Monty Python dookoła świata

Często sięgam po Kapuścińskiego. Miał niesamowitą i rzadką zdolność: gdy tylko zaczynał pisać, powstawały dzieła znaczące.

30.06.2014

Czyta się kilka minut

Michael Palin, Edynburg, sierpień 2012 r. / Fot. Murdo Macleod / POLARIS / EAST NEWS
Michael Palin, Edynburg, sierpień 2012 r. / Fot. Murdo Macleod / POLARIS / EAST NEWS

MICHAEL PALIN: Przepraszam, ciut się spóźniłem.
MARCIN ŻYŁA: Mogę spytać, co się stało?
Przymierzałem kostiumy, w których razem z pozostałymi członkami grupy Monty Pythona będziemy występować w Londynie. Najpierw garnitur prezentera telewizyjnego. Potem jeszcze strój Pana Patafiana, postaci w gumiakach, krótkich spodniach, sweterku i białym czepku na głowie, która często pojawia się w naszych skeczach.
I dobrze leżały?
Tak, ten sweter jest na przykład bardzo pythonowski. Pamiętam, że w latach 70., po emisji „Latającego Cyrku Monty Pythona”, jego fason na krótko wrócił do mody w Anglii.
Zbliżają się dla Pana ważne dni: w lipcu – pierwsze od 34 lat wspólne występy z Monty Pythonem, we wrześniu – solowe tournée po Anglii. Publiczność ma swoje oczekiwania związane z takimi powrotami. Jakie ma Michael Palin?
Mam nadzieję, że razem z pozostałymi żyjącymi członkami grupy – Terrym Jonesem, Johnem Cleesem, Terrym Gilliamem i Erikiem Idlem – będziemy cieszyć się z bycia razem i wspólnej pracy. To, że występy będą filmowane, a w wielu krajach ludzie obejrzą je w kinach – tworzy oczywiście pewne napięcie. Jednak najważniejsze jest, aby udało się nam utrzymać ten sam sposób podejścia do naszej pracy, jaki mieliśmy 30 czy 40 lat temu. Od tego zależy nasz sukces.
To powrót z daleka. W latach 80., po dekadzie z Monty Pythonem, mając na karku 45 lat, zdecydował się Pan ruszyć w podróż dookoła świata. Rzeczywistość gagów zastąpić inną – także biedy i politycznych napięć.
Szczerze mówiąc, nie zdawałem sobie sprawy z tego, co mnie czeka w czasie podróży. Wcześniej też dużo wyjeżdżałem, choćby wtedy, gdy z Pythonami promowaliśmy nasze filmy – ale to, co widzieliśmy, ograniczało się do hoteli i lotniskowych terminali. Kiedy zadzwonili do mnie z BBC i powiedzieli, że chcieliby nakręcić serial podróżniczy ze mną w roli narratora, spodobało mi się to od razu. Przypadł mi do gustu pomysł podróży w nieco staroświeckim stylu: tylko lądem lub wodą, szlakiem Fileasa Fogga, tego z „W 80 dni dookoła świata” Juliusza Verne’a.
Jestem optymistą. Lubię wrażenia, które niosą ze sobą podróże: nowe miejsca, ludzi, odmienną kuchnię, zwyczaje i muzykę. Byłem więc gotów na każde doświadczenie. Oczywiście, po przyjeździe np. do Bombaju, gdzie wielu ludzi mieszka na ulicy, przeżyłem szok. To, co mogłem dać tym wszystkim ludziom, to humor i uśmiech – choć nieco inny niż ten, który wywoływaliśmy u widzów „Latającego Cyrku”.
Jest się wciąż do kogo uśmiechać?
Świat nie zmienił się od tamtego czasu aż tak bardzo. Dokądkolwiek by się nie pojechało, ludzie mają te same marzenia i oczekiwania: chcą być zdrowi, zapewnić szczęście dzieciom, mieć gdzie mieszkać i co jeść. I choć różnimy się skalą tych potrzeb i stanem posiadania, motywacje mamy te same. Gdyby udało się nam wszystkim to zrozumieć, świat stałby się bardziej przyjaznym miejscem. Ale gdy przychodzi co do czego – kiedy robi się niebezpiecznie, wzrasta nasze poczucie zagrożenia – zaczynamy znów postrzegać rzeczywistość z własnej perspektywy. Na tym polega kłopot z podróżowaniem en masse: jest tyle okazji do poznawania inności, lecz zwykle z nich nie korzystamy.
W Polsce ukazała się właśnie Pana książka o Brazylii. Co spotkał Pan w tym kraju, czego nie mógł znaleźć nigdzie indziej?
Opowiem o pewnym szczególe. Bardzo wielu Brazylijczyków to potomkowie niewolników z Afryki. Nie wiedziałem, że więcej niewolników skierowano do pracy na plantacjach w Brazylii niż do całej Ameryki Północnej. A mimo to mieszkańcom tego kraju udało się poradzić z kłopotami, które przynosi zróżnicowanie etniczne, dużo lepiej niż np. w Stanach Zjednoczonych. Jest w Brazylii coś z Afryki, coś jasnego, kolorowego, świątecznego. To świat „tu i teraz”, ludzi, którzy w dużej mierze żyją dla samej chwili. Oczywiście, w São Paulo czy Rio de Janeiro są osiedla wyglądające jak Beverly Hills, jednak bogatych jest stosunkowo niewielu. To prawdziwe poczucie przebywania w Brazylii kojarzyło mi się z Afryką.
W Rio nie da się jednak nie zauważyć przepaści między bogactwem a ubóstwem. Fawele, miasta slumsów, dominują nad miastem. Ponieważ buduje się je na wzgórzach, widać je nawet z plaży – osiedla, w których nie ma prądu czy bieżącej wody.
Kilka lat temu wrócił Pan na pokład starego statku, którym w latach 80. razem z ekipą BBC przepłynęliście Morze Arabskie. Czy często myśli Pan o ludziach, których spotykał podczas podróży?
To, co zdarzyło się w latach 80. na tamtej starej łodzi, gdy kręciliśmy „W 80 dni dookoła świata”, było szczególne. Spędziliśmy z jej marynarzami siedem dni i siedem nocy. Spaliśmy na pokładzie, nie było kabin, do których można było uciec, żadnych luksusów. Prowizoryczną toaletę po prostu zawieszono za burtą statku. Wszystko więc, co mogłoby nas wtedy dzielić, zniknęło. Chcieliśmy dotrzeć do Indii na czas, by móc kontynuować podróż na wschód. Byliśmy całkowicie zależni od tych osiemnastu żeglarzy z północno-zachodnich prowincji Indii, z których tylko jeden mówił trochę po angielsku. Wielu z nich już potem nie zobaczyłem – z częścią udało się spotkać, radości było mnóstwo.
Dziś podróżujemy więcej – i więcej o podróżach piszemy. Ma Pan swoich ulubionych autorów?
Lubię wracać do pisarzy, których znam od lat. Jednym z moich ulubionych jest Norman Lewis, autor książki „Neapol 1944” [ukazała się właśnie w Polsce nakładem wydawnictwa Czarne – przyp. red.], w której opisuje rzeczywistość tego miasta pod koniec II wojny światowej. Często sięgam po Ryszarda Kapuścińskiego, jednego z najbardziej inspirujących twórców, jakich znam. Podobnie jak inny wielki, Ernest Hemingway, miał on niesamowitą i rzadką zdolność: gdy tylko zaczynał pisać, powstawały dzieła znaczące. Rzadziej kupuję współczesną literaturę podróżniczą – szkoda, że bohaterami wielu nowych książek są, zamiast miejsc i spotkanych ludzi, sami ich autorzy.
Monty Python to jeden z symboli współczesnej kultury brytyjskiej. A co odnalazł Pan w swojej brytyjskości, podróżując?
Studiowałem historię na Uniwersytecie Oksfordzkim i – podobnie jak wielu moich rodaków – do dziś noszę w sobie przekonanie o tym, jak ważne są przeszłość i tradycja. To pierwsza rzecz, na którą zwracam uwagę w obcych miejscach. Nie interesuje mnie, gdzie znajduje się najbliższy pub – a już na pewno, gdzie znajduje się najbliższy pub angielski – lecz kiedy i dlaczego zbudowano miejskie mury obronne. Ów zmysł historii jest, jak sądzę, bardzo brytyjski.
Miłą rzeczą u moich rodaków jest to, że śmiało uczestniczymy w życiu miejsc, do których podróżujemy, nie boimy się ich. Przez stulecia byliśmy narodem handlarzy i pewnie z tamtych czasów został nam zwyczaj rozmów z ludźmi na ulicy, integracji. W odróżnieniu od Amerykanów albo przedstawicieli kultur dalekowschodnich, którzy często trzymają się w grupie cały czas, unikając wchodzenia w kontakt z miejscowymi. Urodziłem się i wychowałem w Yorkshire, w północnej Anglii. Tam mówimy po angielsku z innym akcentem. Kiedy wracam w tamte strony, przejmuję go z powrotem, mówię inaczej, niż będąc w Londynie. Dokładnie to samo dzieje się za granicą. Brytyjczycy mają żywy styl bycia.
Udowodnicie to z Monty Pythonem w lipcu, wracając na scenę?
Postaramy się wrócić do tamtego okresu sprzed lat, czasu wielkiej radości i frajdy z nawet największych głupot. Jeśli teraz uda się nam odtworzyć te emocje, znów spodobamy się publiczności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2014