Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Autor dowodził, że od narkotyków oczekuje się dokładnie tego, co jest człowiekowi dostępne w modlitwie. Wymieniał kilka tych szukanych przeżyć, z których zapamiętałem jedno, chyba najważniejsze: narkoman chce mieć „niebo natychmiast”. Mogłem się przekonać o trafności jego intuicji, kiedy wkrótce po lekturze książki spotkałem w Taizé grupę młodych ludzi z ruchu charyzmatycznego, a wśród nich kilku, którzy zapewniali, że udział w tym modlitewnym ruchu uwolnił ich od uzależnienia narkotykowego.
O dawnych lekturach i spotkaniach przypomniał mi właśnie przeczytany skrót ze sprawozdania zamieszczonego w piśmie „Social Neuroscience” o rozpoczętym w 2014 r. programie „Religious Brain Project”.
Badacze Uniwersytetu Utah w Salt Lake City (USA) prowadzili tam eksperymenty, z których wynikało, że narkotyki i przeżycia religijne (podobnie jak seks, muzyka i jedzenie) aktywują mózgowy „układ nagrody”, czyli ten, który daje poczucie wewnętrznego spokoju i życiowej satysfakcji. Na „bodźce religijne” reagowały jednak mózgi ludzi wierzących, bez względu na to, jaką wyznawali religię. Ta relacja, dość lakoniczna i napisana trudnym, fachowym językiem, potwierdzała tezy książki napisanej w czasach, w których badania nad mózgiem nie były tak rozwinięte jak obecnie. Autor książki ostrzegał, że mózg reaguje na narkotyki tak, jakby były odpowiedzią na głębokie ludzkie potrzeby (wewnętrznego pokoju, poczucia satysfakcji itp.), w efekcie zaś człowieka niszczą, a przeżycie religijne (jak modlitwa) rzeczywiście zaspokaja te potrzeby, nie niszcząc, lecz stając się źródłem siły.
Wiele osób dziś swoje wyleczenie z narkomanii przypisuje Bogu. Nie tylko jeśli idzie o narkomanów. Jak wiadomo, wyraźnie do transcendencji odwołuje się sprawdzony od lat program „12 kroków” AA. Czytamy tam: „Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie”. „Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy”. „Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie”. „Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy”...
Co prawda amerykański psycholog B.F. Skinner sformułował tzw. humanistyczną wersję kroków, bez odniesień do Boga („jakkolwiek Go pojmujemy”), choć nie musiał, bo pierwotna wersja 12 kroków nie przeszkadzała temu, żeby program AA był dobry dla wszystkich, wierzących i niewierzących. W świetle wspomnianych badań „Religious Brain Project” niekoniecznie uczulenie na wszystko, co transcendentne, okazuje się postępem.
Świat bez żadnych odniesień do „Siły Większej od nas samych” dałoby się zbudować, gdyby nie nasz mózg, który z nieznanych przyczyn za „Siłą Większą od nas” się rozgląda, potrzebuje jej i na nią reaguje.
Kto jednak wie, może w końcu osiągniemy to, że człowiekowi do szczęścia wystarczą seks, jedzenie i muzyka, a żadna transcendencja nie będzie mu już potrzebna. Wątpię jednak, czy Bóg tego dla nas chce. ©℗
Polecamy w "Temacie Tygodnika":