesi, którzy terroryzują normalnych mieszkańców.

Dlaczego Richtárik nie zrezygnuje? – Powinienem powiedzieć, że chcę walczyć o sprawiedliwy świat, bez rasizmu iagresji. Ładne zdanie do gazety, co? Prawda jest taka, że zainwestowałem w bar wszystkie pieniądze i nie pójdę z torbami przez kilku łysoli.

Zachodu się zachciewa

Historia Słowacji zapisana jest na kartach piłkarskiego FK Nitra. Tak twierdzi Igor, w dżinsach i brudnych adidasach, owinięty klubowym szalikiem. Kolega obok, w koszulce „Love Nazi”, podziela to zdanie.

1909 rok: powstaje Nyitrai ÖTTSO. „Madziary chciały maczać w tym łapska, ale to od początku w pełni słowacki klub”.

1921: zmiana nazwy na AC Nitra. Podobno dzięki rozwijającej się Słowackiej Partii Ludowej. „To nie byli faszyści, tylko patrioci”.

1961-62: najlepszy sezon w historii, 2. miejsce w lidze czechosłowackiej. Wtedy miała zacząć się walka o wolną Słowację, tyle że na boisku.

1989: awans do pucharów. „Było pewne, że Europa nas zobaczy i będziemy wolni”.

Igor to miłośnik historii, patriota i świadomy obywatel. Nie lubi pedałów, komunistów, czosnku i przełożonego w knajpie, gdzie pracuje. Gardzi tureckim kebabem, bo podejrzewa, że prowadzi go muzułmanin. Pije tylko słowacką wódkę.

– Ty, nie słuchaj go, on chodzi do Mariatchi – rechocze kolega Igora.

Ale Igor już zaczął wykład w stylu Kotleby, z nauczycielską manierą: – Nie jestem neonazistą, tylko nacjonalistą. Walczę o lepszą Słowację. Jak przyszło euro, wszystko zaczęło się zmieniać. Na ulice wyszli geje. Paranoja. Zachodu się wszystkim zachciewa. Jak robić Zachód, to bierzmy się za Cyganów. Oni są Słowakami tylko na papierze. A Madziarzy? Przecież mają swoje państwo.

Igor był w Bratysławie, na „Marszu za niepodległą Słowację”. Szło może 300 osób. Na początku wysłuchali wykładu o pierwszej niepodległej Republice Słowackiej (1939-45). Zabrakło informacji o współpracy z III Rzeszą i deportacjach słowackich Żydów. Były brawa i okrzyki wsparcia dla prelegenta.

Marsz rozkręcił się na dobre wraz z przemówieniem wspomnianego Jakuba Škrabáka – jednego z administratorów klubu Walhalla z Nitry, a zarazem sekretarza regionalnego partii. Škrabák, na co dzień pracownik baru z kanapkami na nitrzańskim bulwarze, porównał obecne czasy do 1939 r. – Dziś też musimy walczyć o niepodległość, nie możemy dać się zdominować grupom nacisku z UE – wołał.

Na koniec pomaszerowali na grób ks. Jozefa Tiso, prezydenta tamtej Słowacji. Ktoś komentował, że dziś trzeba takiego wodza. Inny wątpił, czy takim będzie Kotleba. Bo gdy został burmistrzem Bańskiej Bystrzycy, to wprawdzie wciąż krytykuje Romów, ale jakby mniej. Wąsika nie zgolił, ale zmienił styl ubierania. Igor zastanawia się, czy Kotlebie jeszcze zależy na Słowacji.

Czerwone róże

Znów w Nitrze, w barze Mariatchi.

– Czy jestem patriotą? – zastanawia się Richtárik. – Płacę podatki i mandaty, więc chyba tak. Koleś, który mnie skopał, dostał 400 euro grzywny i 12 euro kosztów sądowych. Tyle co za szybką jazdę bez pasów.

Ale przynajmniej zamknęli Walhallę.

Richtárik: – Jakby mniej kamieni ostatnio lata. Niedawno łysi przynieśli róże. Barmanka aż pobladła. Śmiali się nam w nowo wprawioną szybę. Dwie czerwone róże. Kładziemy takie na grobach. Nalałem wody do kufla. Szybko zwiędły. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2015