Mistrzostwa zmęczonych

Jak wykrzesać z siebie entuzjazm do mistrzostw Europy po tylu miesiącach życia w izolacji i niepokoju? I jak nie zrobić z piłkarzy kozłów ofiarnych, jeśli i tym razem coś pójdzie nie tak?

11.06.2021

Czyta się kilka minut

Robert Lewandowski podczas treningu reprezentacji Polski, Gdańsk, 10 czerwca 2021 r. / Fot. Piotr Matusewicz / East News /
Robert Lewandowski podczas treningu reprezentacji Polski, Gdańsk, 10 czerwca 2021 r. / Fot. Piotr Matusewicz / East News /

Zmęczenie. To jest to słowo. Klucz do turnieju, który powinien był zostać rozegrany już rok temu. Nie został, bo wybuchła pandemia i na dobrych parę miesięcy wszystkie rozgrywki piłkarskie w Europie zawieszono - a kiedy ostatecznie udało się je dokończyć, to priorytetem okazała się związana, co tu kryć, z dużo większymi pieniędzmi piłka klubowa.

Maszyny i ludzie

Z poprzedniego zdania również przebija zmęczenie. Jak tu nie być zmęczonym, jak wykrzesać z siebie entuzjazm do dyscypliny, którą dopiero co targnął paroksyzm Superligi - w której najbogatsze kluby, będące pracodawcami większości kandydatów na największe gwiazdy mistrzostw Europy, próbowały ni stąd, ni zowąd zawiesić fundament sportowej rywalizacji, opierającej się przecież na założeniu, że podczas spotkania na boisku teoretycznie każdy ma równe szanse, i usiłowały stworzyć strukturę, w ramach której grałyby wyłącznie we własnym gronie, żeby zarabiać jeszcze więcej?

Ale zmęczenie nie jest zjawiskiem dotykającym wyłącznie kibica. Mówią o nim również piłkarze rozpoczynający dziś Euro, z których wielu po pandemicznej przerwie - trudno ją przecież było uznać za czas urlopu, bo związaną z pozostawaniem w gotowości i stosowaniem się do przygotowanych przez kluby programów treningu indywidualnego - musiało grać niemal non stop i po skróconych wakacjach ma w nogach nawet sześćdziesiąt meczów. Pytany o to w rozmowie z „The Times” Robert Lewandowski mówi wprost, że czasu na odpoczynek jest za mało, a piłkarzy zmusza się do zbyt wielkiego wysiłku: „Władze zapominają, że jesteśmy ludźmi, a nie maszynami” - deklaruje człowiek często do maszyny porównywany, próbując pragmatycznie argumentować, że jakość rozrywki, jaką on i jemu podobni mają nam dostarczać, cierpi w ten sposób, a futbol oglądany zbyt często staje się zwyczajnie nudny.

To również może być jedna z przyczyn zmęczenia. Z powodów, oczywiście, finansowych format mistrzostw Europy rozbudowano do tego stopnia, że zagra w nich wiele przeciętnych drużyn (strach napisać: z Polską wśród nich), a w związku z tym oglądanie eliminacji do turnieju, podobnie jak meczów tzw. Ligi Narodów, nie wywoływało emocji tak żywych, jak w przeszłości. Z powodów, oczywiście, finansowych rozdzielono również organizację Euro między kilkanaście miast rozsianych po całym kontynencie, jeszcze w czasie przedpandemicznym ignorując potrzeby i możliwości finansowe zwykłych kibiców (reprezentacja Polski zagra pierwszy mecz w Petersburgu, drugi w Sewilli, trzeci ponownie w Petersburgu, a ewentualny awans do kolejnej rundy wiązać się będzie z dalszymi podróżami), o kwestii śladu węglowego nie wspominając. Dziś, kiedy tanie linie nie są już takie tanie, kiedy liczba biletów na mecze jest ograniczona nie tylko w związku z rozdzieleniem niemałej ich części między sponsorów, ale także - wciąż - względami covidowego bezpieczeństwa, dla zdecydowanie zbyt wielu z nas tegoroczne mistrzostwa będą miały wymiar, który w ostatnich miesiącach tak bardzo nam dojadł w tylu innych sferach życia: wymiar wirtualny.

A przecież mam poczucie, że wyliczając i próbując zracjonalizować czysto piłkarskie powody zmęczenia (mógłbym jeszcze dodać parę słów o zmęczeniu sztucznością samego futbolu pandemicznego, z pustymi trybunami i serwowanym z offu przez realizatorów transmisji telewizyjnej fejkowym dopingiem), pomijam to najważniejsze: zmęczenie egzystencjalne. Jak wykrzesać z siebie entuzjazm do mistrzostw Europy po tylu miesiącach życia w niepokoju o siebie i najbliższych, o własne i ich zdrowie i pracę? Jak cieszyć się grą po tylu miesiącach izolacji i napięć, a w wielu przypadkach także - po miesiącach żałoby? W ostatnich dniach słyszałem to wiele razy: opinię, że oto kolejny raz jesteśmy nabierani, że media, że reklamodawcy, że może politycy także, usiłujący odwrócić uwagę od swoich problemów, kolejny raz próbują wprawić nas w stan sztucznego podniecenia, organizując nam igrzyska w czasie, który prosiłby się raczej o rekolekcje.

Zresztą wśród niewypowiedzianych niepokojów związanych z mistrzostwami Europy wyczuwam i ten: przed gniewem ludu, nagromadzonym, skumulowanym i niewyrażonym podczas pandemii, który odbije się teraz na tych, którzy w ciągu najbliższych dni mogą zawieść nasze, kibiców, oczekiwania. Przed falą hejtu, która rozleje się nie tylko po trybunach, ale przede wszystkim po portalach i mediach społecznościowych.

Telefony i wyroki

Jednym z najlepszych tekstów, jakie przeczytałem przed turniejem, był zarazem tekst należący do najprostszych - napisany w formie listu do „drogiej Anglii” przez selekcjonera tamtejszej reprezentacji, Garetha Southgate’a, i od pierwszego akapitu podkreślający, że mówi o rzeczach istotniejszych niż jakiś futbol.

Jestem jednym z was - mówi w zasadzie wprost Southgate - podobnie jak ci, których mi powierzono. Wspomina pierwszy mecz reprezentacji Anglii, jaki obejrzał jako chłopiec - i odwołuje się w ten sposób do emocji bliskiej każdemu kibicowi; sami zresztą powiedzcie, czy nie pamiętacie pierwszego meczu Polaków, jaki widzieliście w życiu? Pyta, dlaczego to takie ważne. Pyta, czym właściwie jest bycie Anglikiem - z jakiego rodzaju uczuciami wiąże się świadomość bycia częścią narodowej wspólnoty (nie miejsce tu na opisywanie jego pojmowania patriotyzmu, choć wynika z niego niewątpliwie, że szacunek dla tradycji i wartości poprzednich pokoleń nie może się wiązać z rezygnacją z postępu i wglądu w siebie). Wspomina o pochodzeniu swoich podopiecznych, często potomków migrantów, zwykle mających za sobą niełatwą drogę do popularności i sławy. W tym przypadku można dawać zresztą także polskie przykłady, choćby wspomnianego już Roberta Lewandowskiego, z jego wczesną kontuzją i byciem odrzuconym przez Legię, późniejszym odbudowywaniem kariery na trzecioligowych boiskach, a także z przedwczesną śmiercią ojca - dziś, gdy faktycznie świetnie zarabia i nosi, o zgrozo, luksusowe zegarki, łatwo zapomnieć o ścieżce, która doprowadziła go na futbolowy szczyt: o wszystkich wyrzeczeniach i wątpliwościach, o reżimie treningowym, o bólu i samotności, a w końcu o tym, że niedługo będzie musiał ten szczyt opuścić. Skądinąd: czy ceny zegarków, jakie noszą aktorzy odgrywający któregoś z superbohaterów w serii Marvela, również bywają przedmiotem publicznych wiwisekcji?

Piłkarze są też kibicami, przypomina Southgate. Zależy im. Czują dumę z powołania do kadry. Chcą dla niej grać i wypaść jak najlepiej. Poświęcają dla niej zdrowie, nieraz przyjeżdżają z kontuzjami i - jak Błaszczykowski czy Glik przed ostatnim mundialem albo Milik przed tegorocznym Euro - walczą do ostatniej chwili, by zdążyć na wielki turniej i wypaść w nim jak najlepiej. Naprawdę tego chcą. Co spotyka ich w zamian?


Czytaj także: Michał Okoński: Ta wstrętna gra


„Niestety, żyjemy dziś w innej epoce, gdzie dostęp do piłkarzy nie jest tak łatwy, jak w przeszłości” - pisze angielski trener. Dziś nie ma już szansy na to, by wrócić ze swoim idolem po meczu jednym autobusem albo spotkać go w pubie i pogadać o tym, co poszło nie tak. Ale z drugiej strony przecież piłkarze są obecni w portalach społecznościowych i - możecie mi wierzyć - naprawdę czytają o tym, co ich dotyka. 

Podczas warszawskiej premiery „Światła bramki” Paweł Sołtys wspominał, co spotkało Krzysztofa Warzychę ze strony kibiców Legii, kiedy w 1996 roku napastnikowi reprezentacji Polski przyszło grać na Łazienkowskiej w barwach Panathinaikosu - i o tym, jakim wstrząsem było dla przyszłego pisarza i wokalisty patrzenie na łzy hejtowanego piłkarza w trakcie pomeczowego wywiadu. Ale to były czasy, kiedy wyrażanie kibicowskiej frustracji ograniczało się do dziewięćdziesięciu minut meczu - później znieważony czy lżony zawodnik miał szansę o wszystkim zapomnieć i wrócić do względnie normalnego życia. A dzisiaj? „Są takie chwile, kiedy odzywa się we mnie instynkt ojcowski - wyznaje angielski selekcjoner, dodając, że dla większości swoich zawodników faktycznie mógłby być ojcem. - Na przykład kiedy widzę, jak włączają swoje telefony natychmiast po meczu, zastanawiam się, czy to naprawdę dobry pomysł”. Obraźliwe komentarze na Twitterze, Facebooku czy Instagramie nie sprawiają, że znieważony zawodnik zaczyna lepiej grać, ba: bywają przyczyną niejednego kryzysu formy, jeśli nie wręcz kryzysu psychicznego - i nieprzypadkowo tej wiosny przez cztery dni angielski futbol bojkotował media społecznościowe, by zmusić je do szybszego i bardziej adekwatnego reagowania na mowę nienawiści.

Kciuki i serca

Dlaczego o tym piszę? Bo mam poczucie, że mistrzostwa Europy zaczynają się w szczególnym czasie - kiedy wyrażanie tej nienawiści przychodzi łatwiej niż kiedykolwiek i kiedy może nawet są przyczyny, dla których szuka ona ujścia. Nie ukrywam więc, że w przypadku drużyn, którym kibicuję, marzy mi się turniej trwający dłużej niż owe rytualne trzy spotkania - otwarcia, o wszystko i o honor (mieszanie tego ostatniego pojęcia do sportu wyjątkowo mnie zresztą irytuje). Wiem, nie ja jeden mam to marzenie, ale w moim przypadku jego źródło nie leży w jakichś niezdrowych ambicjach, narodowej megalomanii, chęci ostatecznego potwierdzenia, że oto faktycznie powstaliśmy z kolan, pragnieniu ogrzania się w blasku sukcesu reprezentacji, tęsknocie za sukcesem politycznym czy komercyjnym. Myślę raczej o tym, że np. oglądanie poukładanej przez trenera Sousę i mającej swój nowy (tak bardzo świeży, choć wciąż generujący zatrważająco dużą liczbę błędów…) pomysł na grę reprezentacji, mogłoby nam przynieść rodzaj oczyszczenia z gatunku tych, które przynosiło oglądanie antycznego teatru. Że zamiast zamieniać Lewandowskiego czy Zielińskiego, o Szczęsnym nie wspominając, w kozły ofiarne, zamiast po pierwszym nieudanym zagraniu albo po pierwszym nieudanym meczu (pamiętamy turnieje wygrywane przez drużyny, które zaczynały kiepsko…) kierować kciuki w dół, moglibyśmy cieszyć i wzruszać, nawet jeśli i tym razem ostatecznie mielibyśmy skończyć śpiewając „Nic się nie stało”.

Sport ma w sobie taką moc. Potrafi nieść wspaniałe opowieści (pamiętacie, jak Euro 1992 wygrali Duńczycy, choć miało ich tam nie być - pojechali tylko dlatego, że władze futbolu wykluczyły z turnieju prowadzącą wojnę na Bałkanach Jugosławię?), potrafi mówić wielkie prawdy (pamiętacie, jak notoryczny solista Ronaldo musiał zejść z boiska już na początku finału poprzedniego turnieju i przeżywał ów mecz jak konieczną lekcję tego, że futbol jest sportem zespołowym?). Potrafi zachwycać broniącym karne gołymi rękami bramkarzem Ricardo i strzelającym je delikatną podcinką pomocnikiem Pirlo. Potrafi być zwyczajnie piękny. Pozwolił mi przecież zobaczyć wolej van Bastena z ZSRR w 1988 r., solową akcję Gascoigne’a ze Szkocją w 1996, bramkę piętą Ibrahimovicia z Włochami w 2004, trafienie Błaszczykowskiego z Rosją w 2012.

Kiedy Małgorzata Domagalik zadała strzelcowi tej ostatniej bramki pytanie, co takiego jest w piłce, że warto się jej poświęcić, odpowiedział: „Powietrze”. To miał być żart, ale trudno nie dostrzec ukrytej w samym słowie słowie metafory. Jeśli jesteśmy zmęczeni i brakuje nam tchu, przez najbliższy miesiąc możemy nabrać powietrza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2021